piątek, 19 sierpnia 2016

Szansa 2

[Cicha]
-Cieszę się, że postanowiłaś wrócić do naszej załogi. Brakowało nam ciebie. –uśmiechnął się do mnie pracodawca. –Apollo już nie dawał mi spokoju, cały czas mnie wypytywał kiedy wrócisz. Chyba jesteś jego ulubienicą. –zaskoczył mnie tymi słowami. –No nie ukrywam, że bez ciebie nie było tak jak zawsze. Naprawdę ci dziękuję, że znów jesteś z nami. –kąciki jego ust uniosły się ku górze.
-Kocham to co robię, dlatego tutaj jestem. –odwzajemniłam gest. –Trzeba spełniać swoje marzenia. –spojrzałam się w stronę trenera. Wygląda tak jak zawsze. Sportowa bluza, dżinsy. Włosy, które nie każdy ma „okazję” widzieć, gdyż zazwyczaj jest on przedstawiany widzom przed telewizorami w gnieździe trenerskim, kiedy ma na głowie sponsorską czapkę. Wracając do tych włosów, są czarne, ale ze względu na wiek są skazane na pojedyncze siwe pasma. Mina zawsze ta sama. Mówi wszystko, ale też i nic. Trudno rozgryźć co czuje ten mężczyzna. Podczas wywiadu często miałam z tym problem, kiedy udzielał mi odpowiedzi na pytania zastanawiałam się czy on mówi naprawdę czy ściemnia. Pomimo tego jest to wspaniały, wyrozumiały i pomocny człowiek. Nie dziwię się chłopakom, że trudno będzie im się z nim rozstać po zakończeniu tego sezonu.
-Właśnie takich ludzi szukaliśmy. –zaśmiał się. Zaczął szukać w biurku jakiś papierów. Co chwilę przekładał jakieś z jednej sterty na drugą, dalej szukając tego co potrzebne. –O! –odezwał się rozentuzjazmowany na co podskoczyłam z przerażenia. Odwróciłam się w jego stronę, lecz zastałam tylko wystającą głowę zza biurka na co zmarszczyłam brew. –Poszukałem to co teraz jest najbardziej istotne. –wyłonił się zza meblu i zwrócił się w moją stronę. –Tutaj jest plan pracy na najbliższy sezon, a co dalej będzie to już nie mój interes. –rozłożył przede mną zestaw „informacyjny”. –Tutaj wszystkie daty konkursów. –otworzył na kolejnej stronie. –No i tutaj najważniejsze dla ciebie. –przed moimi oczami ukazało się kilka tabel, które już nie pierwszy raz widzę na oczy. –W tym roku twoja praca będzie wyglądać nieco inaczej. –przewrócił kartkę. –Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe, a to wszystko za sprawą profesora związku. Jak coś to go bić, nie mnie. –zaśmiał się.
-Muszę jakoś to przeżyć. –uśmiechnęłam się. –To czym będę się teraz zajmować? –zapytałam po chwili. Swój wzrok znów zatopił w literach znajdujących się na kartach.
-A mianowicie cały czas jesteś na stanowisku dziennikarki kadrowej. Tak jak to robiłaś, będziesz zamieszczać posty i zdjęcia na naszej stronie. Do tego będziesz przeprowadzać więcej wywiadów i zajmiesz się co nieco fotografią. –westchnął. –Myślę, że będzie ci to odpowiadać.
-Wywiady? –zapytałam z niemałym zdziwieniem. Właśnie tego chciałam najbardziej uniknąć. –w mojej głowie zabrzmiało to dość bardziej koszmarnie.
-Tak. –odpowiedział stanowczo. –Nie musisz ganiać za skoczkami z innych reprezentacji. Możesz ich zostawić dla innych. –zaśmiał się. –Wystarczą naszym czytelnikom nasi chłopcy. –uśmiechnął się szeroko, a mi momentalnie zrobiło się słabo. –Wydaje mi się, że stać cię na dużo więcej, a wywiady w twoim wykonaniu zawsze były najlepsze. –dodał rozentuzjazmowany.
-Będę się starać robić to co w mojej mocy. –odparłam spokojnie. Na zewnątrz próbowałam nic nie okazywać, a tak naprawdę wewnątrz mnie wszystko zaczynało się gotować. Chyba nie mogłam inaczej wyobrazić sobie tego sezonu.
-Cieszę się bardzo. –uśmiechnął się pogodnie znów przeglądając jakieś papierki. –Jakieś pytania może? –zapytał zwracając swój wzrok na moją osobę.
-Myślę, że nie. –odwzajemniłam jego poprzedni gest.
-No to w takim razie witam ponownie w pracy. –wyciągnął swoją dłoń przed siebie po czym ja zrobiłam to samo i uścisnął ją mocno.
-Dziękuję, że to miejsce zostało wolne dla mnie, że czekaliście. –uśmiechnęłam się wstając od stołu. –Dziękuję panie Łukaszu.
-Łukasz jestem. –zaśmiał się ponownie ściskając moją dłoń.
-Maryna. –znów się uśmiechnęłam.
-To w takim razie do zobaczenia na lotnisku do Klingenthal. –odparł podając mi wszystkie zbędne papiery do pracy.
-Dziękuję. –odpowiedziałam zabierając ze sobą to co potrzebne. –Do zobaczenia. –dodałam wychodząc z jego biura zamykając za sobą masywne drzwi.
Idąc długim korytarzem wracały dawne wspomnienia. Na tym holu znajdują się wszystkie niezbędne pomieszczenia w tym budynku. Między innymi biura trenerów PZN, gabinet psychologiczny, fizjoterapeutyczny, dietetyczny czy też nawet kawiarnia, w której cały czas ktoś jest. Nigdy nie spotkałam się z tym, by wszystkie stoliki były puste. Zawsze ktoś jej „pilnował”. Na końcu przejścia stoją duże, szklane drzwi dzięki, którym można wyjść na piękny ogród siedziby PZN w Krakowie. Oglądając się na boki czytałam kolejne tabliczki, które widniały na wejściach. Dębowe, dość ciężkie wrota znajdowały się w równych odstępach od siebie, a na każdych marmurowe wizytówki, które się nie zmieniły od ostatnich moich odwiedzin w tym miejscu. W mojej torebce rozbrzmiał dźwięk telefonu. Usłyszałam magiczny głos Adele, który spowodował, że na chwilę zapomniałam o całym istniejącym świecie. Po co ustawiam takie dzwonki? –skarciłam się w myślach za tę głupotę.
“Everybody loves the things you do, From the way you talk, To the way you move”
Muzyka, która dotarła do moich uszów wskazywała na to, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować. Odpięłam swoją torbę i zaczęłam w niej grzebać w celu poszukania urządzenia, które cały czas wydawało z siebie melodię. Znalazłszy „zgubę” odebrałam go od razu nie patrząc na wyświetlacz, na którym wyświetlono numer osoby dzwoniącej.
-Maryna! –usłyszałam głos swojej siostrzyczki. –Możesz teraz rozmawiać? –zapytała bez dłuższej przerwy na jakiekolwiek zastanowienie się.
-Słucham, Fausta. –odparłam wychodząc z budynku, z którym żegnam się nie na długo.
-Gdzie jesteś? –zadała kolejne pytanie.
-Właśnie idę do samochodu. –odpowiedziałam schodząc po nierównych schodach. Przed oczami pojawił mi się obraz sprzed roku, kiedy to wywinęłam na nich orła. Wszystko to było spowodowane tym, że służba, która powinna zająć się odśnieżeniem schodów tego nie zrobiła i w efekcie mój upadek. Noga ześlizgnęła się ze stopnia. Bum! Leżę. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Zawsze gadała przez telefon jak najęta, niepodobne to do niej. –Mów co się dzieje. –westchnęłam ciężko zatrzymując się w okolicy swojego pojazdu.
-Natasza przyjechała. –mruknęła. No tak, moja siostra nigdy nie przepadała za moją najlepszą przyjaciółką. Według niej jest to wredna, ruda osoba, dla której liczy się tylko sława i cyferki na koncie. Multum cyferek w banku.
-Nata? –spytałam upewniając się.
-Tak, siedzi na dole w kuchni i rozmawia o czymś z mamą. –odpowiedziała zniesmaczona. –Weź do niej zadzwoń, że wrócisz późno, albo coś. Denerwuje mnie ta baba.
-Faustyna! –warknęłam. –Nie mów tak o niej. Poza tym jest starsza od ciebie o dobre 8 lat. Trochę szacunku. –dodałam po chwili wsiadając do auta.
-Ta, respekt. –mruknęła niezadowolona.
-Powinnam być za 2 godziny w domu. –westchnęłam opierając głowę o fotel.
-Nie da się szybciej? –zapytała nerwowo.
-Ja nie Formuła1. –odparłam. Po chwili usłyszałam ironiczny śmiech dochodzący z drugiej strony.
-Dobrze. –powiedziała po dłuższej chwili ciszy. –Jedź bezpiecznie. –dodała z troską w głosie.
-Tylko jej nie zabij, proszę.
-Postaram się. –wyczułam to jak zaciska zęby.
-Do zobaczenia w domu. –dodałam zakańczając rozmowę. Po rozłączeniu się mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą.
Odłożyłam telefon na bok po czym zapięłam pas. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i po chwili ruszyłam z parkingu. Odświeżacz w moim aucie zawsze wydawał mi się być innym. Za każdym razem, kiedy wsiadałam do pojazdu czułam inny zapach, lecz w dalszym ciągu był to ten sam pojemnik z olejkiem. Tym razem było tak samo. Nie wiem jak to możliwe. Od kilku tygodni jest to dla mnie wielką zagadką.
Przejeżdżając  obok tablicy z przekreślonym napisem Kraków poczułam ulgę. Koniec z denerwującymi odgłosami klaksonów niecierpliwych kierowców, pisku opon, ciągłego zatrzymywania się na światłach i wielu innych rzeczy, których nie lubię na drodze w miastach. Nienawidzę tego. Wjeżdżając na Zakopiankę postanowiłam włączyć radio. Nie ukrywam, że z muzyką samochód prowadzi się o niebo lepiej, a gdy do tego dojdzie jeszcze śpiew, droga minie szybciej niż się tylko to wydaje.
Wybrałam swoją ulubioną stację muzyczną – RMF.FM. Już po chwili do moich uszów dotarł jeden z największych przebojów lat 60, który zaliczał się do mojej „listy przebojów”. Another Day in Paradise.
Oh, think twice, 'cause it's just another day for
You and me in paradise
Oh, think twice, 'cause it's just another day for you,
You and me in paradise.

[Skarb]
-Ty idioto! –ze snu wyrwał mnie donośny głos. Niechętnie otworzyłem oczy. Od razu swój wzrok uniosłem do góry. Przed oczami miałem mozaiki. Ta, niespodziewana pobudka robi swoje. Obejrzałem się na tylnie siedzenie. Kubacki wrogo spoglądał na niewinnego Bieguna, który patrzył na niego błagalnym wzrokiem.
-Gdybyś trochę pomyślał to, by nic się nie stało cwelu. –nie ograniczali się w słowach. Mówili to co na język wpadnie.
-Oni tak cały czas czy dopiero zaczęli? –zapytałem kierowcy wracając wzrokiem do przodu. Na autostradzie ruch, nic nowego.
-Zazdroszczę ci, że spałeś. –odparł Kuba. –Naprawdę nie wiem jak ty z nimi wytrzymujesz na wyjazdach. –pokręcił głową z niezadowoleniem nie odrywając wzroku od drogi.
W końcu chwila spokoju. W samochodzie można było usłyszeć muzykę, która leciała z radia. Znów odwróciłem się do tyłu, by się dowiedzieć co spowodowało ciszę w aucie. Spali. Kiedy ich zobaczyłem po prostu chciało mi się śmiać. Jak małe dzieci. Nie tylko ich zachowanie dawało do myślenia, ale też ten widok. Dawidowa głowa spoczywała na biodrze Krzyśka. Na biodrze?! Tak, można powiedzieć, że ten starszy z nich spał na młodszym. Gdzie nogi Bieguna? Nigdzie indziej jak na kolanach tego drugiego. Nie wnikam jak oni to zrobili.
Wiedząc, że „dzieci” śpią, w spokoju mogłem przyglądać się widokom za szybą pojazdu. Jeszcze raz spojrzałem w stronę kierowcy. Cały mój brat – pilny kierowca. Słońce, które dziś zaszczyciło nas swoją obecnością odbijało się w jego okularach przeciw słonecznych, które spoczywały na jego nosie.
Odwróciłem się, by oglądać coś bardziej ciekawego niż widok Kuby, który prowadzi auto. Jeszcze mam podziwiać jego koszulkę? –karciłem się w głowie, ironia mi nie odstępowała na krok gdy o czymś dziś tylko pomyślałem. Na dzisiejszą przyjaciółkę mianuję – Ironie! –wygłosiłem mowę po czym biłem się w myślach. Debil –pomyślałem wyglądając za szybę pojazdu.
Góry. Jak ja kocham ten widok. Mimo tego, że codziennie budząc się mam taki widok za oknem. No może prawie zawsze. Kraków i podróże mi to odbierają. Za to właśnie jestem czasem zły, na te ciągłe przemieszczanie się, z miasta do miasta. Ciągłe odwiedzanie znanych mi już miejsc z poprzednich sezonów. Męczarnia. Masakra. Porażka. Nie ukrywam, że istnieją także plusy tych wyjazdów. Można czasem się oderwać od rzeczywistości. Wyjść gdzieś. Iść nie wiadomo gdzie. Odnaleźć cudowne miejsce. Mieć je tylko dla siebie. Choć co z tego, że i tak za kilka dni stąd wyjadę i znów zrobię to samo co tu w innym miejscu, w innym kraju, gdzieś na drugim końcu świata.
Mamy dobrą połowę listopada. Śniegu brak. Słońce. Chociaż coś. –westchnąłem wypatrując za auto. Od małego dziecka miałem do czynienia z takim otoczeniem, krajobrazem jakim są góry, doliny i hale naszych, polskich tatr. Doskonale wiem, że do Alp jest im daleko, ale dla mnie są one wszystkim. Tutaj się wychowałem. Może i nie jestem prawdziwym góralem, gdyż nie urodziłem się tutaj w Zakopanem, tylko w Limanowej. Nie potrafię używać tutejszej gwary, nie posiadam prawdziwego stroju góralskiego. To co ze mnie za góral? No żaden! Mimo tego ten region jest moją małą ojczyzną.
Poznałem tutaj wiele przyjaciół. Wykształciłem się tutaj. No i… znalazłem tą miłość swojego życia. No tak, miłość swojego życia… Tak, poznałem ją. Rozkochała mnie w sobie, ale też i zdradziła co doprowadziło do tego, że dziś nie jesteśmy już parą. Pomimo tego wciąż kocham to miasto.
Wciąż się śmieję wspominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Tak, kopa lat temu, ale nadal je pamiętam. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Ja pod górkę, a ona na początku. Miałem wtedy 6 lat, ona także, byliśmy z tego samego rocznika. Dzieliło nas tylko 5 miesięcy.
Było to lato. Tak jak każde dziecko korzystałem z tej pięknej pogody. Nigdy nie lubiłem siedzieć w domu. Zawsze wolałem spędzać ten swój wolny czas aktywnie, na dworze. Zostało mi to do dziś. Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Muszę iść pobiegać, albo na rower. Nie lubię siedzieć bezczynnie w fotelu i wpatrywać się w jakieś seriale, które ukazują „mydlany świat”.

15.07.1997r.
Razem z bratem jeździłem rowerem niedaleko rodzinnego domu. Naciskałem na pedały ile sił w nogach, byleby wyprzedzić Kubę. Wiatr we włosach, w uszach szum. Nic się nie liczyło. Wygrałem to starcie.
-Patrz jak jeździsz. –usłyszałem obolały  głos jakiejś dziewczyny. Nic nie widziałem. Przed oczami miałem tylko ciemność. Czułem tylko ból i coś jeszcze… leżałem na kimś. Dotarło do mnie, że zgniatam tą osobę.
-Matko! Nic ci nie jest?! –wstałem na równe nogi jak głupi. Chciałem się dowiedzieć czy jest cała. Nigdy nie leżałem na kimś po wypadku, dlatego też nie wiem jakie są tego skutki, a w te filmy to ja nie chcę wierzyć. Bo co takie „science fiction” da mi w życiu? No nic, tylko będę sobie wyobrażał jak to wyglądałoby w takim filmie, a nie w realistycznym świecie.
-Gdybyś jechał nieco ostrożniej pewnie nie miałabym tylu zbędnych siniaków. –wskazała na swoje nogi, na których faktycznie znajdowały się świeże sińce. –O patrz! –krzyknęła tak głośno i niespodziewanie, że aż podskoczyłem. –Krew też mi leci. –patrząc na nią chciało mi się śmiać. Miny, które pojawiały się na jej buzi były bezcenne. Choć mama mnie uczyła, że z cudzego nieszczęścia nie wolno się śmiać. Po prostu nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. –Co rżysz?! –warknęła niezadowolona. Wstała po woli i ruszyła w moim kierunku. Cała pewność siebie zniknęła tak szybko jak przyszła. Bałem się jej. Wzrok, który mnie mierzył nie wskazywał na nic dobrego. Była wściekła na mnie. Może nie za to co jej zrobiłem tylko za moje zachowanie. No tak, zachowałem się dość niestosownie.
-Dobrze, przepraszam. –powiedziałem najszybciej jak potrafiłem. Wtedy się zatrzymała i zaczęła się śmiać. –Co tobie? –zapytałem nieco przerażony tą sytuacją.
-Wystraszyłeś się mnie. –zobaczyłem na jej twarzy szczery uśmiech. Nabrała mnie. Słusznie. Sam postąpiłem o wiele gorzej. –Przepraszam, że tak ciebie nastraszyłam. –zaśmiała się. Dopiero teraz zobaczyłem jej całą twarz. Czekoladowe oczy, tak jak moje. Białe zęby, które dodawały uroku jej uśmiechowi. Włosy co chwilę rozwiewał wiatr. Były niczym krucza czerń. Jej cera była zadziwiająca w takim młodym wieku. Delikatna, nawet nie trzeba było jej dotykać, by to stwierdzić. Jasna jak i piękna. Nie ukrywam, że jej widok robił niezłe wrażenie, pomimo tego, że oboje byliśmy w bardzo młodym wieku.

Poznaliśmy się w dość nietypowy sposób. To właśnie od tamtego dnia zostaliśmy przyjaciółmi. Nie ukrywam, że te 11 lat przyjaźni dużo mnie nauczyło. To ona mnie nauczyła. Była całkiem inna ode mnie co dawało nam wiele, ciekawych możliwości. Niby ludzie mówią, że powinno się mieć przyjaciół, którzy lubią to samo co my, a jednak. Mówią też, że to przeciwieństwa się przyciągają. No tak, zgadzam się. Byliśmy jak dwie krople wody. Z biegiem czasu doszło do tego, że mieliśmy wspólne pasje. Ja poszedłem w skoki narciarskie, a ona zainteresowała się dziennikarstwem co dało nam dużo czasu razem. Na wyjazdach była razem ze mną, od kiedy rozpoczęła pracę w redakcji i zajęła się tą dyscypliną sportu.
Nadal obydwoje kochamy sport. Doskonale pamiętam nasze wspólne przygody z aktywnością fizyczną. Miewaliśmy tak zwane „wzloty i upadki”. Tak, każdy z nich nas hartował jeszcze bardziej. „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” –prawdziwe słowa. 100% prawdy. Żadnej fikcji.
Nie ukrywam, że uwielbiam wracać do wspomnień, a szczególnie do tych. Wspaniałych. Niesamowitych. Zadziwiających. Określeń jest wiele… Ale to boli. Cholernie boli. Choć nadal myślę, że wspominając te chwile mogę być szczęśliwym chociaż przez te ułamki sekundy. To czasem potrafi zrekompensować mi ten cały ból. Warto jest to robić nawet, kiedy to rani.
Nie mogę uwierzyć, że przez jedną głupotę nie jesteśmy już razem. Nie ukrywam, że chciałbym do niej wrócić, ale zdradziła mnie. Mógłbym jej to wybaczyć, na pewno, ale cały czas coś mnie powstrzymuje. Coś co nie pozwala mi się do niej zbliżyć na „niebezpieczną” odległość.

[Cicha]
-Nata! –krzyknęłam uradowana widząc swoją przyjaciółkę. Siedziała na wysokim stołku kuchennym przy blacie nieopodal okna prowadząc żywą rozmowę z moją mamą. Jak zawsze wyglądała nienagannie. Jej włosy pachniały na kilka, dobrych kilometrów, zapach jej perfum tak samo. Wysoka pieguska, kiedy tylko mnie zobaczyła poderwała się z miejsca zostawiając moją rodzicielkę samą podążyła w moim kierunku.
-Ty żyjesz. –buchnęła śmiechem przytulając się do mnie. –Dlaczego nie dzwoniłaś? –zapytała patrząc mi prosto w oczy. Z tym pytaniem poczułam się niekomfortowo. Nie odzywałam się, po prosto potrzeba mi było spokoju. Nie odpowiedziałem jej nic, tylko smutno spojrzałam na nią. Po chwili jej oczy się zaszkliły. –Martwiłam się. –wypowiedziała z trudem.
-Ale żyję. –próbowałam rozluźnić tą sytuację suchym żartem, ale na nic. Rozpłakała się. –Nata, nic się nie stało. Zostałam tylko rzucona przez chłopaka. –zaśmiałam się krótko, lecz po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzianych wcześniej przeze mnie słów. Zabolało. Przytuliłam się mocno do niej po czym uwolniłam łzy.
-Ale to był on, nie jakiś inny facet. Maryna! –potrząsnęła mną. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem i tylko przytaknęłam. Tylko tyle. Nie stać było mnie nic więcej. Miała racje. Stało się dużo. To było on… nie jakiś inny facet. W środku boli mnie jak cholera jak tylko sobie o tym przypomnę. Wszystkie wspomnienia wracają. Od tego nie da się uciec.

[…]
-Boże, jak ty cierpisz. –usłyszałam jej obolały głos. Odwróciłam się o 90 stopni i ujrzałam jej smutną twarz. Już sam głos mówił wiele. Jest moją przyjaciółką, znam ją nie od dziś. Starała się zawsze być przy mnie, kiedy było coś nie tak. Kiedy on nie mógł, to była ona. –Dlaczego to wszystko tutaj jeszcze trzymasz? –zapytała zerkając na drewnianą komodę po czym ślimaczym ruchem do niej podeszła, tak jakby się jej bała. –Ja bym tak nie potrafiła. –powiedziała smutno stojąc plecami do mnie. Mimo tego, że stała tyłem do mnie miałam pełną świadomość tego jaka mimika twarzy jest teraz wyrysowana na jej buzi. W ręku trzymała jedną z wielu ramek ze zdjęciem. Akurat temu jednemu. Przyglądała się jemu uważnie. Analizowała je. –Wyglądaliście tak uroczo. –odezwała się po dłuższej ciszy. Pozwoliłam jej, by kontynuowała, gdyż lubiłam słuchać jak mi opowiada. Jej głos był przyjazny uszom, dlatego też nie miałam nic przeciwko temu. Ułożyłam się wygodnie na swoim łożu poprawiając kilka poduszek i wytężyłam słuch. –Wyglądacie jak jedna kropla wody. Te same uśmiechy, te same spojrzenie. To spojrzenie, którym się obdarzaliście. To było magiczne. Zawsze wam siebie zazdrościłam. –zaczęła się zagłębiać. Zawsze lubiła to robić. Jest ona osobą, która szybko popada fascynacji. Nigdy nie ma momentu, żeby coś ją nudziło. Nawet najnudniejsze wykłady na dziennikarstwie, a to była największa męczarnia, tak jakbyśmy musieli tam siedzieć za karę i słuchać gawędzenia profesora w podeszłym wieku, który już dawno powinien przejść na emeryturę. –Nigdy nie mogłam się napatrzeć na to zdjęcie. –od razu domyśliłam się, o które ze zdjęć może jej chodzi. Zawsze temu zdjęciu podzielała najwięcej swojej uwagi jak i podziw. Nie ważne, że to tylko kawałek papieru fotograficznego. Na pozór – zwykłe zdjęcie. Kiedy się jemu przyjrzymy uważnie zrozumiemy o co tutaj chodzi. Tak zawsze Natasza mówiła o tym zdjęciu.  –Od najmłodszych lat już można było stwierdzić, że będziecie razem. –tak, to prawda. Sama mama mi mówiła, że za kilka lat otrzyma zaproszenie na nasz ślub. Znów zabolało.  –Nadal do siebie pasujecie. –westchnęła po chwili w końcu odwracając się w moją stronę. Spojrzała mi w oczy po czym wypuściła z siebie głośno powietrze. –A gdzie ten ślub? –próbowała się uśmiechnąć. Tak się nie da. Nie z tego powodu, nie tych słów.

[…]
Swoim wzrokiem zmierzyłam okno, które jest zasłonięte jaśminową firaną. Puszystą poduszkę leżącą niedaleko mnie niepewnie przyciągnęłam do siebie, po czym tuliłam się do niej nie odrywając wzroku od szyby. Padał deszcz. Uspokajający widok. Dla większości ludzi widok odbijających się kropli wody o szybę jest dość nie sympatyczny. Dla mnie też zależnie od jego stopnia. Taki mnie uspokaja. Wolno opadająca ciecz nie robi takiego hałasu, kiedy burza trwa w najlepsze.
Wpatrując się w cienie czułam się niezwykle spokojna. Wszystkie złości odeszły na bok. Złości na wszystko. Czułam się inaczej. Byłam w pewnym sensie czysta… choć nadal coś mi przeszkadzało. Powrót do pracy. Tak, bałam się pierwszego dnia w pracy. Boję się jak to będzie wszystko wyglądać. Jak będą wyglądać moje relacje z resztą kadry. Wiem, że mogę polegać na trenerze. Wiem, że po tym sezonie władzę nad chłopakami przejmie ktoś inny. Nie ukrywam, że będę tęsknić za Łukaszem. Przez te dwa lata współpracy znaleźliśmy wspólny język. Zawsze mogę mu zaufać, a w razie jakiegoś problemu mogę się zwrócić do niego. Niestety nie wie jeszcze jednej rzeczy… na pewno nie chcę, żeby to się odbiło o drużynę.
Nie tylko to zajmowało moją głowę. Nie tylko tym się przejęłam. Wszystkie żale do samej siebie odeszły w dal z czego jestem niesamowicie zadowolona. Chęć nienawiści do innych opuściła już mnie dawno, choć nadal coś mi pozostało. Może i już nie mam żalu do niego, to nadal mam żal do siebie. Nie wielki, ale jest jeszcze jakiś żal.
Po rozmowie z moją przyjaciółką zrozumiałam, że przeszłość nie powinna mieć wpływu na przyszłość. Powinnam odżyć. Zająć się sobą. Zabolało coś, ale przemówiło mi do rozsądku. Nie ukrywam, że sama czasem nie potrafię sobie poradzić. Gubię się w tym wszystkim. Przychodzi taki czas, kiedy robię to co inni mi karzą, gdyż sama nie wiem co ze sobą zrobić. Pomimo tego, że pokazała mi jak powinnam postąpić ja dalej nie wiem czy powinnam to zrobić. Czy powinnam zapominać o przeszłości. Poznawałam się na nowo dzięki niemu. Pokazał mi kim jestem naprawdę. Takich rzeczy nie da się wymazać z pamięci. Stara miłość nie rdzewieje. No tak, nadal go kocham. Nadal mam wielki żal do siebie. Samej siebie nie oszukam! Taka jest prawda. Oszukuję siebie na każdym kroku mówiąc sobie, że jest dobrze, że dam sobie radę. Tak naprawdę jestem słaba. Już nie jestem tą samą pewną dziewczyną co kilka lat temu. Nie wiem nawet, która twarz była prawdziwa… czy pewna siebie, niezależna kobieta czy, ta która czegoś doświadczyła w życiu i stała się całkiem inną osobą.
Tak, chciałabym wrócić do tamtych dni. Tamtych, w których uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Byłam szczęśliwa bo miałam go przy sobie. Nie da się o tym zapomnieć mając te słowa w głowie:
„Wyglądacie jak jedna kropla wody. Te same uśmiechy, te same spojrzenie. To spojrzenie, którym się obdarzaliście. To było magiczne. Zawsze wam siebie zazdrościłam.”
„Od najmłodszych lat już można było stwierdzić, że będziecie razem.”
„Nadal do siebie pasujecie.”
„A gdzie ten ślub?”, kiedy zapytała mnie tymi słowami najbardziej zabolała mnie jej mina. Słowa te słyszałam już wcześniej od innych… ale to ten wyraz twarzy mnie okaleczył. Smutek. Rozpacz. Zawód. Było tam wszystko co jest bliskie płaczu i załamania.
Byłam głupia. Cholernie głupia. Nie wiem kim trzeba być, żeby zrobić takie świństwo. Nie tylko sobie, ale innym ludziom, którzy ciebie otaczają. Tym, którzy w ciebie wierzą. Wiedzą, że mogą na tobie polegać. Za wszelką cenę chcę się odzyskać tych, których się straciło. Zapłacilibyśmy nawet największą cenę, by cofnąć czas, by móc być z powrotem u boku tamtych osób. Tylko czy miłość nam to wybaczy?




_______________________

Cześć i czołem!
Jestem wraz z kolejną szansą. Mam nadzieję, że się podoba i się nie zawiodłyście na mnie ;)
A jak tam mijają Wam wakacje? Ja dopiero wróciłam z gór. Zwiedziłam Beskidy i nieco okolicy. A mianowicie Szczyrk i Wisła zostały przeze mnie zwiedzone! Pogoda dopisała choć nic na to z początku nie wskazywało.
Wiem, że dużo tych wakacji Nam już nie pozostało, ale życzę Wam aby te ostatnie dni były spędzone jak najlepiej, by ten powrót do szkoły nie był bolesny! 
Pozdrawiam, Alutka ;*

P.S. Zostawiam Wam kilka zdjęć z mojej wyprawy. Jako zapalony łazik górski powiem Wam, że warto chodzić po tych górach. Widoki niesamowite! 

"Słońce gór szybciej zbliża niż rozrywki miasta."

"Góry dają człowiekowi, poprzez zdobywanie wzniesień nieograniczony kontakt z przyrodą – poczucie wewnętrznego wyzwolenia, oczyszczenia, niezależności."




"...wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie,a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność..."