czwartek, 8 grudnia 2016

Szansa 4

[Skarb]
-Gratulacje! –podbiegła do nas uradowana szatynka ubrana w reprezentacyjną kurtkę. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc ją ucieszoną. Wczoraj nie prezentowała takiego wyrazu twarzy. Miała ochotę pozabijać wszystkich organizatorów za brak śniegu na skoczni. –Daliście czadu! –odparła posyłając każdemu z nas swój piękny uśmiech.
-Mogło być lepiej. –mruknął Ziobro, który to właśnie chował swój telefon do kieszeni od spodni. Spojrzałem się na niego. Za mało luzu w dupie –pomyślałem. Ciągle narzeka. Cały czas mu coś nie pasuje. A skakanie? Gdyby lepiej skakał nie musielibyśmy pewnie wysłuchiwać jego marudzenia.
-A ja powiem, że jestem z was dumny panowie. –nie wiadomo skąd pojawił się i Dawid. No fakt dzisiaj nie skakał z nami w drużynowym, ale za to czekamy na jego jutrzejszy popis w konkursie indywidualnym.
-Popieram Dawida. 6 miejsce, to bardzo dobre miejsce jak na początek sezonu. –wszyscy przytaknęli dziewczynie. –Dobra. –usłyszeliśmy jej poważny głos. –Koniec tego co dobre. –klasnęła w dłonie. Swój wzrok od razu przeniosłem na jej osobę, reszta uczyniła to samo. Grzebała w torebce. Znowu go zgubiła –śmiałem się z niej w duchu. Już byłem gotowy coś powiedzieć, ale… tak po prostu bałem się. To byłoby nie na miejscu. Jeszcze nie teraz. –No to kto pierwszy do wywiadu? –wyrwała mnie z myślenia swoją propozycją. Przenosiła swój wzrok na każdego z nas po kolei. Podniosła ręce na wysokość szyi i zaczęła dokładnie układać swój szalik. Pogoda daje w kość.
-No to faktycznie koniec dobrego. –mruknął Murańka. Szatynka zmierzyła go wzrokiem.
-A ty nadal nie lubisz ze mną wywiadów. –udała oburzoną. Jej spojrzenie zatrzymało się na dwukrotnym mistrzu olimpijskim. No to go ma. –ucieszyłem się po czym wycofałem się powoli z naszego koła. Niestety nie wyszło mi to w stylu angielskim. Masz mnie. –mruknąłem pod nosem.
-Z tobą sobie też porozmawiam. –usłyszałem zza pleców donośny, kobiecy głos. Tego nie chciałem. Wszystko, ale nie to. Doskonale widziałem, że ona również wolałaby pominąć wywiad z moją osobą. Sam na sam w jednym pomieszczeniu. Zero świadków. To zbyt niebezpieczne.
-Mhmm. –mruknąłem pod nosem nie odwracając się w jej stronę tylko ruszyłem szybko do domku.
Nie patrząc za siebie otworzyłem drzwi od budynku. Wszedłem do niego tak szybko jak uciekłem od kolegów. W środku nikogo nie było co naprawdę rzadko się zdarza. Podszedłem do ławki, na której znajdowała się moja torba. Zabrałem z wieszaków kilka swoich rzeczy po czym spakowałem je do środka. Ruszyłem w stronę wyjścia, kiedy to sobie przypomniałem o kombinezonie. Byłem zdenerwowany. Wróciłem się szybko po niego po czym opuściłem pomieszczenie z wieloma myślami w głowie.
Stojąc i rozmawiając z przyjaciółmi czułem się spięty, a kiedy tylko dołączyła do naszego grona Maryna myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Nie potrafiłem udawać, że wszystko jest w porządku. Zbyt bardzo bałem się tego co może się wydarzyć za kilka chwil.
Rozmyślając nad tym wszystkim dotarłem do kadrowego busa i zająłem miejsce na samym końcu. Z dala od wszystkich członków kadry. Ze swojej torby wyciągnąłem niezawodnego iPoda i czarne słuchawki. Ten zestaw jeździ ze mną wszędzie. Odpaliłem urządzenie i zacząłem się rozkoszować pierwszymi taktami dobrze znanego mi utworu.

And I know she'll be the death of me, at least we'll both be numb
And she'll always get the best of me, the worst is yet to come
But at least we'll both be beautiful and stay forever young
This I know, yeah, this I know
[…]
Opadłem na wygodne, hotelowe łóżko. Miękka pościel od razu otuliła moje rozpalone ciało. Nie miałem chęci pójść pod prysznic, by się nieco odświeżyć po bieganiu. Wziąłem do ręki swój telefon, który to leżał na stoliku nocnym. Wyszukałem odpowiedni numer i wystukałem krótką wiadomość tekstową.
Idę na basen. Nie wiem czy znajdę wolną chwilę na wywiad.

Rozłożyłem się na całości łoża i wcale nie miałem ochoty iść na ten basen, nigdzie nie chciałem się stąd ruszać. Wysłałem jej wiadomość dlatego, że nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem, by przeprowadzała ze mną ten wywiad. Byłbym nieobecny, rozkojarzony. Odpowiadałbym niezgodnie z prawdą. Wiem to doskonale i nie chcę tego. Skończyło by się to niekorzystnie dla mojej osoby.

[Cicha]
Stanęłam pod drzwiami pokoju, do którego teraz powinnam wejść i zrobić to co dla mnie należy. Nie miałam odwagi by zapukać. Stałam i wpatrywałam się w nie tak jakbym widziała coś takiego po raz pierwszy w swoim już niekrótkim życiu. Brązowe, polakierowane drewno odbijało światło holowych lamp. 104 –mruknęłam pod nosem patrząc na miedziany numer zawieszony na drzwiach.
Powoli podniosłam do góry rękę by zapukać. Dłoń ułożyłam w pięść i już chciałam uderzyć w drzwi, ale mi uciekły. Wystraszyłam się. Notatki, które trzymałam w drugiej ręce spadły z hukiem na podłogę. Kartki, które znajdowały się jeszcze przed chwilą w tekturowej teczce rozsypały się wokół moich butów. Przeniosłam swoje spojrzenie z rozrzuconych list do góry i zobaczyłam go stojącego w drzwiach. Spuszczając wzrok szybko schyliłam się po materiały. Zbierając kartki cała się trzęsłam. Czułam się dziwnie w tej sytuacji, ale on… od niego biła pewność siebie. Jest górą.
1:0, że tak powiem dla ciebie.
-Jestem uczulony na to gdy jakaś fanka stoi pod moimi drzwiami i na coś czeka, ale żebyś to była ty? –zaśmiał się. Natychmiast posłałam mu wrogie spojrzenie, był żałosny. Gdy tylko zauważył mój wyraz twarzy spoważniał. –Napisałem ci wiadomość. –dodał po chwili niezręcznej ciszy. Jego twarz była bez żadnego wyrazu. Żadnych emocji. Tylko obojętność.
-Jaką wiadomość? –zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.  Widziałam jak przewraca teatralnie oczami, próbowałam się nie zaśmiać, tak jak zawsze, gdyż nadal mu to nie wychodzi.
-Napisałem, że idę na basen. I że… -zatrzymał się w połowie. Swój wzrok skupił na swoich stopach. Kręcił coś. –Z resztą nie ważne. –dopowiedział szybko nadal nie obdarzając mojej osoby swoim spojrzeniem.
-Widzę, że nigdzie się nie wybierasz. –odparłam pewnie. –Mogę wejść? –zapytałam wyglądając za jego ramię. Wyglądało na to, że w pokoju nikogo nie ma.
-Jasne. –odpowiedział przepuszczając mnie w progu.
Mijając go poczułam zapach jego perfum. Jak zawsze idealne. Zawsze uwielbiałam wtulać się w jego ciało, pachniał niesamowicie. Byłam uzależniona od tego zapachu. Ba! Nadal jestem. Nie był intensywny. Był typowy dla mężczyzny. Pasował do niego.
Jego pokój na konkursach zawsze różnił się od pokoi pozostałych zawodników. U niego za każdym razem wszystko było na swoim miejscu. Żadnych porozrzucanych ubrań. Kartki z tabelkami ułożone równo jedna na drugiej. W łazience czysto, żadnej pływającej wody wokół prysznica. Nic czemu można by było się doczepić. Dbał o porządek od zawsze. Nie raz byłam u innych skoczków i stwierdzam, że tutaj sanepid nie miałby żadnych zastrzeżeń. Widywałam porozrzucane ubrania po całym pomieszczeniu, jakieś kartki, teczki, wszystko walało się pod nogami. Zdarzały się też sytuację, kiedy to przed nosem znajdywałam bieliznę. Chyba już mnie nic nie zaskoczy. No tak, chyba pokój prawdziwego sportowca powinien wyglądać nieco inaczej niż ten, w którym jestem teraz. Zawsze wydawało mi się, że nie mają na nic czasu. Tylko treningi i wykłady u trenera. Bo tak jest. Ale on potrafi znaleźć czas, by zachować tutaj porządek.
Usiadłam na idealnie pościelonym łóżku. Spojrzałam wzrokiem naprzeciw siebie. Stało tam drugie. Leżał tam zanim przyszłam –pomyślałam patrząc na zmiętoloną pościel. Obok poduszki leżał telefon. Zawsze jest blisko niego, nie potrafi się z nim rozstać.
-Możemy zacząć? –zapytał się spokojnym tonem patrząc na moją osobę.
-Tak. –odparłam szukając długopisu. Musiał mi gdzieś wypaść po drodze, gdyż nigdzie nie mogę go znaleźć. –Masz może pożyczyć długopis? –zapytałam wyciągając odpowiednią kartkę.
-Jasne. –odpowiedział podając mi dość ciężki przedmiot w srebrnym odcieniu, na którym był wyryty napis Pamukkale. Przejechałam delikatnie palcem po napisie. Przymknęłam lekko powieki, a wspomnienia same napłynęły do mojej głowy.

07.05.2014r.
Widoki zapierały dech w piersi. Były niesamowite. Bawełniany zamek okazał się strzałem w dziesiątkę dla nas wszystkich. Byłam zachwycona naturą, jak to w ogóle możliwe, że takie coś powstało.
-Podoba ci się kochanie? –chwycił mnie w tali przyciągając mocno do siebie.
-Bardzo. –pocałowałam go delikatnie w usta. –Cieszę się, że mogę tutaj być z tobą. Dziękuję. –przytuliłam się do niego.
Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie mając takiego wspaniałego chłopaka. Nigdy nie chcę go zamieniać na kogokolwiek innego.
-Kocham cię. –powiedział patrząc się prosto w moje oczy.
-Ja ciebie też. –znów nasze wargi zbliżyły się do siebie. Na początku lekko musnął moje usta, następnie zaczął pogłębiać pocałunki. Czułam się niesamowicie mając go przy sobie.
-Dobra, skończcie się już tak migdalić. –podszedł do nas Piotrek. Na twarzy nie miał uśmiechu co nie zdarzało się zwykle. On mówił poważnie. –Trochę kultury w miejscu publicznym kochani. –dodał pozostawiając nas samych. Spojrzeliśmy na siebie jednoznacznym spojrzeniem po czym obydwoje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem, przez co wzbudziliśmy zainteresowanie u turystów Pamukkale.
-Od razu wszyscy się uśmiechają. –zauważyłam oglądając się za siebie. –Tak nie wiele potrzeba by dać innym ludziom powód do uśmiechu. –kąciki jego ust uniosły się ku górze co spowodowało, że ja też nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Byłam szczęśliwa widząc uśmiechniętych ludzi. Zwiedziłam nie jedno wielkie miasto. Będąc w Nowym Jorku mijałam na ulicach tysiące osób. Ludzie w tym mieście w ogóle nie patrzą na siebie. Przechodzą obok siebie bez jakichkolwiek emocji wyrysowanych na twarzy. Najbardziej na świecie lubię uśmiech na twarzy drugiej osoby. Jest mi niezmiernie miło, widząc szczęśliwe osoby, dlatego ja sama staram się jak najczęściej zarażać innych pozytywną energią.
-Uwielbiam twój uśmiech. –powiedział chwytając mnie za dłoń. –Choć. –pociągnął mnie w stronę wody.
Tutaj to wszystko wyglądało jeszcze inaczej. Piękniej. Z wapiennych tarasów rozpościerał się cudowny widok na baseny z ciepłą wodą, gdzie było widać wielu turystów pluskających się we wodzie. Wszędzie było słychać szczęśliwe krzyki dzieci. Ludzie byli szczęśliwi.

[…]
-Dziękuję za wywiad. –dopowiedziałam wstając z łóżka.
-No cóż, chyba nie miałem innego wyboru. –rzucił ironicznie idąc za mną.
Sięgnęłam ręką do klamki, by otworzyć drzwi, lecz mi przeszkodził.
-Rozmawiałaś już z nim? –zapytał spokojnym tonem. Całkiem innym. Nie było w nim ironii.
-Nie. –odparłam krótko nadal stojąc do niego plecami.
-Słuchaj. –poczułam jego dłonie na swoich barkach. Odwrócił mnie lekko w jego stronę.
-Boję się. –powiedziałam bez żadnego zastanowienia, choć to była prawda. Bałam się jego reakcji. Bałam się go w pewnym sensie.
-Nie masz się czego bać. –odparł patrząc się głęboko w moje oczy. –To jest przeszłość. Nie ma tego konsekwencji. Nie masz czego się obawiać. –dodał nie odrywając swojego wzroku od źrenic należących do mojej osoby..
-On i tak powinien o tym wiedzieć. –nie usłyszałam żadnej odpowiedzi tylko zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Tęskniłam za nim. –Do zobaczenia. –chwyciłam klamkę.
-Jak coś to dzwoń. Masz numer. –odpowiedział nadal się uśmiechając.
-Dziękuję. –odwzajemniłam gest.
-Uwielbiam twój uśmiech. –usłyszałam jego głos za plecami. Zamarłam.

[Schlieri]
-Widzieliście tą Polkę? –Michi opadł z impetem na swoje łóżko po czym głośno westchnął.
-Podobno w końcu wolna. –dodał ucieszony Kraft.
-Gadacie tak, a sami macie kobiety. –blondyn pokręcił głową z niezadowoleniem.
-No tak, ale jest niezła, nie zaprzeczysz. –naszym oczom ukazał się rząd białych zębów pana Krafta. Niedobrze mi się robiło, kiedy tak słuchałem ich głupot.
-Tak w ogóle, to o kim wy cały czas tak nadajecie jak katarynki na straganie. –do pokoju wszedł zdezorientowany tą całą sytuacją Fettner. No pięknie, cała zgraja aparatów w komplecie.
-O byłą Kota lata. –odparł Hayboeck. –Nikt nie wie o co tak naprawdę poszło. –dodał po chwili.
Nikt nie wie o co tak naprawdę poszło. No tak, nikt nie wie. Tak naprawdę to nikt nie ma prawa wiedzieć co się stało. Ja sam nie wiem do czego pomiędzy nimi zaszło. Wiem swoje, ale pewnie to nie z powodu akcji z udziałem mojej osoby do tego doszło. Zdradę można przecież wybaczyć. Sandra… nieraz wysłuchiwałem jej kazań z morałami. Zawsze mi wybaczała. Kochała mnie i rozumiała jak nikt inny.
Związek mój i Sandry już od dłuższego czasu był wolnym związkiem. Byłem z nią z prostego przyzwyczajenia, a pomimo to i tak jej się oświadczyłem. Przy niej jest mi dobrze. Mam wszystko czego mi potrzeba. Nie ma mi za złe to co robię. Daje mi w pełni wolną rękę. Przyzwyczaiłem się do niej. Zapewne trudno, by mi było po naszym rozstaniu chociaż i tak już jej nie kocham. Nie czuję do niej tego co czułem 5 lat temu. Moja pierwsza wielka miłość. Jest nadal przy mnie. Wolę ją mieć w przy sobie niż oglądać ją z kimś innym.

15.08.2010r.
Siedzi niespełna 5 metrów ode mnie. Jej zadbane, jedwabne blond włosy delikatnie opadają na odkryte ramiona. Niebieskie oczy są pełne szczęścia i życia. Z ust ani na chwilę nie schodzi szczery uśmiech, który zaraża innych pozytywną energią. Jest wyprostowana z pełną gracją jak zawsze. Biała sukienka na ramiączkach idealnie podkreśla jej kobiece kształty. Wygląda jak prawdziwy anioł. Mogę sobie wyobrazić jak z pleców wyrastają jej bielutkie jak śnieg pierzaste skrzydła. Niesamowite. Jest pierwszym aniołem jakiego spotkałem w swoim życiu.
Na stole przed nią stoi to samo co zawsze. Karmelowe Macchiato i tarta z prażonymi jabłkami. To wszystko dopełnia biały laptop. Cały czas pracuje. Różni się od całej reszty ludzi, którzy są pochłonięci pracą. Ona spełnia swoje obowiązki z pasją, nie nudzi ją to. To właśnie różni nas od siebie. Ja jestem chory widząc stertę papierów, które dostaję przed każdym sezonem, wszystkie formalności do uregulowania… To nie jest dla mnie. Naprawdę nie wiem co bym zrobił gdybym nie miał przy sobie takiego menagera jakiego mam.
-Cześć. –usłyszałem miły kobiecy głos tuż obok mojego ucha. Odwróciłem swoją głowę w prawo i mnie zamurowało. Stoi obok mnie. To ona, nie żaden duch. Nie mogę w to uwierzyć. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstała i zmierzyła w moim kierunku. Nie odpowiadając nic uśmiechnąłem się do niej wskazując dłonią na krzesło obok mnie. Usiadła z lekkością jakiej ja nigdy nie posiadałem. –Jestem Sandra. –ukazała rząd swoich białych zębów wyciągając przed siebie rękę, na której było zawieszone mnóstwo złotych bransoletek, które rytmicznie zabrzęczały, kiedy obiły się o siebie nawzajem.
-Gregor. –uścisnąłem jej dłoń. Widziałem jak próbuje powstrzymać śmiech. No tak, siedzimy w jednej z najbardziej obleganych kawiarni w centrum Innsbrucka. Każdy tu mnie widział nie raz, już pewnie wszyscy mnie tu znają i wiedzą co zwykle zamawiam. Z resztą każdy Austriak, który choć raz obejrzał konkurs skoków narciarskich wie kim jestem.
-Nie masz nic innego do roboty, tylko przesiadujesz w tej kawiarni i ciągle wlepiasz swój wzrok w moją osobę? –nie hamowała się, mówiła to co myśli. Zapunktowała u mnie.
-Mam dużo pracy, lecz należy mi się chwila, bym mógł się oderwać od tego całego świata. –odparłem przed czym przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co tak naprawdę powinienem jej odpowiedzieć, by nie wyjść na idiotę.
-Ja jednak myślę, że masz bardzo ciekawe życie. –mrugnęła do mnie okiem co wywołało na mojej twarzy szczery uśmiech. Swoim wzrokiem obdarzyła gustowny złoty zegarek, który spoczywał na jej lewym nadgarstku. –Praca wzywa. –westchnęła pod nosem.
-Skąd ja to znam. –rzuciłem ironicznie przypominając sobie zbliżający się konkurs z cyklu Letniego Grand Prix.
-Może spotkamy się jeszcze kiedyś? –zapytała nieco nieśmiało. Biłem się w myślach, że pierwszy jej tego nie zaproponowałem. Po prostu się bałem. Cała moja pewność siebie uleciała…
-Jasne. –powiedziałem. Ale ze mnie idiota... nie potrafię się nawet zachować w towarzystwie kobiety. –Tutaj masz moją wizytówkę. –podsunąłem jej tekturowy kartonik z moim imieniem i nazwiskiem oraz danymi kontaktowymi. –Dzwoń kiedy tylko czegoś potrzebujesz. –obdarzyłem ją swoim uśmiechem, na który leciała każda dziewczyna, a fanki piszczały z wrażenie. Jednak dobrze być takim urodziwym chłopakiem –stwierdziłem.
-Dziękuję. –odwzajemniła mój gest. –No to do kolejnego spotkania. –dodała po czym wstała z krzesła. –Do zobaczenia, Gregor. –dopowiedziała i odeszła od stolika pozostawiając mnie samego z niemałym mętlikiem w głowie.

[Cicha]
-Halo. –usłyszałam cichy głos przyjaciółki. –Halo!
-Jestem, jestem. –westchnęłam. –Choć wolałabym, żeby mnie tutaj jednak nie było. –dodałam z żalem do siebie. –Chyba sobie nigdy nie wybaczę, że się w to wpakowałam…
-Nie mów tak! –warknęła obrażona przerywając mi. –Dobrze wiesz, że zazdroszczę ci tej pracy.
-Nie tylko ty. –mruknęłam. Wszystkie myśli w mojej głowie utworzyły jeden niekompletny obraz. Było tam wszystko. Złe i dobre. –Ale ja nie potrafię tak pracować! –Oburzyłam się po chwili. Spojrzałam na ekran komputera. Rudowłosa wygląda tak jak zawsze. Za każdym razem kiedy ją widzę zdaje mi się, że ma o jeden pieg więcej niż ostatnim razem.
-Daj sobie czas. –powiedziała ze stoickim spokojem, tak jak miała to w zwyczaju. –Nie możesz martwić się na zapas, to niekorzystne dla ciebie jak i innych. –dodała. Patrzę na nią i mam ją za idiotkę. Nie rozumiem dlaczego mi to mówi.
-Zawsze rozmawiamy na temat mojej osoby. –uznałam ze spokojem. –Lepiej mów co tam u ciebie, co tam słychać w redakcji? –zapytałam, by nieco oderwać się od rzeczywistości.
-Nowe zlecenia… -na jej twarzy pojawił się grymas. Razem kończyłyśmy studia dziennikarskie, lecz to mi się poszczęściło. Tak naprawdę to dzięki Maćkowi mam stałą, dobrze płatną posadę w kadrze. Niestety jej się tak nie powiodło… zatrudniono ją w brukowcu. Nigdy jej tego nie wytykałam. To jej wybór gdzie pracuje. –Szef jest ciągle niezadowolony. –wypuściła głośno powietrze. –Naprawdę nie wiem co mam zrobić, żeby w końcu był zadowolony z mojej pracy. –dodała z zniesmaczeniem.
-Nie myślałaś nigdy, żeby zmienić redakcję? –zapytałam bo doskonale wiedziałam co dzieje się w jej pracy.
-Myślałam o tym. Ba! Codziennie idąc do pracy o tym myślę. Boję się, że posunę się za daleko i będę tego żałować. Poznałam już się trochę na szefie i nie wiem…
-Jak coś to mogę zapytać się Łukasza, czy czasem nic nie znalazłoby się dla ciebie.
-Dziękuję, jesteś kochana, ale raczej nie skorzystam. –uśmiechnęła się nieśmiało.
Była inna niż zwykle. Zachowywała się podejrzanie. Ukrywa coś przede mną. Nie wiem dlaczego, ale mam złe przeczucia, że jest to związane właśnie z redakcją. Nie wiem dlaczego akurat teraz myślę o Maćku. Myślę o nim i o nas… o nas w przyszłości. Jakby to wyglądało za kilka lat, gdybyśmy nadal byli parą.  Mielibyśmy dwójkę zdrowych dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Mieszkalibyśmy w górskim drewnianym domku u podnóża Tatr. Tak by to wyglądało?
Dzisiaj jest inaczej. Nie ma nas. My byliśmy… teraz jesteśmy dwiema innymi osobami.
Jaką ja byłam idiotką, że do tego dopuściłam. Cały czas myślę co by było gdyby. Choć na co mi takie gdybanie? Nie ma nas… jestem sama, lecz czy miłość mi to wybaczy?




________________________________

Cześć i czołem!
Jestem z powrotem tylko bez bicia. Przepraszam, że przez dłuższy czas nic się tutaj, nie pojawiało, ale nauka i inne obowiązki mnie pochłonęły. Zapraszam wszystkich do udziału w ankiecie jak i do komentowania, gdyż to mnie najbardziej motywuje.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.

Pozdrawiam, Alutka ;*


wtorek, 4 października 2016

Szansa 3

[Cicha]
Spojrzałam na kalendarz wiszący obok zegara. 19 listopada. –westchnęłam głośno marszcząc przy tym brew. To już dziś. –mruknęłam biorąc swoją torbę. No tak, dziś powracam do tak zwanej „szarej rzeczywistości”. Tak naprawdę nie widzę żadnego powodu, by ta praca przynosiła mi jakiekolwiek powody do radości. Już nie. Nie jest już tak samo jak dawniej. Trochę się pozmieniało… A na samą myśl o tym, że będę musiała przeprowadzać wywiad z jednym i drugim, sam na sam, w jednym pomieszczeniu, w cztery oczy… robi mi się po prostu nie dobrze. Zmieniłabym tą pracę, ale przypominając sobie to, ile radości mi ona sprawiała, ilu cudownych ludzi poznałam… to mnie właśnie zatrzymuje. To dodaje mi chęci. Jest to moją motywacją do tej pracy. Doskonale wiem, że gdyby tylko moja działka została zwolniona, chętnych znajdzie się wielu. Oni tylko czyhają na ten odpowiedni moment. Doskonale wiem, że wielu mi tego zazdrości. Wiem, bo sama kilkanaście lat temu zazdrościłam tego innym. Byłam na ich miejscu.
Usłyszałam samochodowy klakson, który dobiegał sprzed domu. Szybko zerknęłam przez okno, kiedy tylko zauważyłam pojazd na podjeździe mimowolnie się uśmiechnęłam. Wiem, że ta droga minie mi szybko i w miłym towarzystwie, nie będę się nudzić. Założyłam na swoją rękę zegarek, na który to jeszcze szybko rzuciłam okiem. Jak zawsze. Punktualny. –znów kąciki moich ust uniosły się ku górze. Wzięłam ze sobą potrzebne bagaże i ruszyłam w kierunku korytarzu. Po ubraniu się w sztabową kurtkę i inne gadżety od sponsora udałam się do auta zamykając za sobą drzwi za pomocą klucza.
Wsiadając do auta westchnęłam co nie uszło uwadze mojego towarzysza. Wlepiłam wzrok w przednią szybę oczekując na odjazd pojazdu. Ale nic. Żadnego ruchu, czułam jedynie na sobie jego uciążliwe spojrzenie. Nie podobało mi się to. Nigdy zresztą nie lubiłam tego jak ktoś mi się przygląda bez mojej niewiedzy.
-Mam ochotę ci przywalić. –warknęłam nadal nie patrząc na niego. Zaśmiał się krótko.
-Nadal taka sama. –uśmiechnął się szeroko. –Choć niektórzy myślą, że jesteś całkiem inną osobą. –zrozumiałam o co mu chodzi. Od razu w mojej głowie pojawił się jego obraz. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć z głowy. Myśląc o nim w czyimś towarzystwie czuję się dość nieswojo.
-Ty im wierzysz? –zapytałam. Wiedziałam, że trafiłam w sedno. Nie chcę nawet wiedzieć jakich głupot na mój temat musiał się nasłuchać blondyn.
-Nie oszukuj się. –odpowiedział natychmiast. Zdałam sobie sprawę z tego, że on także potrafi ze mnie czytać jak z książki. Nie odbijaj piłeczki bo do szału mnie doprowadzasz. –nigdy nie lubiłam jak ktoś wiedział co czuję. Zawsze czułam się głupio.
-Wiem. –spuściłam głowę w dół. –Rzuciłam to wszystko. –uniósł moją głowę do góry. W jego oczach tkwiła nadzieja. Ja miałam tą nadzieję w sercu. Bo nadzieja umiera ostatnia.
-Rozmawiałem z nim. –powiedział po chwili ciszy. Nie chcę słuchać o nim.
-Nie, proszę nie mów mi o tym. –wiedziałam, że gdyby tylko zaczął uległabym. Za dużo wspomnień.
-Dobrze. –kąciki jego ust nieśmiało uniosły się do góry.
-Chcę żyć w spokoju. –dodałam udając silną, gdyż fakt, że prowadził z nim rozmowę trafił we mnie znacząco. Poczułam ciepło na mojej dłoni. Od razu przeniosłam swój wzrok na kończynę. Mimowolnie się uśmiechnęłam widząc jego rękę na mojej. –Dziękuję Dawid. –spojrzałam się na niego.
Pojazd ruszył spod domu w stronę naszego celu, a mi od razu ulżyło. Nie chcę, by droga do Krakowa ubiegła nam na temacie jego osoby. Nie chcę o nim z nikim rozmawiać, już wolę sama w domu, do poduszki się wypłakać i krzyczeć jaka to ja jestem głupia. Po drugie jest on chłopakiem. Zapewne w ogóle ta rozmowa nie miałaby składu. On myślałby całkiem o czymś innym niż ja. Nie ma przyjaźni pomiędzy kobietą, a mężczyzną. Sama się o tym przekonałam…

[…]
-Nadal mi nie powiedziałaś gdzie wtedy byłaś. –usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Nie był zły. Nie na długo –pomyślałam. Nie wiem jak mu to powiedzieć. Nie raz układałam sobie w głowie to jak mam mu o tym opowiedzieć. Wiem jedno – to się nie skończy za dobrze.
-Maciek…
-Wiem, że od jakiegoś czasu między nami nie było kolorowo. Chciałbym ciebie przeprosić. –poczułam jak bierze moje dłonie. Ciepło. Zawsze lubiłam to ciepło. Znałam je nie od dziś. Ale coś mnie pokierowało do tego, aby wyswobodzić się z jego uścisku. Coś już mi nie pasuje. Nie jest tak jak kiedyś. Coś się zmieniło. Coś się we mnie zmieniło. Kiedy tylko się dowiedziałam, że zabiłam własne dziecko poczułam wstręt do siebie jak i do naszego związku. Choć to co razem tworzyliśmy od pewnego czasu nie można było już tak nazwać.
-Byłam w ciąży. –wielka gula w gardle uniemożliwiała mi wydobycie z siebie więcej. Spojrzałam na niego pewnie. Obiecałam sobie, że będę teraz silna. Nie dam mu po sobie pokazać.
-Jak to byłaś? –zapytał spokojnie. Nie krzyczał. Naprawdę jestem mu za to wdzięczna. Czuję w nim wsparcie. Ale nie na długo. –znowu tak pomyślałam. Tak prawda…
-Zabiłam je. –powiedziałam z wielkim smutkiem. Trudno mi przychodzi o tym mówić.
-Cicha, jak to? –spojrzał się na mnie ze smutkiem w oczach. On jeszcze nie wie co tak naprawdę za tym stoi. –Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Pomógłbym ci we wszystkim. Nie pozwoliłbym ci na te wszystkie imprezy. Gdybym tylko wiedział. Gdybyś mi powiedziała byłoby inaczej.
-Przez własną głupotę je straciłam. –poczułam jak po moim policzku spływa łez. Od razu ją otarł. Wspiera mnie. Zabolało mnie to. Myślałam, że mogę być silna. Ale to za wiele… Takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień.
-Mogliśmy być szczęśliwą rodziną… -nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Musiałam to jak najszybciej wyprostować.
-Nie Maciek. –przerwałam mu. –Ty mnie nie rozumiesz. –uśmiechnęłam się lekko, na ile to w ogóle było możliwe.
-Co ty mówisz? –zapytał niemal od razu. Strach minął. Czułam, że kiedy mu to powiem nie będę czuć bólu. Między nami się pozmieniało. „Ograniczone” kontakty. Nie dogadywaliśmy się od pewnego czasu. To co było kiedyś, zniknęło. Tak po prostu przygasło to uczucie. Nie było tematów do rozmów, a w jego towarzystwie czułam się nieswojo. Stąd ten cały mój „wybryk”. Wiem, że to nie było jedynym powodem do mojej zdrady. Coś innego mnie podkusiło. Nadal zadaję sobie to jedno pytanie: Co mnie sprowadziło na to?
-Nie moglibyśmy być szczęśliwą rodziną. –spojrzałam w jego oczy. Nie mogłam ich rozszyfrować. Była to jedna wielka zagadka nie do rozwiązania na tę chwilę.
-Maryna. Powiedz mi proszę co się stało. –znów wziął moje dłonie w swoje. Szybko je odrzuciłam chowając swoje pod stół. Czułam się speszona. Pewność siebie jaką miałam w sobie jeszcze przed chwilą uciekła. –Przecież byłbym z tobą. Wychowalibyśmy je razem. –pokręciłam energicznie głową powstrzymując łzy. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, w jego słowa. To nie może być prawda…
-To nie było nawet twoje dziecko. –przełknęłam głośno ślinę. Jego oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. –Przepraszam. –szepnęłam. Łzy, które wstrzymywałam wypłynęły z oczu wielką falą. Z jednej strony cieszę się, że mu to powiedziałam, lecz z drugiej strony jest mi go żal. Oszukiwałam go przez dobry miesiąc... a on cały czas myślał, że jestem czysta.
-Naprawdę tak było, czy po prostu wymyśliłaś to, by się tylko mnie pozbyć? –spytał z wielkim bólem. Inaczej sobie wyobrażałam jego reakcje. W mojej głowie poskładałam inny przebieg rozmowy. Powinien na mnie krzyczeć. Prawić mi morały, o tym jak mogłam to zrobić, dlaczego posunęłam się do takiej rzeczy. –Jestem w stanie wybaczyć ci wiele rzeczy, lecz teraz nie wiem co tak naprawdę powinienem ci wybaczyć. –nie ukrywał tego co czuje. Mówił to co czuje. Nie oszukiwał mnie. Grał w czyste karty, a ja? Nie wiedziałam co zrobić, żeby jak najmniej go zranić. Czuję się teraz z tym wszystkim  jak idiotka. Jak bezmyślna idiotka.
-Myślę, że cokolwiek teraz powiem na ten temat, będzie wskazywać tylko na jedno. –nie chciałam się tylko spotkać z jego spojrzeniem. Zamordowałoby mnie od razu. –Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego co teraz czuję. Jak mnie to cholernie boli, ale nie ma sensu na ciągnięcie tego związku. –podniosłam wzrok do góry spotykając się z jego spojrzeniem. Bałam się tego. Przez moje ciało przeszedł jeden wielki dreszcz. Trudno mi tak na niego patrzeć.
-A mógłbym chociaż wiedzieć z kim mnie zdradziłaś? –zapytał nieśmiało. Jak mu teraz powiem to mnie zabije. Nie tylko mnie. Jego też. On również miał w tym wszystkim swój udział. –Powiesz mi z kim? –powtórzył swoje pytanie nieco groźniejszym tonem. Widział jak się wahałam nad odpowiedzią.
-Znasz go. –wydusiłam z siebie. Uniósł brew w górę w geście niezrozumienia. –Ze Schlierenzauerem, ale czy to ma jakiś większy sens teraz? –teraz to ja zadałam mu pytanie. Tak po prostu wstał od stolika. Wziął z krzesła kurtkę i wyszedł zostawiając mnie samą z niemałym mętlikiem w głowie. A czego mogłam się spodziewać? Nie krzyczał, ale za to wyszedł bez słowa. Czuję, że to już jest koniec. Nie da się nic uratować. Zdradziłam go. Nosiłam nie jego dziecko. A później je zabiłam. Nienawidzi mnie za to. Nie dziwię się jemu… To koniec, uświadomił mi to sam, a ja jemu.

-Maryna. –poczułam szturchnięcie w ramię. Ciemność. Niechętnie otworzyłam oczy. Czułam to jak boli mnie głowa. –Wstawaj jesteśmy na miejscu. –odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechnięty blondyn właśnie gasił auto.
-Znowu to samo. –westchnęłam ciężko przypominając sobie sen, który ostatnimi czasy mnie prześladował.
-Ciebie też to męczy? –zapytał nie odrywając wzroku ode mnie. Doskonale zrozumiałam sens tych słów.
-Ten sen jest taki rzeczywisty. –oparłam się o oparcie siedzenia. –Czasem wydaje mi się, że przeżywam to jeszcze raz. Budzę się w środku nocy z płaczem, tak jakby był to największy koszmar jaki mi się kiedykolwiek przyśnił. –wlepiłam swój wzrok w przednią szybę. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego gdzie tak naprawdę jesteśmy. –Dobra, nie skupiajmy się na moich bezsensownych dramatach. –dodałam chwytając torebkę. Nacisnęłam klamkę od drzwi i szybko wydostałam się z samochodu.
-Cicha! –krzyknął wychodząc z pojazdu zaraz za mną. –Jak tylko będziesz chciała możesz do mnie przyjść. Możesz mi powiedzieć co tylko chcesz, ja zawsze ciebie wysłucham. –powiedział podchodząc do mnie.
-Dziękuję. –przytuliłam się od niego jak do prawdziwego przyjaciela. Tak właściwie kim on dla mnie jest? On jako pierwszy dowiedział się o naszym zerwaniu. Wspierał mnie jak i jego. –Ale zechcę ci przypomnieć drogi Dawidzie, że kobietą to ty nie jesteś. Więc nie da się z tobą porozmawiać jak z prawdziwą przyjaciółką. –wytknęłam mu język, a on uderzył mnie w lewy bark.
-Włosy mam dość odpowiednie jak na płeć piękną. –pokazał rząd swoich białych zębów. Swój wzrok uniósł do góry próbując zobaczyć swoje blond pasma włosów. Nie wyszło mu to, gdyż zobaczyłam tylko zeza.
-Oj roszpunka. –poczochrałam go po jego bujnej, złotowłosej czuprynie. –Pewnie każda ci zazdrości tych włosków, ale ja nie. –puściłam mu oko udając się w stronę auta.

[Skarb]
Siedzi tam. Siedzi razem ze wszystkimi. Jest uśmiechnięta. Nie wygląda już tak samo jak dobry tydzień temu, kiedy to ostatni raz ją widziałem. Była taka niewinna. Bezbronna. Nie była taka jak kiedyś. Na imprezie potrafiła skopać komuś tyłek, kiedy tylko ją zdenerwował. Zawsze była pewna siebie. Wesoła. Była w stanie przenosić góry. Była pełna energii. Może i teraz też się uśmiecha, ale to już nie jest ta Cicha, w której się tak zakochałem. Widać, że to wszystko co się stało wywarło na niej dużo emocji.
Prowadzi żywą rozmowę z moimi kolegami z kadry. Z naszymi wspólnymi kolegami. Cieszę się, że ma w nich wsparcie. Choć tak naprawdę nikt z nich nie ma zielonego pojęcia co było powodem naszego rozstania. Znają jedną wersję. Wersję, którą zna także telewizja. Oboje nie chcieliśmy tego, by cały świat huczał o tym co miało miejsce 8 miesięcy temu. Minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogę o tym zapomnieć. Ufałem jej bezgranicznie. Nadal mnie coś powstrzymuje, by przełamać to co nas dzieli. Cały czas coś mnie hamuje. Doskonale wiem, że jestem w stanie jej wybaczyć, ale coś mi na to nie pozwala. Kiedy na nią patrzę widzę jak bardzo ją kocham i jak jest mi jej brak w moim życiu. Nie raz wypowiedziałem za dużo słów w jej stronę. Kocham ją, ale też czuję niesmak do jej osoby. To, że mnie zdradziła boli najbardziej. Najchętniej bym wyrzucił ze swojego domu wszystkie zdjęcia, pamiątki, by tylko o niej zapomnieć. Ja ją kocham, ale ona mnie nie. Sama mi to powiedziała. Nadal w mojej głowie brzmią jej słowa. Bardzo bolą. Jak mnie to cholernie boli, ale nie ma sensu na ciągnięcie tego związku.
Po odprawie ruszyłem w stronę pozostałych uczestników wyjazdu. Wszyscy siedzą w jednym miejscu, bez wyjątku, a razem z nimi ona. Otoczona kilkunastoma facetami. Usiadłem na krześle obok Dawida. Jakim idiotom bym był gdybym usiadł z dala od nich. Nie wtrącałem się w ich rozmowy. Jedynie się przysłuchiwałem o czym tak zawzięcie dyskutują od dłuższego czasu. Zauważyłem, że kiedy tylko się dosiadłem przestała się odzywać. Na zadawane w jej stronę pytania jedynie przytakiwała głową. Nie uśmiecha się. No i dobrze. –pomyślałem wpatrując się w jej twarz. To boli, kiedy widzę, że się uśmiecha. Boli, bo zakochałem się w jej uśmiechu…  A jej oczy? Są puste. Straciły ten blask, który kiedyś mnie oczarował. Jej oczy były pełne radości, a zarazem były tajemnicze. Były dla mnie jednym wielkim sekretem. Tak, od zawsze lubiłem zagadki. Ona też była dla mnie pewnego rodzaju tajemnicą, zagadką. Rozwiązałem ją. Pozwoliłem jej odejść…
Jestem z niej cholernie dumny, a zarazem zawiedziony. Te dwa jakże przeciwne uczucia są we mnie, kiedy ją tylko teraz widzę. Tydzień temu było mi jej żal. Była cała zapłakana. Żyła z nadzieją. Dawała pozór zależnej od kogoś. Wyglądała na cierpiącą. A teraz? Uwierzyła w siebie. Tak naprawdę ona przez ten cały czas była silna. Nie dawała już sobie rady. Chwila słabości. Wiem komu mam zawdzięczać jej nagłą zmianę. Nie myślałem, że moja ingerencja przyniesie jakieś skutki, pozytywne skutki.
Nadal skupiam swój wzrok na jej osobie i myślę tylko i wyłącznie o niej. Wiem, że ten temat powinien być już zamknięty, ale ja się boję. Na pozór wygląda normalnie, ale to nie to samo co czuje w środku. Doskonale wiem z czym się ubolewa. Nikt nie musi mi mówić co z nią jest nie tak, czy też dobrze. Ja to widzę. Znam ją zbyt dobrze. Nie jest mnie w stanie nawet oszukać.
Lustruję każdą rysę na jej twarzy, aż w końcu zatrzymuję się na oczach. Znowu przystaję na nich. Chcę je rozszyfrować. Wiem, że to będzie trudne, ale się nie poddam. Są pozbawione życia. Tak jak u narkomanów. Ale przecież to niemożliwe. Ona nie bierze. Już nie bierze. –pomyślałem z wielkim bólem. Nie, to przecież nie możliwe. Rzuciła to raz na zawsze. Obiecała mi to. Zostawiła to bo ja jej kazałem. Nie, to nie może tak być.
-Maciej, co się z tobą dzieje? –zapytał szturchając mnie łokciem blondyn siedzący obok. Spojrzałem w jego oczy. Przecież on o tym wie… Jako jedyny ze wszystkich tutaj.
-Źle się czuję. –odparłem wstając z krzesła. Rozprostowałem się. Czułem na sobie jego uciążliwy wzrok. On doskonale wie co się ze mną dzieje. –Nigdy nie widziałeś cierpiącego Macieja Kota? –zapytałem opryskliwie.
-To tylko kilka dni. –ściszył swój głos. Pokręciłem przecząco głową. On tego nie może pojąć. Nie może zrozumieć o co tak naprawdę mi chodzi. Przez co ja cierpię.
-To tylko kilka dni. –przedrzeźniałem go chodząc z miejsca w miejsce. –To tylko cały sezon. –dodałem sarkastycznie stając naprzeciwko jego.
-Dawid, widziałeś gdzieś mój telefon? –podeszła do nas jak gdyby nic i zadała mu pytanie. Czułem pustkę, a w głowie się z niej śmiałem.
-Pewnie leży na dnie twojej torby. –odpowiedziałem normalnie.
-Dziękuję. –podziękowała nieśmiało i posłała mi lekki uśmiech.
-Stary, co to było? –usiadłem obok blondasa.
-Próbuję przyswoić wszystko w głowie. –odparłem spokojnie. Co to w ogóle było. Podeszła do niego, a nie do mnie. Zapytała się tylko o swój telefon. A ja tak po prostu jej odpowiedziałem na pytanie. Normalnie. Bez żadnych emocji. Nie wiedziałem co się w ogóle działo.  –Nie no, powiedz mi co się stało przed chwilą. –odwróciłem się w jego stronę.
-Powiedziałeś do niej spokojnie. –uśmiechnął się lekko.
-Co mnie naszło? –opadłem bezsilnie na oparcie. –Nadal gubi swój telefon. –westchnąłem patrząc przed siebie.
-Czy ty się uśmiechnąłeś? –nie mógł uwierzyć w to co widział.
-Nadal to robi. Mogę się założyć, że on naprawdę leży na dnie jej torby pod wszystkimi dokumentami. –zaśmiałem się. Blondyn kręcił głową z niedowierzaniem.
-Jeszcze pięć minut temu byłeś w stanie kogoś zabić. –parsknął śmiechem. To ona. Tylko ona potrafi tak na mnie działać. –uśmiechnąłem się pod nosem.

[…]
Siedzi tam. Siedzi znowu obok niego. Obok tego, który o wszystkim wie. Od pewnego czasu nie odzywają się. Uśmiechnęła się do niego lekko i zwróciła swoją głowę w moją stronę. Śpi. Dokładnie widzę jej twarz. Jest kilka metrów ode mnie. Mam ją jak na wyciągnięcie ręki, ale nie robię nic oprócz przypatrywania się jej. Wygląda tak słodko. Tak jak zawsze.
Jeszcze niedawno spotykałem się z takim widokiem codziennie. Zawsze zasypiała pierwsza i to ja mogłem jej się uważnie przyglądać. Zawsze na jej ustach gościł lekki uśmiech. Tak jakby wiedziała, że właśnie się w nią wpatruję, lecz nigdy jej oto nie zapytałem. Teraz też się lekko uśmiecha. Tak jakby w moją stronę. Wspomnienia wracają. Nie zatrzymuję ich. Uwielbiam to.
Widok śpiącej brunetki zawsze nie uspokajał. Wracając z konkursu do domu. Po nieudanym starcie w zawodach. Często miałem ochotę się zapaść pod ziemię. Nie poszło po mojej myśli. Nigdy tego nie lubiłem. Zawsze wolałem być na prowadzeniu, na górze, w czołówce. Chciałem coraz więcej. Kiedy mi nie wychodziło wściekałem się. Próbowałem być spokojny, lecz nie zawsze się tak dało. Kładąc się późno spać widziałem jej twarz. Kąciki jej ust były uniesione lekko do góry. Patrząc na nią mimowolnie się uśmiechnąłem. Byłem już spokojny. Widok śpiącej dziewczyny potrafił mnie uspokoić.
-Znowu to robisz. –nawet nie zauważyłem, kiedy się obudziła. Poczułem jak moje policzki robią się gorące. Przyłapała mnie. Pierwszy raz…
-Nie tylko ja robię to co dawniej. –uśmiechnąłem się lekko do niej. Na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Czyli jednak… -Nie musisz mi dziękować. –kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Ale muszę. –odwzajemniła mój gest. Powrócił uśmiech na jej twarz. Uśmiecha się dzięki mnie. Już nie tylko płacze. –Chyba muszą stworzyć jakiś system, który by sprawdzał aktualne położenie mojego telefonu, gdy go tylko zgubię. –uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Bywa i tak. –parsknąłem.
Rozmawiamy normalnie. Jak gdyby nic się nigdy nie wydarzyło. Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Jakby nasza poprzednia, a zarazem ostatnia rozmowa nie miała w ogóle miejsca. Jednak tak dużo się wydarzyło. Więc dlaczego tak jest na mnie nastawiona? Odezwała się do mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze uśmiechnęła się do mnie. Patrzę teraz w jej oczy i wiem… nadal ma do nas żal.
-Przepraszam za tamto co powiedziałem u ciebie w domu. –usiadłem wygodniej w fotelu, a może i leżałem. Obok mnie było jedno wolne miejsce, dzięki czemu mogłem się rozłożyć. –Nie chciałem tego mówić. Żałuję tych słów. –spojrzałem jej w oczy. Nie uśmiechnęła się. Patrzyła na mnie uważnie tymi swoimi ciemnymi tęczówkami.
-Dotarło to do ciebie jak mnie dzisiaj zobaczyłeś, prawda? –nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. Swój wzrok spuściłem na poduszkę, którą to nerwowo uciskałem w swoich dłoniach. Wiem, że przed nią nie da się nic ukryć. Jej nie trzeba dużo mówić. Ona sama wie. –To nie ma sensu. –powiedziała spokojnie. –Czasem trudno jest coś naprawić. –dodała pewnie lekko się uśmiechając. Przez chwilę pozwoliła mi się popatrzeć na jej uśmiech po czym odwróciła się w drugą stronę. Zasnęła.
Jeszcze długo patrzyłem na nią. Jej sylwetka nie uniknęła zmianie. Nadal taka sama. Kolejna rzecz, która nie zmieniła się w niej. –uśmiechnąłem się pod nosem nakładając czarne słuchawki na uszy. Za pomocą telefonu uruchomiłem odtwarzacz muzyki. Do moich uszów dobiegły pierwsze takty utworu. Od razu go rozpoznałem. Major Lazer – Powerful. Muzyka. Dobra muzyka. Taka jak ta. Działa na mnie kojąco.

Oh my my my what you do to me
Like lightning when I’m swimming in the sea
From the very first time we loved
From the very first time we touched
Walking on wires and power lines
You put your body on top of mine
Everytime that you lift me up
To the heaven and stars above

Wsłuchiwałem się w tekst tej piosenki. Niby to tylko zwykłe słowa, a poruszyły mnie. One o czymś mi mówią. Opowiadają. Momentalnie przeniosłem swój wzrok na nią. Na szatynkę. Śpiącą szatynkę niedaleko mnie. Patrzę na nią. Już nie uśmiecham się obserwując ją. Myślę o nas. Wspominam to co było. Nie, nie żałuję tego co było. Nigdy tego nie żałowałem. I nie będę żałować. To zbyt wiele pięknych chwil, które mnie czegoś nauczyły. Które wypełniły moją  pustkę w środku. Nie żałuję.

Oh lord of mercy
I’m begging you please
I’m feelin' drained I need love
You charge me up like electricity
Jumpstart my heart with your love


Przyglądam się jej. Obok niej jest on. Przyjaciel? Chyba mój przyjaciel –pomyślałem nie rozumiejąc ich stosunków do siebie. Jak ja mam go nazwać w tej ich relacji? Kim on dla niej jest? Jak ona go traktuje? Jak go nazywa? Tego nie wiem… ale wiem, że jej jeszcze nie straciłem. On kogoś ma. A ona… czuję, że to nie jest koniec, lecz czy miłość nam to wybaczy?



______________________________

Cześć i czołem!
Nie bójcie się, nie zostawiłam tego opowiadania, po prostu brak weny i czasu. W końcu mamy już październik, miesiąc szkoły za nami, a ja już mam całe tygodnie zawalone sprawdzianami i różnymi sprawami tego typu.
Rozdziały piszę rzadko, bo naprawdę nie mam kiedy. Mam nadzieję, że znajdę na to czas. Dlatego też kolejne rozdziały będą rzadko. Naprawdę nie wiem co jaki czas będą się ona pojawiać.
Życzę wam miłej nauki jak i powodzenia w szkole.
Pozdrawiam, Alutka :*

PS. Zapraszam do udziału w ankiecie ;)

piątek, 19 sierpnia 2016

Szansa 2

[Cicha]
-Cieszę się, że postanowiłaś wrócić do naszej załogi. Brakowało nam ciebie. –uśmiechnął się do mnie pracodawca. –Apollo już nie dawał mi spokoju, cały czas mnie wypytywał kiedy wrócisz. Chyba jesteś jego ulubienicą. –zaskoczył mnie tymi słowami. –No nie ukrywam, że bez ciebie nie było tak jak zawsze. Naprawdę ci dziękuję, że znów jesteś z nami. –kąciki jego ust uniosły się ku górze.
-Kocham to co robię, dlatego tutaj jestem. –odwzajemniłam gest. –Trzeba spełniać swoje marzenia. –spojrzałam się w stronę trenera. Wygląda tak jak zawsze. Sportowa bluza, dżinsy. Włosy, które nie każdy ma „okazję” widzieć, gdyż zazwyczaj jest on przedstawiany widzom przed telewizorami w gnieździe trenerskim, kiedy ma na głowie sponsorską czapkę. Wracając do tych włosów, są czarne, ale ze względu na wiek są skazane na pojedyncze siwe pasma. Mina zawsze ta sama. Mówi wszystko, ale też i nic. Trudno rozgryźć co czuje ten mężczyzna. Podczas wywiadu często miałam z tym problem, kiedy udzielał mi odpowiedzi na pytania zastanawiałam się czy on mówi naprawdę czy ściemnia. Pomimo tego jest to wspaniały, wyrozumiały i pomocny człowiek. Nie dziwię się chłopakom, że trudno będzie im się z nim rozstać po zakończeniu tego sezonu.
-Właśnie takich ludzi szukaliśmy. –zaśmiał się. Zaczął szukać w biurku jakiś papierów. Co chwilę przekładał jakieś z jednej sterty na drugą, dalej szukając tego co potrzebne. –O! –odezwał się rozentuzjazmowany na co podskoczyłam z przerażenia. Odwróciłam się w jego stronę, lecz zastałam tylko wystającą głowę zza biurka na co zmarszczyłam brew. –Poszukałem to co teraz jest najbardziej istotne. –wyłonił się zza meblu i zwrócił się w moją stronę. –Tutaj jest plan pracy na najbliższy sezon, a co dalej będzie to już nie mój interes. –rozłożył przede mną zestaw „informacyjny”. –Tutaj wszystkie daty konkursów. –otworzył na kolejnej stronie. –No i tutaj najważniejsze dla ciebie. –przed moimi oczami ukazało się kilka tabel, które już nie pierwszy raz widzę na oczy. –W tym roku twoja praca będzie wyglądać nieco inaczej. –przewrócił kartkę. –Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe, a to wszystko za sprawą profesora związku. Jak coś to go bić, nie mnie. –zaśmiał się.
-Muszę jakoś to przeżyć. –uśmiechnęłam się. –To czym będę się teraz zajmować? –zapytałam po chwili. Swój wzrok znów zatopił w literach znajdujących się na kartach.
-A mianowicie cały czas jesteś na stanowisku dziennikarki kadrowej. Tak jak to robiłaś, będziesz zamieszczać posty i zdjęcia na naszej stronie. Do tego będziesz przeprowadzać więcej wywiadów i zajmiesz się co nieco fotografią. –westchnął. –Myślę, że będzie ci to odpowiadać.
-Wywiady? –zapytałam z niemałym zdziwieniem. Właśnie tego chciałam najbardziej uniknąć. –w mojej głowie zabrzmiało to dość bardziej koszmarnie.
-Tak. –odpowiedział stanowczo. –Nie musisz ganiać za skoczkami z innych reprezentacji. Możesz ich zostawić dla innych. –zaśmiał się. –Wystarczą naszym czytelnikom nasi chłopcy. –uśmiechnął się szeroko, a mi momentalnie zrobiło się słabo. –Wydaje mi się, że stać cię na dużo więcej, a wywiady w twoim wykonaniu zawsze były najlepsze. –dodał rozentuzjazmowany.
-Będę się starać robić to co w mojej mocy. –odparłam spokojnie. Na zewnątrz próbowałam nic nie okazywać, a tak naprawdę wewnątrz mnie wszystko zaczynało się gotować. Chyba nie mogłam inaczej wyobrazić sobie tego sezonu.
-Cieszę się bardzo. –uśmiechnął się pogodnie znów przeglądając jakieś papierki. –Jakieś pytania może? –zapytał zwracając swój wzrok na moją osobę.
-Myślę, że nie. –odwzajemniłam jego poprzedni gest.
-No to w takim razie witam ponownie w pracy. –wyciągnął swoją dłoń przed siebie po czym ja zrobiłam to samo i uścisnął ją mocno.
-Dziękuję, że to miejsce zostało wolne dla mnie, że czekaliście. –uśmiechnęłam się wstając od stołu. –Dziękuję panie Łukaszu.
-Łukasz jestem. –zaśmiał się ponownie ściskając moją dłoń.
-Maryna. –znów się uśmiechnęłam.
-To w takim razie do zobaczenia na lotnisku do Klingenthal. –odparł podając mi wszystkie zbędne papiery do pracy.
-Dziękuję. –odpowiedziałam zabierając ze sobą to co potrzebne. –Do zobaczenia. –dodałam wychodząc z jego biura zamykając za sobą masywne drzwi.
Idąc długim korytarzem wracały dawne wspomnienia. Na tym holu znajdują się wszystkie niezbędne pomieszczenia w tym budynku. Między innymi biura trenerów PZN, gabinet psychologiczny, fizjoterapeutyczny, dietetyczny czy też nawet kawiarnia, w której cały czas ktoś jest. Nigdy nie spotkałam się z tym, by wszystkie stoliki były puste. Zawsze ktoś jej „pilnował”. Na końcu przejścia stoją duże, szklane drzwi dzięki, którym można wyjść na piękny ogród siedziby PZN w Krakowie. Oglądając się na boki czytałam kolejne tabliczki, które widniały na wejściach. Dębowe, dość ciężkie wrota znajdowały się w równych odstępach od siebie, a na każdych marmurowe wizytówki, które się nie zmieniły od ostatnich moich odwiedzin w tym miejscu. W mojej torebce rozbrzmiał dźwięk telefonu. Usłyszałam magiczny głos Adele, który spowodował, że na chwilę zapomniałam o całym istniejącym świecie. Po co ustawiam takie dzwonki? –skarciłam się w myślach za tę głupotę.
“Everybody loves the things you do, From the way you talk, To the way you move”
Muzyka, która dotarła do moich uszów wskazywała na to, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować. Odpięłam swoją torbę i zaczęłam w niej grzebać w celu poszukania urządzenia, które cały czas wydawało z siebie melodię. Znalazłszy „zgubę” odebrałam go od razu nie patrząc na wyświetlacz, na którym wyświetlono numer osoby dzwoniącej.
-Maryna! –usłyszałam głos swojej siostrzyczki. –Możesz teraz rozmawiać? –zapytała bez dłuższej przerwy na jakiekolwiek zastanowienie się.
-Słucham, Fausta. –odparłam wychodząc z budynku, z którym żegnam się nie na długo.
-Gdzie jesteś? –zadała kolejne pytanie.
-Właśnie idę do samochodu. –odpowiedziałam schodząc po nierównych schodach. Przed oczami pojawił mi się obraz sprzed roku, kiedy to wywinęłam na nich orła. Wszystko to było spowodowane tym, że służba, która powinna zająć się odśnieżeniem schodów tego nie zrobiła i w efekcie mój upadek. Noga ześlizgnęła się ze stopnia. Bum! Leżę. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Zawsze gadała przez telefon jak najęta, niepodobne to do niej. –Mów co się dzieje. –westchnęłam ciężko zatrzymując się w okolicy swojego pojazdu.
-Natasza przyjechała. –mruknęła. No tak, moja siostra nigdy nie przepadała za moją najlepszą przyjaciółką. Według niej jest to wredna, ruda osoba, dla której liczy się tylko sława i cyferki na koncie. Multum cyferek w banku.
-Nata? –spytałam upewniając się.
-Tak, siedzi na dole w kuchni i rozmawia o czymś z mamą. –odpowiedziała zniesmaczona. –Weź do niej zadzwoń, że wrócisz późno, albo coś. Denerwuje mnie ta baba.
-Faustyna! –warknęłam. –Nie mów tak o niej. Poza tym jest starsza od ciebie o dobre 8 lat. Trochę szacunku. –dodałam po chwili wsiadając do auta.
-Ta, respekt. –mruknęła niezadowolona.
-Powinnam być za 2 godziny w domu. –westchnęłam opierając głowę o fotel.
-Nie da się szybciej? –zapytała nerwowo.
-Ja nie Formuła1. –odparłam. Po chwili usłyszałam ironiczny śmiech dochodzący z drugiej strony.
-Dobrze. –powiedziała po dłuższej chwili ciszy. –Jedź bezpiecznie. –dodała z troską w głosie.
-Tylko jej nie zabij, proszę.
-Postaram się. –wyczułam to jak zaciska zęby.
-Do zobaczenia w domu. –dodałam zakańczając rozmowę. Po rozłączeniu się mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą.
Odłożyłam telefon na bok po czym zapięłam pas. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i po chwili ruszyłam z parkingu. Odświeżacz w moim aucie zawsze wydawał mi się być innym. Za każdym razem, kiedy wsiadałam do pojazdu czułam inny zapach, lecz w dalszym ciągu był to ten sam pojemnik z olejkiem. Tym razem było tak samo. Nie wiem jak to możliwe. Od kilku tygodni jest to dla mnie wielką zagadką.
Przejeżdżając  obok tablicy z przekreślonym napisem Kraków poczułam ulgę. Koniec z denerwującymi odgłosami klaksonów niecierpliwych kierowców, pisku opon, ciągłego zatrzymywania się na światłach i wielu innych rzeczy, których nie lubię na drodze w miastach. Nienawidzę tego. Wjeżdżając na Zakopiankę postanowiłam włączyć radio. Nie ukrywam, że z muzyką samochód prowadzi się o niebo lepiej, a gdy do tego dojdzie jeszcze śpiew, droga minie szybciej niż się tylko to wydaje.
Wybrałam swoją ulubioną stację muzyczną – RMF.FM. Już po chwili do moich uszów dotarł jeden z największych przebojów lat 60, który zaliczał się do mojej „listy przebojów”. Another Day in Paradise.
Oh, think twice, 'cause it's just another day for
You and me in paradise
Oh, think twice, 'cause it's just another day for you,
You and me in paradise.

[Skarb]
-Ty idioto! –ze snu wyrwał mnie donośny głos. Niechętnie otworzyłem oczy. Od razu swój wzrok uniosłem do góry. Przed oczami miałem mozaiki. Ta, niespodziewana pobudka robi swoje. Obejrzałem się na tylnie siedzenie. Kubacki wrogo spoglądał na niewinnego Bieguna, który patrzył na niego błagalnym wzrokiem.
-Gdybyś trochę pomyślał to, by nic się nie stało cwelu. –nie ograniczali się w słowach. Mówili to co na język wpadnie.
-Oni tak cały czas czy dopiero zaczęli? –zapytałem kierowcy wracając wzrokiem do przodu. Na autostradzie ruch, nic nowego.
-Zazdroszczę ci, że spałeś. –odparł Kuba. –Naprawdę nie wiem jak ty z nimi wytrzymujesz na wyjazdach. –pokręcił głową z niezadowoleniem nie odrywając wzroku od drogi.
W końcu chwila spokoju. W samochodzie można było usłyszeć muzykę, która leciała z radia. Znów odwróciłem się do tyłu, by się dowiedzieć co spowodowało ciszę w aucie. Spali. Kiedy ich zobaczyłem po prostu chciało mi się śmiać. Jak małe dzieci. Nie tylko ich zachowanie dawało do myślenia, ale też ten widok. Dawidowa głowa spoczywała na biodrze Krzyśka. Na biodrze?! Tak, można powiedzieć, że ten starszy z nich spał na młodszym. Gdzie nogi Bieguna? Nigdzie indziej jak na kolanach tego drugiego. Nie wnikam jak oni to zrobili.
Wiedząc, że „dzieci” śpią, w spokoju mogłem przyglądać się widokom za szybą pojazdu. Jeszcze raz spojrzałem w stronę kierowcy. Cały mój brat – pilny kierowca. Słońce, które dziś zaszczyciło nas swoją obecnością odbijało się w jego okularach przeciw słonecznych, które spoczywały na jego nosie.
Odwróciłem się, by oglądać coś bardziej ciekawego niż widok Kuby, który prowadzi auto. Jeszcze mam podziwiać jego koszulkę? –karciłem się w głowie, ironia mi nie odstępowała na krok gdy o czymś dziś tylko pomyślałem. Na dzisiejszą przyjaciółkę mianuję – Ironie! –wygłosiłem mowę po czym biłem się w myślach. Debil –pomyślałem wyglądając za szybę pojazdu.
Góry. Jak ja kocham ten widok. Mimo tego, że codziennie budząc się mam taki widok za oknem. No może prawie zawsze. Kraków i podróże mi to odbierają. Za to właśnie jestem czasem zły, na te ciągłe przemieszczanie się, z miasta do miasta. Ciągłe odwiedzanie znanych mi już miejsc z poprzednich sezonów. Męczarnia. Masakra. Porażka. Nie ukrywam, że istnieją także plusy tych wyjazdów. Można czasem się oderwać od rzeczywistości. Wyjść gdzieś. Iść nie wiadomo gdzie. Odnaleźć cudowne miejsce. Mieć je tylko dla siebie. Choć co z tego, że i tak za kilka dni stąd wyjadę i znów zrobię to samo co tu w innym miejscu, w innym kraju, gdzieś na drugim końcu świata.
Mamy dobrą połowę listopada. Śniegu brak. Słońce. Chociaż coś. –westchnąłem wypatrując za auto. Od małego dziecka miałem do czynienia z takim otoczeniem, krajobrazem jakim są góry, doliny i hale naszych, polskich tatr. Doskonale wiem, że do Alp jest im daleko, ale dla mnie są one wszystkim. Tutaj się wychowałem. Może i nie jestem prawdziwym góralem, gdyż nie urodziłem się tutaj w Zakopanem, tylko w Limanowej. Nie potrafię używać tutejszej gwary, nie posiadam prawdziwego stroju góralskiego. To co ze mnie za góral? No żaden! Mimo tego ten region jest moją małą ojczyzną.
Poznałem tutaj wiele przyjaciół. Wykształciłem się tutaj. No i… znalazłem tą miłość swojego życia. No tak, miłość swojego życia… Tak, poznałem ją. Rozkochała mnie w sobie, ale też i zdradziła co doprowadziło do tego, że dziś nie jesteśmy już parą. Pomimo tego wciąż kocham to miasto.
Wciąż się śmieję wspominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Tak, kopa lat temu, ale nadal je pamiętam. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Ja pod górkę, a ona na początku. Miałem wtedy 6 lat, ona także, byliśmy z tego samego rocznika. Dzieliło nas tylko 5 miesięcy.
Było to lato. Tak jak każde dziecko korzystałem z tej pięknej pogody. Nigdy nie lubiłem siedzieć w domu. Zawsze wolałem spędzać ten swój wolny czas aktywnie, na dworze. Zostało mi to do dziś. Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Muszę iść pobiegać, albo na rower. Nie lubię siedzieć bezczynnie w fotelu i wpatrywać się w jakieś seriale, które ukazują „mydlany świat”.

15.07.1997r.
Razem z bratem jeździłem rowerem niedaleko rodzinnego domu. Naciskałem na pedały ile sił w nogach, byleby wyprzedzić Kubę. Wiatr we włosach, w uszach szum. Nic się nie liczyło. Wygrałem to starcie.
-Patrz jak jeździsz. –usłyszałem obolały  głos jakiejś dziewczyny. Nic nie widziałem. Przed oczami miałem tylko ciemność. Czułem tylko ból i coś jeszcze… leżałem na kimś. Dotarło do mnie, że zgniatam tą osobę.
-Matko! Nic ci nie jest?! –wstałem na równe nogi jak głupi. Chciałem się dowiedzieć czy jest cała. Nigdy nie leżałem na kimś po wypadku, dlatego też nie wiem jakie są tego skutki, a w te filmy to ja nie chcę wierzyć. Bo co takie „science fiction” da mi w życiu? No nic, tylko będę sobie wyobrażał jak to wyglądałoby w takim filmie, a nie w realistycznym świecie.
-Gdybyś jechał nieco ostrożniej pewnie nie miałabym tylu zbędnych siniaków. –wskazała na swoje nogi, na których faktycznie znajdowały się świeże sińce. –O patrz! –krzyknęła tak głośno i niespodziewanie, że aż podskoczyłem. –Krew też mi leci. –patrząc na nią chciało mi się śmiać. Miny, które pojawiały się na jej buzi były bezcenne. Choć mama mnie uczyła, że z cudzego nieszczęścia nie wolno się śmiać. Po prostu nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. –Co rżysz?! –warknęła niezadowolona. Wstała po woli i ruszyła w moim kierunku. Cała pewność siebie zniknęła tak szybko jak przyszła. Bałem się jej. Wzrok, który mnie mierzył nie wskazywał na nic dobrego. Była wściekła na mnie. Może nie za to co jej zrobiłem tylko za moje zachowanie. No tak, zachowałem się dość niestosownie.
-Dobrze, przepraszam. –powiedziałem najszybciej jak potrafiłem. Wtedy się zatrzymała i zaczęła się śmiać. –Co tobie? –zapytałem nieco przerażony tą sytuacją.
-Wystraszyłeś się mnie. –zobaczyłem na jej twarzy szczery uśmiech. Nabrała mnie. Słusznie. Sam postąpiłem o wiele gorzej. –Przepraszam, że tak ciebie nastraszyłam. –zaśmiała się. Dopiero teraz zobaczyłem jej całą twarz. Czekoladowe oczy, tak jak moje. Białe zęby, które dodawały uroku jej uśmiechowi. Włosy co chwilę rozwiewał wiatr. Były niczym krucza czerń. Jej cera była zadziwiająca w takim młodym wieku. Delikatna, nawet nie trzeba było jej dotykać, by to stwierdzić. Jasna jak i piękna. Nie ukrywam, że jej widok robił niezłe wrażenie, pomimo tego, że oboje byliśmy w bardzo młodym wieku.

Poznaliśmy się w dość nietypowy sposób. To właśnie od tamtego dnia zostaliśmy przyjaciółmi. Nie ukrywam, że te 11 lat przyjaźni dużo mnie nauczyło. To ona mnie nauczyła. Była całkiem inna ode mnie co dawało nam wiele, ciekawych możliwości. Niby ludzie mówią, że powinno się mieć przyjaciół, którzy lubią to samo co my, a jednak. Mówią też, że to przeciwieństwa się przyciągają. No tak, zgadzam się. Byliśmy jak dwie krople wody. Z biegiem czasu doszło do tego, że mieliśmy wspólne pasje. Ja poszedłem w skoki narciarskie, a ona zainteresowała się dziennikarstwem co dało nam dużo czasu razem. Na wyjazdach była razem ze mną, od kiedy rozpoczęła pracę w redakcji i zajęła się tą dyscypliną sportu.
Nadal obydwoje kochamy sport. Doskonale pamiętam nasze wspólne przygody z aktywnością fizyczną. Miewaliśmy tak zwane „wzloty i upadki”. Tak, każdy z nich nas hartował jeszcze bardziej. „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” –prawdziwe słowa. 100% prawdy. Żadnej fikcji.
Nie ukrywam, że uwielbiam wracać do wspomnień, a szczególnie do tych. Wspaniałych. Niesamowitych. Zadziwiających. Określeń jest wiele… Ale to boli. Cholernie boli. Choć nadal myślę, że wspominając te chwile mogę być szczęśliwym chociaż przez te ułamki sekundy. To czasem potrafi zrekompensować mi ten cały ból. Warto jest to robić nawet, kiedy to rani.
Nie mogę uwierzyć, że przez jedną głupotę nie jesteśmy już razem. Nie ukrywam, że chciałbym do niej wrócić, ale zdradziła mnie. Mógłbym jej to wybaczyć, na pewno, ale cały czas coś mnie powstrzymuje. Coś co nie pozwala mi się do niej zbliżyć na „niebezpieczną” odległość.

[Cicha]
-Nata! –krzyknęłam uradowana widząc swoją przyjaciółkę. Siedziała na wysokim stołku kuchennym przy blacie nieopodal okna prowadząc żywą rozmowę z moją mamą. Jak zawsze wyglądała nienagannie. Jej włosy pachniały na kilka, dobrych kilometrów, zapach jej perfum tak samo. Wysoka pieguska, kiedy tylko mnie zobaczyła poderwała się z miejsca zostawiając moją rodzicielkę samą podążyła w moim kierunku.
-Ty żyjesz. –buchnęła śmiechem przytulając się do mnie. –Dlaczego nie dzwoniłaś? –zapytała patrząc mi prosto w oczy. Z tym pytaniem poczułam się niekomfortowo. Nie odzywałam się, po prosto potrzeba mi było spokoju. Nie odpowiedziałem jej nic, tylko smutno spojrzałam na nią. Po chwili jej oczy się zaszkliły. –Martwiłam się. –wypowiedziała z trudem.
-Ale żyję. –próbowałam rozluźnić tą sytuację suchym żartem, ale na nic. Rozpłakała się. –Nata, nic się nie stało. Zostałam tylko rzucona przez chłopaka. –zaśmiałam się krótko, lecz po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzianych wcześniej przeze mnie słów. Zabolało. Przytuliłam się mocno do niej po czym uwolniłam łzy.
-Ale to był on, nie jakiś inny facet. Maryna! –potrząsnęła mną. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem i tylko przytaknęłam. Tylko tyle. Nie stać było mnie nic więcej. Miała racje. Stało się dużo. To było on… nie jakiś inny facet. W środku boli mnie jak cholera jak tylko sobie o tym przypomnę. Wszystkie wspomnienia wracają. Od tego nie da się uciec.

[…]
-Boże, jak ty cierpisz. –usłyszałam jej obolały głos. Odwróciłam się o 90 stopni i ujrzałam jej smutną twarz. Już sam głos mówił wiele. Jest moją przyjaciółką, znam ją nie od dziś. Starała się zawsze być przy mnie, kiedy było coś nie tak. Kiedy on nie mógł, to była ona. –Dlaczego to wszystko tutaj jeszcze trzymasz? –zapytała zerkając na drewnianą komodę po czym ślimaczym ruchem do niej podeszła, tak jakby się jej bała. –Ja bym tak nie potrafiła. –powiedziała smutno stojąc plecami do mnie. Mimo tego, że stała tyłem do mnie miałam pełną świadomość tego jaka mimika twarzy jest teraz wyrysowana na jej buzi. W ręku trzymała jedną z wielu ramek ze zdjęciem. Akurat temu jednemu. Przyglądała się jemu uważnie. Analizowała je. –Wyglądaliście tak uroczo. –odezwała się po dłuższej ciszy. Pozwoliłam jej, by kontynuowała, gdyż lubiłam słuchać jak mi opowiada. Jej głos był przyjazny uszom, dlatego też nie miałam nic przeciwko temu. Ułożyłam się wygodnie na swoim łożu poprawiając kilka poduszek i wytężyłam słuch. –Wyglądacie jak jedna kropla wody. Te same uśmiechy, te same spojrzenie. To spojrzenie, którym się obdarzaliście. To było magiczne. Zawsze wam siebie zazdrościłam. –zaczęła się zagłębiać. Zawsze lubiła to robić. Jest ona osobą, która szybko popada fascynacji. Nigdy nie ma momentu, żeby coś ją nudziło. Nawet najnudniejsze wykłady na dziennikarstwie, a to była największa męczarnia, tak jakbyśmy musieli tam siedzieć za karę i słuchać gawędzenia profesora w podeszłym wieku, który już dawno powinien przejść na emeryturę. –Nigdy nie mogłam się napatrzeć na to zdjęcie. –od razu domyśliłam się, o które ze zdjęć może jej chodzi. Zawsze temu zdjęciu podzielała najwięcej swojej uwagi jak i podziw. Nie ważne, że to tylko kawałek papieru fotograficznego. Na pozór – zwykłe zdjęcie. Kiedy się jemu przyjrzymy uważnie zrozumiemy o co tutaj chodzi. Tak zawsze Natasza mówiła o tym zdjęciu.  –Od najmłodszych lat już można było stwierdzić, że będziecie razem. –tak, to prawda. Sama mama mi mówiła, że za kilka lat otrzyma zaproszenie na nasz ślub. Znów zabolało.  –Nadal do siebie pasujecie. –westchnęła po chwili w końcu odwracając się w moją stronę. Spojrzała mi w oczy po czym wypuściła z siebie głośno powietrze. –A gdzie ten ślub? –próbowała się uśmiechnąć. Tak się nie da. Nie z tego powodu, nie tych słów.

[…]
Swoim wzrokiem zmierzyłam okno, które jest zasłonięte jaśminową firaną. Puszystą poduszkę leżącą niedaleko mnie niepewnie przyciągnęłam do siebie, po czym tuliłam się do niej nie odrywając wzroku od szyby. Padał deszcz. Uspokajający widok. Dla większości ludzi widok odbijających się kropli wody o szybę jest dość nie sympatyczny. Dla mnie też zależnie od jego stopnia. Taki mnie uspokaja. Wolno opadająca ciecz nie robi takiego hałasu, kiedy burza trwa w najlepsze.
Wpatrując się w cienie czułam się niezwykle spokojna. Wszystkie złości odeszły na bok. Złości na wszystko. Czułam się inaczej. Byłam w pewnym sensie czysta… choć nadal coś mi przeszkadzało. Powrót do pracy. Tak, bałam się pierwszego dnia w pracy. Boję się jak to będzie wszystko wyglądać. Jak będą wyglądać moje relacje z resztą kadry. Wiem, że mogę polegać na trenerze. Wiem, że po tym sezonie władzę nad chłopakami przejmie ktoś inny. Nie ukrywam, że będę tęsknić za Łukaszem. Przez te dwa lata współpracy znaleźliśmy wspólny język. Zawsze mogę mu zaufać, a w razie jakiegoś problemu mogę się zwrócić do niego. Niestety nie wie jeszcze jednej rzeczy… na pewno nie chcę, żeby to się odbiło o drużynę.
Nie tylko to zajmowało moją głowę. Nie tylko tym się przejęłam. Wszystkie żale do samej siebie odeszły w dal z czego jestem niesamowicie zadowolona. Chęć nienawiści do innych opuściła już mnie dawno, choć nadal coś mi pozostało. Może i już nie mam żalu do niego, to nadal mam żal do siebie. Nie wielki, ale jest jeszcze jakiś żal.
Po rozmowie z moją przyjaciółką zrozumiałam, że przeszłość nie powinna mieć wpływu na przyszłość. Powinnam odżyć. Zająć się sobą. Zabolało coś, ale przemówiło mi do rozsądku. Nie ukrywam, że sama czasem nie potrafię sobie poradzić. Gubię się w tym wszystkim. Przychodzi taki czas, kiedy robię to co inni mi karzą, gdyż sama nie wiem co ze sobą zrobić. Pomimo tego, że pokazała mi jak powinnam postąpić ja dalej nie wiem czy powinnam to zrobić. Czy powinnam zapominać o przeszłości. Poznawałam się na nowo dzięki niemu. Pokazał mi kim jestem naprawdę. Takich rzeczy nie da się wymazać z pamięci. Stara miłość nie rdzewieje. No tak, nadal go kocham. Nadal mam wielki żal do siebie. Samej siebie nie oszukam! Taka jest prawda. Oszukuję siebie na każdym kroku mówiąc sobie, że jest dobrze, że dam sobie radę. Tak naprawdę jestem słaba. Już nie jestem tą samą pewną dziewczyną co kilka lat temu. Nie wiem nawet, która twarz była prawdziwa… czy pewna siebie, niezależna kobieta czy, ta która czegoś doświadczyła w życiu i stała się całkiem inną osobą.
Tak, chciałabym wrócić do tamtych dni. Tamtych, w których uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Byłam szczęśliwa bo miałam go przy sobie. Nie da się o tym zapomnieć mając te słowa w głowie:
„Wyglądacie jak jedna kropla wody. Te same uśmiechy, te same spojrzenie. To spojrzenie, którym się obdarzaliście. To było magiczne. Zawsze wam siebie zazdrościłam.”
„Od najmłodszych lat już można było stwierdzić, że będziecie razem.”
„Nadal do siebie pasujecie.”
„A gdzie ten ślub?”, kiedy zapytała mnie tymi słowami najbardziej zabolała mnie jej mina. Słowa te słyszałam już wcześniej od innych… ale to ten wyraz twarzy mnie okaleczył. Smutek. Rozpacz. Zawód. Było tam wszystko co jest bliskie płaczu i załamania.
Byłam głupia. Cholernie głupia. Nie wiem kim trzeba być, żeby zrobić takie świństwo. Nie tylko sobie, ale innym ludziom, którzy ciebie otaczają. Tym, którzy w ciebie wierzą. Wiedzą, że mogą na tobie polegać. Za wszelką cenę chcę się odzyskać tych, których się straciło. Zapłacilibyśmy nawet największą cenę, by cofnąć czas, by móc być z powrotem u boku tamtych osób. Tylko czy miłość nam to wybaczy?




_______________________

Cześć i czołem!
Jestem wraz z kolejną szansą. Mam nadzieję, że się podoba i się nie zawiodłyście na mnie ;)
A jak tam mijają Wam wakacje? Ja dopiero wróciłam z gór. Zwiedziłam Beskidy i nieco okolicy. A mianowicie Szczyrk i Wisła zostały przeze mnie zwiedzone! Pogoda dopisała choć nic na to z początku nie wskazywało.
Wiem, że dużo tych wakacji Nam już nie pozostało, ale życzę Wam aby te ostatnie dni były spędzone jak najlepiej, by ten powrót do szkoły nie był bolesny! 
Pozdrawiam, Alutka ;*

P.S. Zostawiam Wam kilka zdjęć z mojej wyprawy. Jako zapalony łazik górski powiem Wam, że warto chodzić po tych górach. Widoki niesamowite! 

"Słońce gór szybciej zbliża niż rozrywki miasta."

"Góry dają człowiekowi, poprzez zdobywanie wzniesień nieograniczony kontakt z przyrodą – poczucie wewnętrznego wyzwolenia, oczyszczenia, niezależności."




"...wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie,a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność..." 


piątek, 29 lipca 2016

Szansa 1

[Skarb]
-Dlaczego już nie jesteście razem? –najczęstsze pytanie, które mi zadają ludzie ostatnimi czasy. Robi się już to ewidentnie męczące. To wygląda tak jakby nie mieli innych tematów do rozmowy, a celem ich życia jestem ja. Jest tyle pomysłów, powodów do tego, aby konwersacja przebiegła w przyjemnej atmosferze, a nie doprowadzała do tego, że jeden z rozmówców przez cały czas jest spięty.
-A mam być z kimś kto zabił własne dziecko? –zapytałem z wielkim żalem. Po chwili zdałem sobie sprawę z tego jakich słów użyłem. Jakich mocnych słów użyłem, lecz nie żałuję tego. –Mam być z kimś kto cały czas się bawi nie zważając na konsekwencje tego co robi? Ta osoba ma być moją drugą połówką? –dodałem z sarkazmem. Spojrzał się na mnie i pokręcił tylko głową, a ja tylko prychnąłem.
-Znacie się tyle lat. –bronił się blondyn, a mi nie pozostało nic innego jak tylko głośno westchnąć.
-Znamy się od dziecka. –stwierdziłem z przekąsem.  –Ale tak naprawdę nic o sobie nie wiemy. –westchnąłem. Prawda zabolała, zresztą tak jak zawsze. –Kiedy tylko ją poznałem była wesołą dziewczyną, która była pełna energii. –zacząłem. Nie wiedziałem co mówić, gdyż ciężko mi było o tym pomyśleć, a co dopiero przejść przez gardło.  –Już nie jest tą samą cichą Maryną co kilkanaście lat temu. –dodałem z wielkim bólem na sercu. Było mi ciężko to przyznać, ale to prawda. Zmieniła się z czego nie jestem zadowolony jak widać. Zawsze wolałem ją taką jaką była. Taką jaką pokochałem. Nigdy nie chciałem by się zmieniała, ale tego nie można było przewidzieć.
-Nie możesz jej tak od razu skreślać ze swojego życia. –rzucił nagle. –Byliście ze sobą dobre dziesięć lat. –znowu to samo. Bronił siebie jak i jej. Robi się to już nudzące i żałosne.
-To aż za długo. –mruknąłem podchodząc do okna.
-Tyle wspomnień, pamiętnych chwil. Tak po prostu to wyrzuciłeś z głowy? –prawie pisnął. On sobie tego nie mógł wyobrazić. Tak szczerze to ja też. Przecież w moich snach od zawsze gra główną rolę. Nie wyrzuciłem jej ze swojej głowy. Tak się nie da. To zbyt trudne.
-Owszem, dużo tego. –odparłem z powagą. Nieźle gram. –śmiałem się z własnej głupoty. Nie lubię, kiedy wszyscy wokół widzą jak słabnę, polegam na czymś.
-Przecież między wami było wszystko okej. –swój wzrok skupiałem na padającym za oknem deszczu. Był hipnotyzujący. Kropla za kroplą uderzały o szybę powodując zmartwienie na mojej twarzy. Zmartwienie? Tylko czym? Tym, że woda rozbija się o szkło? No nie. Byłbym chyba jakimś idiotą tak myśląc. Te cząsteczki wody ilustrowały mi coś. To ja i moje życie, które rozpada się na inne części spotykając się na drodze z przeszkodą, w tym przypadku jest to szyba.
-No właśnie, było…
-To co się stało, że już tak nie jest? –kolejny raz zadał mi to pytanie. Odwróciłem się w jego stronę. Głośno wypuściłem powietrze z płuc i spojrzałem się na niego z powagą.
-Zdradziła mnie z innym. –wyrzuciłem z siebie. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek w życiu takie coś przytrafi się akurat mi. Czym ja sobie na to zasłużyłem? Kochałem ją tak bardzo jak tylko mogłem. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko, a ona odwdzięczyła mi się w taki oto sposób.
-Musiała mieć powód. –nie dawał za wygraną co mnie coraz bardziej irytowało.
-Pewnie tak. –rzuciłem krótko. Chciałem, żeby jak najszybciej dał mi święty spokój.
-Nie tylko ona jest temu winna. –odparł brnąc dalej. Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem. –Z tego co słyszałem to ostatnimi czasy między wami nie było najlepiej, a mianowicie olewałeś ją, delikatnie mówiąc. –myślałem, że się przesłyszałem. Zaczęła się we mnie zbierać złość, która była spowodowana jego brakiem niewiedzy w tej sprawie jak i tym, że wiedział nawet nieco za dużo niż powinien.
-Dwa pokoje obok przespała się z nim, a mogła wtedy spędzić czas ze mną. –powiedziałem ze wściekłością. –Jeszcze do tego to dziecko. –dodałem z niezadowoleniem. Pokręciłem głową opierając się o drewniany parapet wyglądając ponownie za okno.
-Wszyscy wiemy, że to prędzej czy później, by się tak skończyło.
-Mogła pomyśleć też o tym co się w niej znajduje, to co ma pod sercem, a nie tylko myśleć o tym, by się dobrze zabawić i wypić. –prychnąłem. –Sama doprowadziła do tego swoją wygodą i zachowaniem. –dodałem z lekkim sarkazmem.
-Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało. –odparł kręcąc przy tym głową z niezadowoleniem.
-A ty co, jakiś wywiad ze mną robisz? Na mój temat? –warknąłem rozzłoszczony. Nie wytrzymałem dłużej. –Jeszcze powiedz, że jakaś gazeta cię wynajęła, by sprowadzić Kota na dno? –parsknąłem sarkastycznie.
-Ale ona się zmieniła. –powiedział z lekkim smutkiem w głosie. –Ona dobrze o tym wie, że źle postąpiła zdradzając cię i doprowadzając do tego no… sam wiesz. –dodał. Spojrzałem na niego z niedowierzeniem. Od kiedy oni się tak przyjaźnią? O ile w ogóle ich relacje można określić w taki sposób.  –Mam nadzieję, że to przemyślisz. –wstał ruszając  w stronę drzwi. Po chwili się zatrzymał obracając się w moją stronę. –Ty też się zmieniłeś stary. Nie poznaję cię.  –wyszedł z mojego pokoju zostawiając mnie samego z tymi myślami.
Nie panując nad swoimi emocjami zacisnąłem dłoń w pięść. Kostki zaczęły bladnąć, nie zważając na to z całej siły uderzyłem w ścianę. Pisnąłem z bólu. W ułamku sekundy swój wzrok przeniosłem na piekącą rękę. Nigdy dotąd nie czułem w niej takiego bólu, nawet po jakimkolwiek upadku na skoczni, czy poza nią. Nigdy. Do tego ten widok. Cała była spuchnięta i sina, krwawiła, a ja myślałem, że zaraz nie wytrzymam. Ból nie chciał mi odstąpić ani na chwilę. Nie dawał za wygraną, a ja nawet nie miałem ochoty z nim walczyć. Nie zamierzałem gdziekolwiek dzwonić po pomoc. Nawet wyjść z pokoju i udać się do pomieszczenia obok, do naszego kadrowego medyka. Nic z tym nie zrobiłem. Przysiadłem tylko na łóżku i skupiłem swój wzrok na bladej ścianie. Stała się ona niesamowicie interesująca dla mnie w tej chwili.
W tym momencie czułem się okropnie jak nigdy dotąd. Nie chodzi mi tutaj o tą „szkodę” jaką sam sobie wyrządziłem, ale o moje życie. Tak, moje życie. Nigdy bym nie pomyślał, że mój przyjaciel mógłby stanąć po jej stronie i to jeszcze będzie ją tak zawzięcie bronić. Kto, by pomyślał. –parsknąłem. A kto tutaj jest najbardziej tego winny?  Tego, że nasz związek się rozpadł i nie było już ratunku z jakiejkolwiek strony? Wydaje mi się, że to jej zdrada spowodowała, że tak się stało. To sprawiło, że moje życie się zaprzepaściło i w jednej chwili obróciło się o 180 stopni. Jedna rzecz i od razu w niczym ci nie idzie. Skoki już nie były zadowalające. Nie czułem tego co dotąd dawało mi chęć do skakania. Nic. Kompletnie nic.
Dokładnie pamiętam tamto wydarzenie. Nie raz mi się ono przyśniło, a zawsze było dokładnie tak samo. Po pewnym czasie przeobraziło się w koszmar. Ta sama wymiana zdań, ten sam wyraz twarzy. Za pomocą snu mogłem zobaczyć jak to naprawdę wyglądało. Byłem świadkiem, narratorem? Naprawdę kiedy tylko przyznała mi się do tego co zrobiła miałem ochotę się na nią wydrzeć i byłem w stanie wydobyć z siebie o kilka słów za dużo, lecz coś mnie powstrzymało w tamtym momencie i zachowałem nieunikniony spokój mimo tego, że tak naprawdę w środku cały się gotowałem.
Przez kilka dni miałem chęć pojechania do tego gnoja i zbić mu tą śliczną mordkę. Tak, żeby się nie mógł pozbierać. Wszyscy wokół, by się nimi brzydzili. Byłby wstrętny. Tylko po co mi to? Przecież jak usłyszałem te słowa wyczułem, że między nami jest już koniec. Wszystko jest skończone, że nie potrafiłbym jej tego wybaczyć i tak myślę do dziś. Sama mi to uświadomiła podczas tego spotkania.
Co wtedy czułem, że już byłem gotowy tam pojechać?
Pewnie bałem się, że będę tego żałować do dziś, że znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. Nie, to nie jest jeszcze to… Trudno jest mi teraz o tym myśleć, gdyż miało to miejsce dobre cztery miesiące temu. Może tak naprawdę nadal coś do niej czułem, a te słowa wypowiedziane przez nią nie zaprzepaściły wszystkiego. No tak, pierwsza miłość nie rdzewieje, ale to dopiero teraz mogę użyć takiego określenia. A wtedy? Wciąż czułem, że da się coś z tym zrobić, że to nie może tak być. Po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że tu już nie ma czego ratować. Nie ma to najmniejszego sensu. Zdradziła mnie i to wystarczyło, by się to wszystko potoczyło w taki sposób.

[Cicha]
Kolejny dzień z rzędu spędzony w domu. Zero kontaktu ze światem. Telefon wyłączony. Drzwi zamknięte na cztery spusty. Cisza. Nie potrafię sobie poradzić. Nie znoszę samotności, ale tak mi teraz jest dobrze. Cisza i spokój, to mi w zupełności wystarcza. Nigdy nie lubiłam być sama. Zawsze wolałam być w centrum uwagi, blisko innych ludzi, którzy darzą mnie sympatią. Od najmłodszych lat potrafiłam dostrzegać w ludziach dobro i ich atuty. Dzięki temu zadawałam się z osobami, które znałam bez słów. Potrafiłam z nich czytać jak z książek. Pomagało mi to w wielu sytuacjach. Były też takie kiedy kuło mnie serce wiedząc co ta druga osoba może myśleć. Czasem nawet bałam się zapytać co ona tak naprawdę o tym sądzi. Po prostu nie chciałam tego wiedzieć.

08.03.2013r.
-Jestem! –usłyszałam utęskniony mi głos dochodzący z korytarza co spowodowało, że zerwałam się z kanapy.
-Tęskniłam! –wpadłam mu w ramiona. Był zaskoczony moją reakcją, lecz nie ukrywał radości, która była wywołana moją obecnością. –Nawet nie wiesz jak bardzo. –dodałam chwytając jego twarz w dłonie. Tak jak zawsze kiedy wracał do domu. –Nie lubię jak mi to robisz. –udałam obrażoną wyswobadzając się z jego objęć.
-Takie życie. –uśmiechnął się łobuzersko po czym skradł pocałunek z moich ust.
-Kiedy kolejny wyjazd? –zapytałam niechętnie kierując się w stronę salonu. –Wiesz, że za tydzień urodziny mojej mamy. –dodałam siadając na swoim ulubionym fotelu znajdującym się w kącie tego pomieszczenia nieopodal wielkiego, białego regału zapełnionego książkami.
-Wiem o tym doskonale. –odparł podchodząc do mnie. –Ale teraz się o to nie martwmy. Dziś jest twój dzień. 8 marca jeśli dobrze pamiętasz. –ukucnął przede mną. –To dla ciebie. –wręczył mi duży bukiet czerwonych róż i niemieckie praliny. Każda kobieta pewnie w tym momencie, by mi zazdrościła czemu się nie dziwię.
-Dziękuję. –odpowiedziałam z uśmiechem wtulając się w niego kolejny raz tego dnia. –Jesteś wspaniały. –spojrzałam mu prosto w oczy po czym połączyłam nasze usta w pocałunek. Był on pełen pasji jak i tęsknoty, której żaden z nas nie ukrywał. Za każdym razem robiąc to czułam, że daje mi to szczęście i tym razem nie było inaczej.
-A co tam u ciebie słychać? –zapytał po chwili wpatrywania się w moje oczy kiedy zakończyliśmy naszą rozkosz.
-Wszystko po staremu. –odpowiedziałam wtulając się w niego jeszcze bardziej. Bije od niego to samo ciepło co zawsze. Do tego jeszcze jego zapach perfum. Są idealne. W jego ramionach zawsze czułam to samo. Bezpieczeństwo. Miłość. Troskę. Nigdy nie czułam się przy nim obco, od dziecka między nami było coś więcej niż tylko przyjaźń. Dopiero po kilku latach odważyliśmy się na takie uczucia. No i tak zostało do dziś. Nie żałuję tej decyzji, ani przez chwilę jej nie żałowałam. –Dziękuję, że jesteś. –wyszeptałam w jego szyję.

Najchętniej bym o tym wszystkim zapomniała, wymazała to ze swojej pamięci. Ile bym dała, żeby zapomnieć. Ale tak się nie da. Dużo rzeczy wciąż za dużo mi o nim przypomina. A te kilkanaście lat znajomości… zaprzepaściłam wszystko jedną głupotą. Nienawidzi mnie. Nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć. To za wiele. Tak, to wszystko się skończyło. Jedna głupota zniszczyła 18 lat przyjaźni, a 7 lat związku. Moja pierwsza, wielka miłość nie chce mnie znać. Tak, nie chce.

[…]
-Wszystko w porządku? –były to pierwsze słowa jakie usłyszałam z ust swojej siostry. Wpuściłam ją do środka i zamknęłam za nią drzwi. Spojrzałam jeszcze chwilę na nią kręcąc głową.
-Nic nie jest w porządku, Faustyna. –odpowiedziałam wracając do salonu. –Nie daję sobie z tym rady. –dodałam siadając na ten przeklęty fotel. –To mnie przerasta. –skuliłam się jak pies.
-Mów co się dzieje. –poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Drgnęłam lekko. Uniosłam nieśmiało głowę do góry łapiąc przy tym jej wzrok. Martwiła się o mnie. Tak jak zawsze. Moja, mała Faustynka. Już zawsze będzie dla mnie taką „małą” siostrzyczką.
-5 dni temu był u mnie. –zaczęłam. W gardle pojawiła się gula, która uniemożliwiała mi dalsze kontynuowanie. To bolało. –To wszystko jest skończone, rozumiesz? –moje oczy momentalnie się zaszkliły. –On już nie chce mnie znać. –wydukałam z siebie. Blondynka wyciągnęła przed siebie ręce przytulając mnie do swojego ciała. –Jaką ja jestem idiotką. –zaczęłam kręcić energicznie głową. –Jestem skończoną egoistką. –dodałam przez zaciśnięte zęby. –Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nawet sobie na to nie pozwolę!
-Maryna! –usłyszawszy jej donośny głos od razu spojrzałam na nią. –Nie możesz tylko i wyłącznie siebie za to obwiniać. To nie twoja wina.
-Moja! –krzyknęłam wyswobadzając się z jej objęć.
-Nie twoja. –powiedziała uspokajając mnie. Znów tkwiłam w jej objęciach.
-To dla mnie za dużo. –mruknęłam nieco uspokojona. Otarłam samotną łzę spływającą po moim policzku i swój wzrok przeniosłam na nią.
-Posłuchaj mnie. –odchyliła mnie od siebie. Niechętnie na nią spojrzałam czekając aż zacznie mówić. –Po pierwsze to nie będę prawić ci od razu morałów. Na to przyjdzie jeszcze czas. –uśmiechnęła się lekko, dzięki czemu napięcie pomiędzy nami nie było już takie uciążliwe. –Nie chcę ci też gratulować błędu jaki popełniłaś. Nikt nie będzie ci bić za to brawa, gdyż to było okrutne…
-Nie pomagasz. –wtrąciłam. Nigdy nie lubiłam gdy ktoś poruszał ten temat. Nienawidzę siebie za to i sama wiem, że źle postąpiłam.
-Nie ukrywam, że zapewne znalazłby się jakiś idiota, który zostałby twoim fanem, kiedy tylko, by poznał twoją biografię. –udała poważną.
-Faustyna. –warknęłam niezadowolona jej słowami.
-Chłopak ciebie rzucił, ale nie jest to powód, żeby zamykać się w domu i nie mieć żadnego kontaktu ze światem. –parsknęła kiedy dotarło do niej co właśnie powiedziała. –Wiem, że to była twoja pierwsza miłość. –szybko zaczęła kontynuować kiedy zauważyła, że znów chciałam jej wejść w słowa. –Ale wiedz, że nie jest to twoja jedyna jak  i ostatnia taka miłość. –swój wzrok skupiła na swoich dłoniach, którymi zaczęła się bawić. –Tego kwiatu jest pół światu. –zaśmiała się, a ja tylko zmierzyłam ją wrogim spojrzeniem.
-Daj spokój. –warknęłam siadając jak normalny człowiek.
-Nie dam ci spokoju dopóki nie wcisnę ci do tego głupiego łba co powinnaś ze sobą robić. –uśmiechnęła się pogodnie nie odrywając ode mnie wzroku. –Zawsze brałam z ciebie przykład, byłaś dla mnie wzorem. Ba! –podskoczyłam z przerażenia. –Cały czas nim dla mnie jesteś. Kocham się najbardziej na świecie jako siostrę i wybaczam ci ten głupi wybryk jeśli można go tak nazwać, ale wiedz, że nie podzielam entuzjazmu za ten czyn. –westchnęła, gdyż cały czas mówiła na jednym wdechu. –Moim zdaniem powinnaś wyjść na ludzi. Wrócić do pracy, a co najważniejsze, odezwać się do Nataszy. Ona też się martwi.
-Za kilka dni jadę do Związku do Krakowa i wracam z powrotem do pracy na sezon. –mruknęłam. Ten fakt nie sprawiał mi jakiejś radości, gdyż powrót do pracy wiązał się tylko z jednym – ciągłe spotkania i pojedyncze wywiady z skoczkiem. Pokoje obok siebie, wspólne posiłki. Nie przeżyję tego.
-No i bardzo dobrze! –ucieszyła się niebieskooka. Z czego ona tak się cieszy? –Musisz tam wrócić i za wszelką cenę nie możesz dać nikomu za wygraną. Musisz pokazać, że jesteś silną kobietą i, że nie obchodzą ciebie żadne, żałosne chimery twojego byłego. Wiem, że to boli kiedy go widzisz, ale musisz być silną. Możesz mieć tam dwie twarze, ale rób to dla pracy. Wiem, że ci na tym zależy. Przecież to twoje całe życie.
-To cholernie boli, Fausta! Sama myśl o tym wbija mi sztylet w moje serce, które i tak już jest bez uczuć! –krzyknęłam, a ona jedynie pokręciła głową z niezadowoleniem. Nadal zachowywała powagę od początku rozmowy. Podziwiam ją. Karciłam się w myślach wiedząc co mnie czeka. Najgorsze było to, że tak po prostu się na to w ogóle zgodziłam. Na ten szybki powrót. Będę tego żałować.
 -Chciałabym, żeby moja starsza siostrzyczka była po prostu szczęśliwa. –pocałowała mnie w policzek po czym mnie mocno przytuliła, tak jak zrobiłaby prawdziwa siostra.
-Wiem. –odparłam krótko. Może i między nami jest te 8 lat różnicy, ale czasem mam wrażenie, że to ona jest tą rozsądniejszą. Pomimo tego, że ma dopiero te swoje 16 lat, jest doświadczoną osobą. Potrafi przemówić człowiekowi do rozsądku. Nigdy bym nie pomyślała, że wyrośnie z niej taka kobieta jaką się stała.
-Zawsze będę po twojej stronie. –szepnęła mi do ucha. Czuję, że ta rozmowa nabrała sił we mnie. Zrozumiałam, że trzeba pokonać lęk i stanąć na przekór słabością, pomimo nieodpowiedzialnych błędów z przeszłości, które są moimi słabymi stronami.
-Przepraszam. –powiedziała kiedy rozdzwonił się jej telefon. –To mama. –dodała zerkając na ekran aparatu. Wcisnęła guzik przykładając urządzenie do ucha. –Tak, jestem u niej. –zaczęła konwersacje z naszą rodzicielką. Widziałam jak marszczy brwi na słowa, które usłyszała z drugiej strony. Spojrzała się na mnie i westchnęła. –Nie wiem czy ona w ogóle, by chciała. –przepraszała mnie wzrokiem. Nie wiem o co jej mogło chodzić, ale ten wzrok mówił sam za siebie. Nieczęsto przeprasza mnie w taki sposób. –Myślę, że ty sama powinnaś z nią porozmawiać. Ona tego potrzebuje. –dodała rozłączając się. Głośno westchnęła po czym spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi tęczówkami. –Mama chce, żebyś przyjechała do domu na jakiś czas. –rozejrzała się po moim mieszkaniu. –Boi się, że sama tutaj zrobisz coś niewybaczalnego. –westchnęła z bólem. –Po za tym, myślę, że przebywanie tutaj rani cię jeszcze bardziej. –na jej twarzy pojawił się grymas. –Nie możesz wyrzucić tych zdjęć? –zapytała zerkając na komodę. Jedno zdjęcie przy drugim, a na nich ja i on. Uśmiechnięci, pełni życia. Całkowite przeciwieństwo obecnej mnie. Nie wydaje mi się, żeby on to jakoś specjalnie przeżywał…

[…]
-Dobrze wiesz, że kiedy tylko zgodziłam się byś zamieszkała bez nas to od tego czasu zasady się nie zmieniły. W dalszym ciągu tutaj jest twój dom. Nie musisz bać się tutaj przyjeżdżać. Za każdym razem jesteś tutaj mile widziana i twoi przyjaciele też.
-Nie widzisz, że ona ciebie w ogóle nie słucha? –udała zirytowaną. –Nie męcz mi proszę siostry, mamo. –dodała po chwili kręcąc głową.
-Ja jej nie męczę. –odpowiedziała spokojnie. Swój wzrok przenosiłam z jednej na drugą. –Ja tylko chcę jej wytłumaczyć kilka spraw. –zaśmiała się ironicznie.
-Pff. Już widzę te kilka spraw. Dwie godziny męczarni. Powodzenia siostra! –parsknęła sarkastycznie wstając od stołu szepcząc w moją stronę ciche „przepraszam”.
-A idź już. –mama nie okazywała wściekłości ze swojej strony do swojej młodszej córki. –Powiesz coś w końcu? –zapytała kiedy tylko upewniła się, że znajdujemy się same w pokoju dziennym.
-A co mam ci powiedzieć? –odpowiedziałam pytaniem na pytanie. –Mam ci mówić jaka to ja jestem głupia? –spytałam z nieukrywanym sarkazmem.
-Nie mów tak, proszę. –powiedziała spokojnie. –Nie chcę, żebyś tak o sobie mówiła. Córciu, spójrz na mnie. –chwyciła moją dłoń. Od razu ogarnęło mnie jej matczyne ciepło. Jeden dotyk, a już czułam się bezpiecznie. –Nie tak ciebie wychowałam. –zaśmiała się. Nie był to śmiech, który okazywał zawód czy też zawarta była w nim ironia. Po prostu był to naturalny śmiech, który miał na celu rozluźnienie tej sytuacji. –Jesteś cudowną kobietą. –swój wzrok przeniosła na moją osobę, dzięki czemu ja też na nią spojrzałam. –Wyglądasz jak ósmy cud świata, jesteś prześliczna, utalentowana i co najważniejsze, w życiu kierujesz się intuicją. Każdy chciałby taką mieć, a ty musisz dać szansę innym. –uśmiechnęła się do mnie gładząc palce u mojej ręki. Nie pamiętam, kiedy to ostatni raz moje dłonie znajdowały się w objęciu ich. Teraz czuję, że brakowało mi tego. –Wiem doskonale, że kochasz mocno i do końca, ale na swojej drodze do szczęścia są też przeszkody. Niejedna się w nim zadłużyła, ale tylko ciebie kochał bo pozwalałaś mu na to. Przyciągasz ludzi do siebie swoim charakterem. Może i w pracy nie masz najlepszych kontaktów, ale przynajmniej jesteś sobą. –westchnęła. –I za to ciebie właśnie kocham! –ścisnęła moją dłoń szeroko uśmiechając się do mojej osoby. Było brak mi słów. To wszystko co powiedziała to prawda. To są moje wartości. Od lat pracowałam na to, by ludzie mieli o mnie takie zdanie, a nie inne, lecz jest jeszcze coś. Coś co nie pozwala mi być dumną z siebie pomimo tych osiągnięć…
-Nie mów mi, że jestem idealna. –odparłam smutno. –Wszyscy dobrze wiemy, że jest rzecz, która niszczy mnie od środka. Już nie potrafię być tą samą osobą. –dodałam wstając od stołu. –Przepraszam. –szepnęłam wychodząc z salonu zostawiając swoją rodzicielkę z tymi słowami. Chciałam jej dać czas na przemyślenie. Nie chcę, żeby uważała mnie za perłę świata. Nie jestem ideałem i już nigdy nim nie będę.

[…]
Koniec schodów był już za kilka stopni, a ja w dalszym ciągu nie wiedziałam dokąd idę. Naprzeciwko mnie znajdują się dobrze mi znane drzwi. To właśnie za nimi znajduje się moje dawne „królestwo”. Nacisnęłam lekko na klamkę po czym moim oczom ukazał się obraz, który tak dobrze zapamiętałam. Weszłam powoli do środka. Włączyłam światło, a pomieszczenie się rozpromieniło. Cisza. Porządek. Tak jak zawsze tutaj było. Wszystko na swoim miejscu, tak jak zostawiłam to 6 lat temu.
Okno zasłonięte jaśminową firaną, która zwisała z drewnianego karnisza. Duże łóżko, na którym to teraz siedzę. Multum kolorowych poduszek, które dodawały mu poczucie bezpieczeństwa były wszędzie. Czasem nie było gdzie się ułożyć do snu, gdyż większą część łoża zajmowały właśnie one. Mimowolnie uśmiechnęłam się na te wspomnienie. No co jeszcze tutaj? Szafy na ubrania. Biurko z niemałą tablicą korkową, na której wieszałam karteczki z datami sprawdzianów. Obok drzwi stoi szeroka komoda w kolorze dębowym, a na niej mnóstwo zdjęć. Zawsze lubiłam w swoich czterech ścianach mieć taki mebel, a na nim miejsce na wspomnienia. Podeszłam do niej. Stałam przed nią bez czynnie wpatrując się w te wszystkie fotografie. Tak, sporo ich. Wzięłam kilka i powróciłam na łóżko.
Chwyciłam w dłoń jedne z nich. Nie żałuję, że teraz spoglądam właśnie na nie. No tak. Uśmiechnięty brunet, a u jego boku ja. Byliśmy jeszcze dziećmi. Uśmiechnięta patrzę na jego twarz. Pamiętam ten dzień. Ga-Pa. –szepnęłam kiedy w mojej głowie pojawił się obraz z tego wydarzenia. Wtedy zdobył 1 miejsce drużynowo. Było to jedno z pierwszych, większych jego osiągnięć. Swój wzrok przeniosłam w dolny, prawy róg zdjęcia. „20 marca, 2003 rok”. 12 lat temu…  jeszcze nie byliśmy razem. Dopiero 5 lat później.
Zawsze uwielbiałam ten pokój. Był to taki mój azyl. Miałam tutaj spokój. Kiedy drzwi były zamknięte każdy wiedział, że potrzebuję chwili samotności. Ceniłam to i szczerze za to dziękuję wszystkim domownikom. Cały czas pamiętam jak w wieku 18 lat opuszczałam ten dom, by zamieszkać ze swoim chłopakiem. Przeprowadziłam się do tego samego mieszkania, w którym nadal mieszkam. On się wyprowadził z powrotem do domu, a ja zostałam. Dużo serca włożyłam w jego rozwój. Teraz mieszkanie jest tym moim azylem. Moim osobistym miejscem spokoju.
Od czterech miesięcy mieszkam sama. Było mi ciężko przyjąć to do wiadomości, ale daję radę. Mam przy sobie osoby, które zawsze mi pomogą i murem staną za mną. Więc doceniam to. Nie ukrywam, że chciałabym to z nim mieszkać. Ten dom stał się taki pusty. Nie ma go tam. Nie ma kto zapełnić tej pustki. Zabić tej ciszy. Zostałam tam sama. Brakuje mi go i to cholernie. Chciałabym znów być przy nim. Czy miłość mi wszystko wybaczy?







_________________________________________

Cześć i czołem!
Jestem wraz z pierwszą szansą nowego opowiadania. Mam nadzieję, że was nieco zachęciłam do dalszego czytania. Życzę wam miłych wakacji ;)
Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam, Alutka:*

P.S. Zachęcam także do wzięcia udziału w ankiecie, która znajduje się po prawej stronie.