wtorek, 4 października 2016

Szansa 3

[Cicha]
Spojrzałam na kalendarz wiszący obok zegara. 19 listopada. –westchnęłam głośno marszcząc przy tym brew. To już dziś. –mruknęłam biorąc swoją torbę. No tak, dziś powracam do tak zwanej „szarej rzeczywistości”. Tak naprawdę nie widzę żadnego powodu, by ta praca przynosiła mi jakiekolwiek powody do radości. Już nie. Nie jest już tak samo jak dawniej. Trochę się pozmieniało… A na samą myśl o tym, że będę musiała przeprowadzać wywiad z jednym i drugim, sam na sam, w jednym pomieszczeniu, w cztery oczy… robi mi się po prostu nie dobrze. Zmieniłabym tą pracę, ale przypominając sobie to, ile radości mi ona sprawiała, ilu cudownych ludzi poznałam… to mnie właśnie zatrzymuje. To dodaje mi chęci. Jest to moją motywacją do tej pracy. Doskonale wiem, że gdyby tylko moja działka została zwolniona, chętnych znajdzie się wielu. Oni tylko czyhają na ten odpowiedni moment. Doskonale wiem, że wielu mi tego zazdrości. Wiem, bo sama kilkanaście lat temu zazdrościłam tego innym. Byłam na ich miejscu.
Usłyszałam samochodowy klakson, który dobiegał sprzed domu. Szybko zerknęłam przez okno, kiedy tylko zauważyłam pojazd na podjeździe mimowolnie się uśmiechnęłam. Wiem, że ta droga minie mi szybko i w miłym towarzystwie, nie będę się nudzić. Założyłam na swoją rękę zegarek, na który to jeszcze szybko rzuciłam okiem. Jak zawsze. Punktualny. –znów kąciki moich ust uniosły się ku górze. Wzięłam ze sobą potrzebne bagaże i ruszyłam w kierunku korytarzu. Po ubraniu się w sztabową kurtkę i inne gadżety od sponsora udałam się do auta zamykając za sobą drzwi za pomocą klucza.
Wsiadając do auta westchnęłam co nie uszło uwadze mojego towarzysza. Wlepiłam wzrok w przednią szybę oczekując na odjazd pojazdu. Ale nic. Żadnego ruchu, czułam jedynie na sobie jego uciążliwe spojrzenie. Nie podobało mi się to. Nigdy zresztą nie lubiłam tego jak ktoś mi się przygląda bez mojej niewiedzy.
-Mam ochotę ci przywalić. –warknęłam nadal nie patrząc na niego. Zaśmiał się krótko.
-Nadal taka sama. –uśmiechnął się szeroko. –Choć niektórzy myślą, że jesteś całkiem inną osobą. –zrozumiałam o co mu chodzi. Od razu w mojej głowie pojawił się jego obraz. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć z głowy. Myśląc o nim w czyimś towarzystwie czuję się dość nieswojo.
-Ty im wierzysz? –zapytałam. Wiedziałam, że trafiłam w sedno. Nie chcę nawet wiedzieć jakich głupot na mój temat musiał się nasłuchać blondyn.
-Nie oszukuj się. –odpowiedział natychmiast. Zdałam sobie sprawę z tego, że on także potrafi ze mnie czytać jak z książki. Nie odbijaj piłeczki bo do szału mnie doprowadzasz. –nigdy nie lubiłam jak ktoś wiedział co czuję. Zawsze czułam się głupio.
-Wiem. –spuściłam głowę w dół. –Rzuciłam to wszystko. –uniósł moją głowę do góry. W jego oczach tkwiła nadzieja. Ja miałam tą nadzieję w sercu. Bo nadzieja umiera ostatnia.
-Rozmawiałem z nim. –powiedział po chwili ciszy. Nie chcę słuchać o nim.
-Nie, proszę nie mów mi o tym. –wiedziałam, że gdyby tylko zaczął uległabym. Za dużo wspomnień.
-Dobrze. –kąciki jego ust nieśmiało uniosły się do góry.
-Chcę żyć w spokoju. –dodałam udając silną, gdyż fakt, że prowadził z nim rozmowę trafił we mnie znacząco. Poczułam ciepło na mojej dłoni. Od razu przeniosłam swój wzrok na kończynę. Mimowolnie się uśmiechnęłam widząc jego rękę na mojej. –Dziękuję Dawid. –spojrzałam się na niego.
Pojazd ruszył spod domu w stronę naszego celu, a mi od razu ulżyło. Nie chcę, by droga do Krakowa ubiegła nam na temacie jego osoby. Nie chcę o nim z nikim rozmawiać, już wolę sama w domu, do poduszki się wypłakać i krzyczeć jaka to ja jestem głupia. Po drugie jest on chłopakiem. Zapewne w ogóle ta rozmowa nie miałaby składu. On myślałby całkiem o czymś innym niż ja. Nie ma przyjaźni pomiędzy kobietą, a mężczyzną. Sama się o tym przekonałam…

[…]
-Nadal mi nie powiedziałaś gdzie wtedy byłaś. –usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Nie był zły. Nie na długo –pomyślałam. Nie wiem jak mu to powiedzieć. Nie raz układałam sobie w głowie to jak mam mu o tym opowiedzieć. Wiem jedno – to się nie skończy za dobrze.
-Maciek…
-Wiem, że od jakiegoś czasu między nami nie było kolorowo. Chciałbym ciebie przeprosić. –poczułam jak bierze moje dłonie. Ciepło. Zawsze lubiłam to ciepło. Znałam je nie od dziś. Ale coś mnie pokierowało do tego, aby wyswobodzić się z jego uścisku. Coś już mi nie pasuje. Nie jest tak jak kiedyś. Coś się zmieniło. Coś się we mnie zmieniło. Kiedy tylko się dowiedziałam, że zabiłam własne dziecko poczułam wstręt do siebie jak i do naszego związku. Choć to co razem tworzyliśmy od pewnego czasu nie można było już tak nazwać.
-Byłam w ciąży. –wielka gula w gardle uniemożliwiała mi wydobycie z siebie więcej. Spojrzałam na niego pewnie. Obiecałam sobie, że będę teraz silna. Nie dam mu po sobie pokazać.
-Jak to byłaś? –zapytał spokojnie. Nie krzyczał. Naprawdę jestem mu za to wdzięczna. Czuję w nim wsparcie. Ale nie na długo. –znowu tak pomyślałam. Tak prawda…
-Zabiłam je. –powiedziałam z wielkim smutkiem. Trudno mi przychodzi o tym mówić.
-Cicha, jak to? –spojrzał się na mnie ze smutkiem w oczach. On jeszcze nie wie co tak naprawdę za tym stoi. –Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Pomógłbym ci we wszystkim. Nie pozwoliłbym ci na te wszystkie imprezy. Gdybym tylko wiedział. Gdybyś mi powiedziała byłoby inaczej.
-Przez własną głupotę je straciłam. –poczułam jak po moim policzku spływa łez. Od razu ją otarł. Wspiera mnie. Zabolało mnie to. Myślałam, że mogę być silna. Ale to za wiele… Takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień.
-Mogliśmy być szczęśliwą rodziną… -nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Musiałam to jak najszybciej wyprostować.
-Nie Maciek. –przerwałam mu. –Ty mnie nie rozumiesz. –uśmiechnęłam się lekko, na ile to w ogóle było możliwe.
-Co ty mówisz? –zapytał niemal od razu. Strach minął. Czułam, że kiedy mu to powiem nie będę czuć bólu. Między nami się pozmieniało. „Ograniczone” kontakty. Nie dogadywaliśmy się od pewnego czasu. To co było kiedyś, zniknęło. Tak po prostu przygasło to uczucie. Nie było tematów do rozmów, a w jego towarzystwie czułam się nieswojo. Stąd ten cały mój „wybryk”. Wiem, że to nie było jedynym powodem do mojej zdrady. Coś innego mnie podkusiło. Nadal zadaję sobie to jedno pytanie: Co mnie sprowadziło na to?
-Nie moglibyśmy być szczęśliwą rodziną. –spojrzałam w jego oczy. Nie mogłam ich rozszyfrować. Była to jedna wielka zagadka nie do rozwiązania na tę chwilę.
-Maryna. Powiedz mi proszę co się stało. –znów wziął moje dłonie w swoje. Szybko je odrzuciłam chowając swoje pod stół. Czułam się speszona. Pewność siebie jaką miałam w sobie jeszcze przed chwilą uciekła. –Przecież byłbym z tobą. Wychowalibyśmy je razem. –pokręciłam energicznie głową powstrzymując łzy. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, w jego słowa. To nie może być prawda…
-To nie było nawet twoje dziecko. –przełknęłam głośno ślinę. Jego oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. –Przepraszam. –szepnęłam. Łzy, które wstrzymywałam wypłynęły z oczu wielką falą. Z jednej strony cieszę się, że mu to powiedziałam, lecz z drugiej strony jest mi go żal. Oszukiwałam go przez dobry miesiąc... a on cały czas myślał, że jestem czysta.
-Naprawdę tak było, czy po prostu wymyśliłaś to, by się tylko mnie pozbyć? –spytał z wielkim bólem. Inaczej sobie wyobrażałam jego reakcje. W mojej głowie poskładałam inny przebieg rozmowy. Powinien na mnie krzyczeć. Prawić mi morały, o tym jak mogłam to zrobić, dlaczego posunęłam się do takiej rzeczy. –Jestem w stanie wybaczyć ci wiele rzeczy, lecz teraz nie wiem co tak naprawdę powinienem ci wybaczyć. –nie ukrywał tego co czuje. Mówił to co czuje. Nie oszukiwał mnie. Grał w czyste karty, a ja? Nie wiedziałam co zrobić, żeby jak najmniej go zranić. Czuję się teraz z tym wszystkim  jak idiotka. Jak bezmyślna idiotka.
-Myślę, że cokolwiek teraz powiem na ten temat, będzie wskazywać tylko na jedno. –nie chciałam się tylko spotkać z jego spojrzeniem. Zamordowałoby mnie od razu. –Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego co teraz czuję. Jak mnie to cholernie boli, ale nie ma sensu na ciągnięcie tego związku. –podniosłam wzrok do góry spotykając się z jego spojrzeniem. Bałam się tego. Przez moje ciało przeszedł jeden wielki dreszcz. Trudno mi tak na niego patrzeć.
-A mógłbym chociaż wiedzieć z kim mnie zdradziłaś? –zapytał nieśmiało. Jak mu teraz powiem to mnie zabije. Nie tylko mnie. Jego też. On również miał w tym wszystkim swój udział. –Powiesz mi z kim? –powtórzył swoje pytanie nieco groźniejszym tonem. Widział jak się wahałam nad odpowiedzią.
-Znasz go. –wydusiłam z siebie. Uniósł brew w górę w geście niezrozumienia. –Ze Schlierenzauerem, ale czy to ma jakiś większy sens teraz? –teraz to ja zadałam mu pytanie. Tak po prostu wstał od stolika. Wziął z krzesła kurtkę i wyszedł zostawiając mnie samą z niemałym mętlikiem w głowie. A czego mogłam się spodziewać? Nie krzyczał, ale za to wyszedł bez słowa. Czuję, że to już jest koniec. Nie da się nic uratować. Zdradziłam go. Nosiłam nie jego dziecko. A później je zabiłam. Nienawidzi mnie za to. Nie dziwię się jemu… To koniec, uświadomił mi to sam, a ja jemu.

-Maryna. –poczułam szturchnięcie w ramię. Ciemność. Niechętnie otworzyłam oczy. Czułam to jak boli mnie głowa. –Wstawaj jesteśmy na miejscu. –odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechnięty blondyn właśnie gasił auto.
-Znowu to samo. –westchnęłam ciężko przypominając sobie sen, który ostatnimi czasy mnie prześladował.
-Ciebie też to męczy? –zapytał nie odrywając wzroku ode mnie. Doskonale zrozumiałam sens tych słów.
-Ten sen jest taki rzeczywisty. –oparłam się o oparcie siedzenia. –Czasem wydaje mi się, że przeżywam to jeszcze raz. Budzę się w środku nocy z płaczem, tak jakby był to największy koszmar jaki mi się kiedykolwiek przyśnił. –wlepiłam swój wzrok w przednią szybę. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego gdzie tak naprawdę jesteśmy. –Dobra, nie skupiajmy się na moich bezsensownych dramatach. –dodałam chwytając torebkę. Nacisnęłam klamkę od drzwi i szybko wydostałam się z samochodu.
-Cicha! –krzyknął wychodząc z pojazdu zaraz za mną. –Jak tylko będziesz chciała możesz do mnie przyjść. Możesz mi powiedzieć co tylko chcesz, ja zawsze ciebie wysłucham. –powiedział podchodząc do mnie.
-Dziękuję. –przytuliłam się od niego jak do prawdziwego przyjaciela. Tak właściwie kim on dla mnie jest? On jako pierwszy dowiedział się o naszym zerwaniu. Wspierał mnie jak i jego. –Ale zechcę ci przypomnieć drogi Dawidzie, że kobietą to ty nie jesteś. Więc nie da się z tobą porozmawiać jak z prawdziwą przyjaciółką. –wytknęłam mu język, a on uderzył mnie w lewy bark.
-Włosy mam dość odpowiednie jak na płeć piękną. –pokazał rząd swoich białych zębów. Swój wzrok uniósł do góry próbując zobaczyć swoje blond pasma włosów. Nie wyszło mu to, gdyż zobaczyłam tylko zeza.
-Oj roszpunka. –poczochrałam go po jego bujnej, złotowłosej czuprynie. –Pewnie każda ci zazdrości tych włosków, ale ja nie. –puściłam mu oko udając się w stronę auta.

[Skarb]
Siedzi tam. Siedzi razem ze wszystkimi. Jest uśmiechnięta. Nie wygląda już tak samo jak dobry tydzień temu, kiedy to ostatni raz ją widziałem. Była taka niewinna. Bezbronna. Nie była taka jak kiedyś. Na imprezie potrafiła skopać komuś tyłek, kiedy tylko ją zdenerwował. Zawsze była pewna siebie. Wesoła. Była w stanie przenosić góry. Była pełna energii. Może i teraz też się uśmiecha, ale to już nie jest ta Cicha, w której się tak zakochałem. Widać, że to wszystko co się stało wywarło na niej dużo emocji.
Prowadzi żywą rozmowę z moimi kolegami z kadry. Z naszymi wspólnymi kolegami. Cieszę się, że ma w nich wsparcie. Choć tak naprawdę nikt z nich nie ma zielonego pojęcia co było powodem naszego rozstania. Znają jedną wersję. Wersję, którą zna także telewizja. Oboje nie chcieliśmy tego, by cały świat huczał o tym co miało miejsce 8 miesięcy temu. Minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogę o tym zapomnieć. Ufałem jej bezgranicznie. Nadal mnie coś powstrzymuje, by przełamać to co nas dzieli. Cały czas coś mnie hamuje. Doskonale wiem, że jestem w stanie jej wybaczyć, ale coś mi na to nie pozwala. Kiedy na nią patrzę widzę jak bardzo ją kocham i jak jest mi jej brak w moim życiu. Nie raz wypowiedziałem za dużo słów w jej stronę. Kocham ją, ale też czuję niesmak do jej osoby. To, że mnie zdradziła boli najbardziej. Najchętniej bym wyrzucił ze swojego domu wszystkie zdjęcia, pamiątki, by tylko o niej zapomnieć. Ja ją kocham, ale ona mnie nie. Sama mi to powiedziała. Nadal w mojej głowie brzmią jej słowa. Bardzo bolą. Jak mnie to cholernie boli, ale nie ma sensu na ciągnięcie tego związku.
Po odprawie ruszyłem w stronę pozostałych uczestników wyjazdu. Wszyscy siedzą w jednym miejscu, bez wyjątku, a razem z nimi ona. Otoczona kilkunastoma facetami. Usiadłem na krześle obok Dawida. Jakim idiotom bym był gdybym usiadł z dala od nich. Nie wtrącałem się w ich rozmowy. Jedynie się przysłuchiwałem o czym tak zawzięcie dyskutują od dłuższego czasu. Zauważyłem, że kiedy tylko się dosiadłem przestała się odzywać. Na zadawane w jej stronę pytania jedynie przytakiwała głową. Nie uśmiecha się. No i dobrze. –pomyślałem wpatrując się w jej twarz. To boli, kiedy widzę, że się uśmiecha. Boli, bo zakochałem się w jej uśmiechu…  A jej oczy? Są puste. Straciły ten blask, który kiedyś mnie oczarował. Jej oczy były pełne radości, a zarazem były tajemnicze. Były dla mnie jednym wielkim sekretem. Tak, od zawsze lubiłem zagadki. Ona też była dla mnie pewnego rodzaju tajemnicą, zagadką. Rozwiązałem ją. Pozwoliłem jej odejść…
Jestem z niej cholernie dumny, a zarazem zawiedziony. Te dwa jakże przeciwne uczucia są we mnie, kiedy ją tylko teraz widzę. Tydzień temu było mi jej żal. Była cała zapłakana. Żyła z nadzieją. Dawała pozór zależnej od kogoś. Wyglądała na cierpiącą. A teraz? Uwierzyła w siebie. Tak naprawdę ona przez ten cały czas była silna. Nie dawała już sobie rady. Chwila słabości. Wiem komu mam zawdzięczać jej nagłą zmianę. Nie myślałem, że moja ingerencja przyniesie jakieś skutki, pozytywne skutki.
Nadal skupiam swój wzrok na jej osobie i myślę tylko i wyłącznie o niej. Wiem, że ten temat powinien być już zamknięty, ale ja się boję. Na pozór wygląda normalnie, ale to nie to samo co czuje w środku. Doskonale wiem z czym się ubolewa. Nikt nie musi mi mówić co z nią jest nie tak, czy też dobrze. Ja to widzę. Znam ją zbyt dobrze. Nie jest mnie w stanie nawet oszukać.
Lustruję każdą rysę na jej twarzy, aż w końcu zatrzymuję się na oczach. Znowu przystaję na nich. Chcę je rozszyfrować. Wiem, że to będzie trudne, ale się nie poddam. Są pozbawione życia. Tak jak u narkomanów. Ale przecież to niemożliwe. Ona nie bierze. Już nie bierze. –pomyślałem z wielkim bólem. Nie, to przecież nie możliwe. Rzuciła to raz na zawsze. Obiecała mi to. Zostawiła to bo ja jej kazałem. Nie, to nie może tak być.
-Maciej, co się z tobą dzieje? –zapytał szturchając mnie łokciem blondyn siedzący obok. Spojrzałem w jego oczy. Przecież on o tym wie… Jako jedyny ze wszystkich tutaj.
-Źle się czuję. –odparłem wstając z krzesła. Rozprostowałem się. Czułem na sobie jego uciążliwy wzrok. On doskonale wie co się ze mną dzieje. –Nigdy nie widziałeś cierpiącego Macieja Kota? –zapytałem opryskliwie.
-To tylko kilka dni. –ściszył swój głos. Pokręciłem przecząco głową. On tego nie może pojąć. Nie może zrozumieć o co tak naprawdę mi chodzi. Przez co ja cierpię.
-To tylko kilka dni. –przedrzeźniałem go chodząc z miejsca w miejsce. –To tylko cały sezon. –dodałem sarkastycznie stając naprzeciwko jego.
-Dawid, widziałeś gdzieś mój telefon? –podeszła do nas jak gdyby nic i zadała mu pytanie. Czułem pustkę, a w głowie się z niej śmiałem.
-Pewnie leży na dnie twojej torby. –odpowiedziałem normalnie.
-Dziękuję. –podziękowała nieśmiało i posłała mi lekki uśmiech.
-Stary, co to było? –usiadłem obok blondasa.
-Próbuję przyswoić wszystko w głowie. –odparłem spokojnie. Co to w ogóle było. Podeszła do niego, a nie do mnie. Zapytała się tylko o swój telefon. A ja tak po prostu jej odpowiedziałem na pytanie. Normalnie. Bez żadnych emocji. Nie wiedziałem co się w ogóle działo.  –Nie no, powiedz mi co się stało przed chwilą. –odwróciłem się w jego stronę.
-Powiedziałeś do niej spokojnie. –uśmiechnął się lekko.
-Co mnie naszło? –opadłem bezsilnie na oparcie. –Nadal gubi swój telefon. –westchnąłem patrząc przed siebie.
-Czy ty się uśmiechnąłeś? –nie mógł uwierzyć w to co widział.
-Nadal to robi. Mogę się założyć, że on naprawdę leży na dnie jej torby pod wszystkimi dokumentami. –zaśmiałem się. Blondyn kręcił głową z niedowierzaniem.
-Jeszcze pięć minut temu byłeś w stanie kogoś zabić. –parsknął śmiechem. To ona. Tylko ona potrafi tak na mnie działać. –uśmiechnąłem się pod nosem.

[…]
Siedzi tam. Siedzi znowu obok niego. Obok tego, który o wszystkim wie. Od pewnego czasu nie odzywają się. Uśmiechnęła się do niego lekko i zwróciła swoją głowę w moją stronę. Śpi. Dokładnie widzę jej twarz. Jest kilka metrów ode mnie. Mam ją jak na wyciągnięcie ręki, ale nie robię nic oprócz przypatrywania się jej. Wygląda tak słodko. Tak jak zawsze.
Jeszcze niedawno spotykałem się z takim widokiem codziennie. Zawsze zasypiała pierwsza i to ja mogłem jej się uważnie przyglądać. Zawsze na jej ustach gościł lekki uśmiech. Tak jakby wiedziała, że właśnie się w nią wpatruję, lecz nigdy jej oto nie zapytałem. Teraz też się lekko uśmiecha. Tak jakby w moją stronę. Wspomnienia wracają. Nie zatrzymuję ich. Uwielbiam to.
Widok śpiącej brunetki zawsze nie uspokajał. Wracając z konkursu do domu. Po nieudanym starcie w zawodach. Często miałem ochotę się zapaść pod ziemię. Nie poszło po mojej myśli. Nigdy tego nie lubiłem. Zawsze wolałem być na prowadzeniu, na górze, w czołówce. Chciałem coraz więcej. Kiedy mi nie wychodziło wściekałem się. Próbowałem być spokojny, lecz nie zawsze się tak dało. Kładąc się późno spać widziałem jej twarz. Kąciki jej ust były uniesione lekko do góry. Patrząc na nią mimowolnie się uśmiechnąłem. Byłem już spokojny. Widok śpiącej dziewczyny potrafił mnie uspokoić.
-Znowu to robisz. –nawet nie zauważyłem, kiedy się obudziła. Poczułem jak moje policzki robią się gorące. Przyłapała mnie. Pierwszy raz…
-Nie tylko ja robię to co dawniej. –uśmiechnąłem się lekko do niej. Na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Czyli jednak… -Nie musisz mi dziękować. –kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Ale muszę. –odwzajemniła mój gest. Powrócił uśmiech na jej twarz. Uśmiecha się dzięki mnie. Już nie tylko płacze. –Chyba muszą stworzyć jakiś system, który by sprawdzał aktualne położenie mojego telefonu, gdy go tylko zgubię. –uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Bywa i tak. –parsknąłem.
Rozmawiamy normalnie. Jak gdyby nic się nigdy nie wydarzyło. Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Jakby nasza poprzednia, a zarazem ostatnia rozmowa nie miała w ogóle miejsca. Jednak tak dużo się wydarzyło. Więc dlaczego tak jest na mnie nastawiona? Odezwała się do mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze uśmiechnęła się do mnie. Patrzę teraz w jej oczy i wiem… nadal ma do nas żal.
-Przepraszam za tamto co powiedziałem u ciebie w domu. –usiadłem wygodniej w fotelu, a może i leżałem. Obok mnie było jedno wolne miejsce, dzięki czemu mogłem się rozłożyć. –Nie chciałem tego mówić. Żałuję tych słów. –spojrzałem jej w oczy. Nie uśmiechnęła się. Patrzyła na mnie uważnie tymi swoimi ciemnymi tęczówkami.
-Dotarło to do ciebie jak mnie dzisiaj zobaczyłeś, prawda? –nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. Swój wzrok spuściłem na poduszkę, którą to nerwowo uciskałem w swoich dłoniach. Wiem, że przed nią nie da się nic ukryć. Jej nie trzeba dużo mówić. Ona sama wie. –To nie ma sensu. –powiedziała spokojnie. –Czasem trudno jest coś naprawić. –dodała pewnie lekko się uśmiechając. Przez chwilę pozwoliła mi się popatrzeć na jej uśmiech po czym odwróciła się w drugą stronę. Zasnęła.
Jeszcze długo patrzyłem na nią. Jej sylwetka nie uniknęła zmianie. Nadal taka sama. Kolejna rzecz, która nie zmieniła się w niej. –uśmiechnąłem się pod nosem nakładając czarne słuchawki na uszy. Za pomocą telefonu uruchomiłem odtwarzacz muzyki. Do moich uszów dobiegły pierwsze takty utworu. Od razu go rozpoznałem. Major Lazer – Powerful. Muzyka. Dobra muzyka. Taka jak ta. Działa na mnie kojąco.

Oh my my my what you do to me
Like lightning when I’m swimming in the sea
From the very first time we loved
From the very first time we touched
Walking on wires and power lines
You put your body on top of mine
Everytime that you lift me up
To the heaven and stars above

Wsłuchiwałem się w tekst tej piosenki. Niby to tylko zwykłe słowa, a poruszyły mnie. One o czymś mi mówią. Opowiadają. Momentalnie przeniosłem swój wzrok na nią. Na szatynkę. Śpiącą szatynkę niedaleko mnie. Patrzę na nią. Już nie uśmiecham się obserwując ją. Myślę o nas. Wspominam to co było. Nie, nie żałuję tego co było. Nigdy tego nie żałowałem. I nie będę żałować. To zbyt wiele pięknych chwil, które mnie czegoś nauczyły. Które wypełniły moją  pustkę w środku. Nie żałuję.

Oh lord of mercy
I’m begging you please
I’m feelin' drained I need love
You charge me up like electricity
Jumpstart my heart with your love


Przyglądam się jej. Obok niej jest on. Przyjaciel? Chyba mój przyjaciel –pomyślałem nie rozumiejąc ich stosunków do siebie. Jak ja mam go nazwać w tej ich relacji? Kim on dla niej jest? Jak ona go traktuje? Jak go nazywa? Tego nie wiem… ale wiem, że jej jeszcze nie straciłem. On kogoś ma. A ona… czuję, że to nie jest koniec, lecz czy miłość nam to wybaczy?



______________________________

Cześć i czołem!
Nie bójcie się, nie zostawiłam tego opowiadania, po prostu brak weny i czasu. W końcu mamy już październik, miesiąc szkoły za nami, a ja już mam całe tygodnie zawalone sprawdzianami i różnymi sprawami tego typu.
Rozdziały piszę rzadko, bo naprawdę nie mam kiedy. Mam nadzieję, że znajdę na to czas. Dlatego też kolejne rozdziały będą rzadko. Naprawdę nie wiem co jaki czas będą się ona pojawiać.
Życzę wam miłej nauki jak i powodzenia w szkole.
Pozdrawiam, Alutka :*

PS. Zapraszam do udziału w ankiecie ;)