piątek, 29 lipca 2016

Szansa 1

[Skarb]
-Dlaczego już nie jesteście razem? –najczęstsze pytanie, które mi zadają ludzie ostatnimi czasy. Robi się już to ewidentnie męczące. To wygląda tak jakby nie mieli innych tematów do rozmowy, a celem ich życia jestem ja. Jest tyle pomysłów, powodów do tego, aby konwersacja przebiegła w przyjemnej atmosferze, a nie doprowadzała do tego, że jeden z rozmówców przez cały czas jest spięty.
-A mam być z kimś kto zabił własne dziecko? –zapytałem z wielkim żalem. Po chwili zdałem sobie sprawę z tego jakich słów użyłem. Jakich mocnych słów użyłem, lecz nie żałuję tego. –Mam być z kimś kto cały czas się bawi nie zważając na konsekwencje tego co robi? Ta osoba ma być moją drugą połówką? –dodałem z sarkazmem. Spojrzał się na mnie i pokręcił tylko głową, a ja tylko prychnąłem.
-Znacie się tyle lat. –bronił się blondyn, a mi nie pozostało nic innego jak tylko głośno westchnąć.
-Znamy się od dziecka. –stwierdziłem z przekąsem.  –Ale tak naprawdę nic o sobie nie wiemy. –westchnąłem. Prawda zabolała, zresztą tak jak zawsze. –Kiedy tylko ją poznałem była wesołą dziewczyną, która była pełna energii. –zacząłem. Nie wiedziałem co mówić, gdyż ciężko mi było o tym pomyśleć, a co dopiero przejść przez gardło.  –Już nie jest tą samą cichą Maryną co kilkanaście lat temu. –dodałem z wielkim bólem na sercu. Było mi ciężko to przyznać, ale to prawda. Zmieniła się z czego nie jestem zadowolony jak widać. Zawsze wolałem ją taką jaką była. Taką jaką pokochałem. Nigdy nie chciałem by się zmieniała, ale tego nie można było przewidzieć.
-Nie możesz jej tak od razu skreślać ze swojego życia. –rzucił nagle. –Byliście ze sobą dobre dziesięć lat. –znowu to samo. Bronił siebie jak i jej. Robi się to już nudzące i żałosne.
-To aż za długo. –mruknąłem podchodząc do okna.
-Tyle wspomnień, pamiętnych chwil. Tak po prostu to wyrzuciłeś z głowy? –prawie pisnął. On sobie tego nie mógł wyobrazić. Tak szczerze to ja też. Przecież w moich snach od zawsze gra główną rolę. Nie wyrzuciłem jej ze swojej głowy. Tak się nie da. To zbyt trudne.
-Owszem, dużo tego. –odparłem z powagą. Nieźle gram. –śmiałem się z własnej głupoty. Nie lubię, kiedy wszyscy wokół widzą jak słabnę, polegam na czymś.
-Przecież między wami było wszystko okej. –swój wzrok skupiałem na padającym za oknem deszczu. Był hipnotyzujący. Kropla za kroplą uderzały o szybę powodując zmartwienie na mojej twarzy. Zmartwienie? Tylko czym? Tym, że woda rozbija się o szkło? No nie. Byłbym chyba jakimś idiotą tak myśląc. Te cząsteczki wody ilustrowały mi coś. To ja i moje życie, które rozpada się na inne części spotykając się na drodze z przeszkodą, w tym przypadku jest to szyba.
-No właśnie, było…
-To co się stało, że już tak nie jest? –kolejny raz zadał mi to pytanie. Odwróciłem się w jego stronę. Głośno wypuściłem powietrze z płuc i spojrzałem się na niego z powagą.
-Zdradziła mnie z innym. –wyrzuciłem z siebie. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek w życiu takie coś przytrafi się akurat mi. Czym ja sobie na to zasłużyłem? Kochałem ją tak bardzo jak tylko mogłem. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko, a ona odwdzięczyła mi się w taki oto sposób.
-Musiała mieć powód. –nie dawał za wygraną co mnie coraz bardziej irytowało.
-Pewnie tak. –rzuciłem krótko. Chciałem, żeby jak najszybciej dał mi święty spokój.
-Nie tylko ona jest temu winna. –odparł brnąc dalej. Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem. –Z tego co słyszałem to ostatnimi czasy między wami nie było najlepiej, a mianowicie olewałeś ją, delikatnie mówiąc. –myślałem, że się przesłyszałem. Zaczęła się we mnie zbierać złość, która była spowodowana jego brakiem niewiedzy w tej sprawie jak i tym, że wiedział nawet nieco za dużo niż powinien.
-Dwa pokoje obok przespała się z nim, a mogła wtedy spędzić czas ze mną. –powiedziałem ze wściekłością. –Jeszcze do tego to dziecko. –dodałem z niezadowoleniem. Pokręciłem głową opierając się o drewniany parapet wyglądając ponownie za okno.
-Wszyscy wiemy, że to prędzej czy później, by się tak skończyło.
-Mogła pomyśleć też o tym co się w niej znajduje, to co ma pod sercem, a nie tylko myśleć o tym, by się dobrze zabawić i wypić. –prychnąłem. –Sama doprowadziła do tego swoją wygodą i zachowaniem. –dodałem z lekkim sarkazmem.
-Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało. –odparł kręcąc przy tym głową z niezadowoleniem.
-A ty co, jakiś wywiad ze mną robisz? Na mój temat? –warknąłem rozzłoszczony. Nie wytrzymałem dłużej. –Jeszcze powiedz, że jakaś gazeta cię wynajęła, by sprowadzić Kota na dno? –parsknąłem sarkastycznie.
-Ale ona się zmieniła. –powiedział z lekkim smutkiem w głosie. –Ona dobrze o tym wie, że źle postąpiła zdradzając cię i doprowadzając do tego no… sam wiesz. –dodał. Spojrzałem na niego z niedowierzeniem. Od kiedy oni się tak przyjaźnią? O ile w ogóle ich relacje można określić w taki sposób.  –Mam nadzieję, że to przemyślisz. –wstał ruszając  w stronę drzwi. Po chwili się zatrzymał obracając się w moją stronę. –Ty też się zmieniłeś stary. Nie poznaję cię.  –wyszedł z mojego pokoju zostawiając mnie samego z tymi myślami.
Nie panując nad swoimi emocjami zacisnąłem dłoń w pięść. Kostki zaczęły bladnąć, nie zważając na to z całej siły uderzyłem w ścianę. Pisnąłem z bólu. W ułamku sekundy swój wzrok przeniosłem na piekącą rękę. Nigdy dotąd nie czułem w niej takiego bólu, nawet po jakimkolwiek upadku na skoczni, czy poza nią. Nigdy. Do tego ten widok. Cała była spuchnięta i sina, krwawiła, a ja myślałem, że zaraz nie wytrzymam. Ból nie chciał mi odstąpić ani na chwilę. Nie dawał za wygraną, a ja nawet nie miałem ochoty z nim walczyć. Nie zamierzałem gdziekolwiek dzwonić po pomoc. Nawet wyjść z pokoju i udać się do pomieszczenia obok, do naszego kadrowego medyka. Nic z tym nie zrobiłem. Przysiadłem tylko na łóżku i skupiłem swój wzrok na bladej ścianie. Stała się ona niesamowicie interesująca dla mnie w tej chwili.
W tym momencie czułem się okropnie jak nigdy dotąd. Nie chodzi mi tutaj o tą „szkodę” jaką sam sobie wyrządziłem, ale o moje życie. Tak, moje życie. Nigdy bym nie pomyślał, że mój przyjaciel mógłby stanąć po jej stronie i to jeszcze będzie ją tak zawzięcie bronić. Kto, by pomyślał. –parsknąłem. A kto tutaj jest najbardziej tego winny?  Tego, że nasz związek się rozpadł i nie było już ratunku z jakiejkolwiek strony? Wydaje mi się, że to jej zdrada spowodowała, że tak się stało. To sprawiło, że moje życie się zaprzepaściło i w jednej chwili obróciło się o 180 stopni. Jedna rzecz i od razu w niczym ci nie idzie. Skoki już nie były zadowalające. Nie czułem tego co dotąd dawało mi chęć do skakania. Nic. Kompletnie nic.
Dokładnie pamiętam tamto wydarzenie. Nie raz mi się ono przyśniło, a zawsze było dokładnie tak samo. Po pewnym czasie przeobraziło się w koszmar. Ta sama wymiana zdań, ten sam wyraz twarzy. Za pomocą snu mogłem zobaczyć jak to naprawdę wyglądało. Byłem świadkiem, narratorem? Naprawdę kiedy tylko przyznała mi się do tego co zrobiła miałem ochotę się na nią wydrzeć i byłem w stanie wydobyć z siebie o kilka słów za dużo, lecz coś mnie powstrzymało w tamtym momencie i zachowałem nieunikniony spokój mimo tego, że tak naprawdę w środku cały się gotowałem.
Przez kilka dni miałem chęć pojechania do tego gnoja i zbić mu tą śliczną mordkę. Tak, żeby się nie mógł pozbierać. Wszyscy wokół, by się nimi brzydzili. Byłby wstrętny. Tylko po co mi to? Przecież jak usłyszałem te słowa wyczułem, że między nami jest już koniec. Wszystko jest skończone, że nie potrafiłbym jej tego wybaczyć i tak myślę do dziś. Sama mi to uświadomiła podczas tego spotkania.
Co wtedy czułem, że już byłem gotowy tam pojechać?
Pewnie bałem się, że będę tego żałować do dziś, że znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. Nie, to nie jest jeszcze to… Trudno jest mi teraz o tym myśleć, gdyż miało to miejsce dobre cztery miesiące temu. Może tak naprawdę nadal coś do niej czułem, a te słowa wypowiedziane przez nią nie zaprzepaściły wszystkiego. No tak, pierwsza miłość nie rdzewieje, ale to dopiero teraz mogę użyć takiego określenia. A wtedy? Wciąż czułem, że da się coś z tym zrobić, że to nie może tak być. Po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że tu już nie ma czego ratować. Nie ma to najmniejszego sensu. Zdradziła mnie i to wystarczyło, by się to wszystko potoczyło w taki sposób.

[Cicha]
Kolejny dzień z rzędu spędzony w domu. Zero kontaktu ze światem. Telefon wyłączony. Drzwi zamknięte na cztery spusty. Cisza. Nie potrafię sobie poradzić. Nie znoszę samotności, ale tak mi teraz jest dobrze. Cisza i spokój, to mi w zupełności wystarcza. Nigdy nie lubiłam być sama. Zawsze wolałam być w centrum uwagi, blisko innych ludzi, którzy darzą mnie sympatią. Od najmłodszych lat potrafiłam dostrzegać w ludziach dobro i ich atuty. Dzięki temu zadawałam się z osobami, które znałam bez słów. Potrafiłam z nich czytać jak z książek. Pomagało mi to w wielu sytuacjach. Były też takie kiedy kuło mnie serce wiedząc co ta druga osoba może myśleć. Czasem nawet bałam się zapytać co ona tak naprawdę o tym sądzi. Po prostu nie chciałam tego wiedzieć.

08.03.2013r.
-Jestem! –usłyszałam utęskniony mi głos dochodzący z korytarza co spowodowało, że zerwałam się z kanapy.
-Tęskniłam! –wpadłam mu w ramiona. Był zaskoczony moją reakcją, lecz nie ukrywał radości, która była wywołana moją obecnością. –Nawet nie wiesz jak bardzo. –dodałam chwytając jego twarz w dłonie. Tak jak zawsze kiedy wracał do domu. –Nie lubię jak mi to robisz. –udałam obrażoną wyswobadzając się z jego objęć.
-Takie życie. –uśmiechnął się łobuzersko po czym skradł pocałunek z moich ust.
-Kiedy kolejny wyjazd? –zapytałam niechętnie kierując się w stronę salonu. –Wiesz, że za tydzień urodziny mojej mamy. –dodałam siadając na swoim ulubionym fotelu znajdującym się w kącie tego pomieszczenia nieopodal wielkiego, białego regału zapełnionego książkami.
-Wiem o tym doskonale. –odparł podchodząc do mnie. –Ale teraz się o to nie martwmy. Dziś jest twój dzień. 8 marca jeśli dobrze pamiętasz. –ukucnął przede mną. –To dla ciebie. –wręczył mi duży bukiet czerwonych róż i niemieckie praliny. Każda kobieta pewnie w tym momencie, by mi zazdrościła czemu się nie dziwię.
-Dziękuję. –odpowiedziałam z uśmiechem wtulając się w niego kolejny raz tego dnia. –Jesteś wspaniały. –spojrzałam mu prosto w oczy po czym połączyłam nasze usta w pocałunek. Był on pełen pasji jak i tęsknoty, której żaden z nas nie ukrywał. Za każdym razem robiąc to czułam, że daje mi to szczęście i tym razem nie było inaczej.
-A co tam u ciebie słychać? –zapytał po chwili wpatrywania się w moje oczy kiedy zakończyliśmy naszą rozkosz.
-Wszystko po staremu. –odpowiedziałam wtulając się w niego jeszcze bardziej. Bije od niego to samo ciepło co zawsze. Do tego jeszcze jego zapach perfum. Są idealne. W jego ramionach zawsze czułam to samo. Bezpieczeństwo. Miłość. Troskę. Nigdy nie czułam się przy nim obco, od dziecka między nami było coś więcej niż tylko przyjaźń. Dopiero po kilku latach odważyliśmy się na takie uczucia. No i tak zostało do dziś. Nie żałuję tej decyzji, ani przez chwilę jej nie żałowałam. –Dziękuję, że jesteś. –wyszeptałam w jego szyję.

Najchętniej bym o tym wszystkim zapomniała, wymazała to ze swojej pamięci. Ile bym dała, żeby zapomnieć. Ale tak się nie da. Dużo rzeczy wciąż za dużo mi o nim przypomina. A te kilkanaście lat znajomości… zaprzepaściłam wszystko jedną głupotą. Nienawidzi mnie. Nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć. To za wiele. Tak, to wszystko się skończyło. Jedna głupota zniszczyła 18 lat przyjaźni, a 7 lat związku. Moja pierwsza, wielka miłość nie chce mnie znać. Tak, nie chce.

[…]
-Wszystko w porządku? –były to pierwsze słowa jakie usłyszałam z ust swojej siostry. Wpuściłam ją do środka i zamknęłam za nią drzwi. Spojrzałam jeszcze chwilę na nią kręcąc głową.
-Nic nie jest w porządku, Faustyna. –odpowiedziałam wracając do salonu. –Nie daję sobie z tym rady. –dodałam siadając na ten przeklęty fotel. –To mnie przerasta. –skuliłam się jak pies.
-Mów co się dzieje. –poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Drgnęłam lekko. Uniosłam nieśmiało głowę do góry łapiąc przy tym jej wzrok. Martwiła się o mnie. Tak jak zawsze. Moja, mała Faustynka. Już zawsze będzie dla mnie taką „małą” siostrzyczką.
-5 dni temu był u mnie. –zaczęłam. W gardle pojawiła się gula, która uniemożliwiała mi dalsze kontynuowanie. To bolało. –To wszystko jest skończone, rozumiesz? –moje oczy momentalnie się zaszkliły. –On już nie chce mnie znać. –wydukałam z siebie. Blondynka wyciągnęła przed siebie ręce przytulając mnie do swojego ciała. –Jaką ja jestem idiotką. –zaczęłam kręcić energicznie głową. –Jestem skończoną egoistką. –dodałam przez zaciśnięte zęby. –Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nawet sobie na to nie pozwolę!
-Maryna! –usłyszawszy jej donośny głos od razu spojrzałam na nią. –Nie możesz tylko i wyłącznie siebie za to obwiniać. To nie twoja wina.
-Moja! –krzyknęłam wyswobadzając się z jej objęć.
-Nie twoja. –powiedziała uspokajając mnie. Znów tkwiłam w jej objęciach.
-To dla mnie za dużo. –mruknęłam nieco uspokojona. Otarłam samotną łzę spływającą po moim policzku i swój wzrok przeniosłam na nią.
-Posłuchaj mnie. –odchyliła mnie od siebie. Niechętnie na nią spojrzałam czekając aż zacznie mówić. –Po pierwsze to nie będę prawić ci od razu morałów. Na to przyjdzie jeszcze czas. –uśmiechnęła się lekko, dzięki czemu napięcie pomiędzy nami nie było już takie uciążliwe. –Nie chcę ci też gratulować błędu jaki popełniłaś. Nikt nie będzie ci bić za to brawa, gdyż to było okrutne…
-Nie pomagasz. –wtrąciłam. Nigdy nie lubiłam gdy ktoś poruszał ten temat. Nienawidzę siebie za to i sama wiem, że źle postąpiłam.
-Nie ukrywam, że zapewne znalazłby się jakiś idiota, który zostałby twoim fanem, kiedy tylko, by poznał twoją biografię. –udała poważną.
-Faustyna. –warknęłam niezadowolona jej słowami.
-Chłopak ciebie rzucił, ale nie jest to powód, żeby zamykać się w domu i nie mieć żadnego kontaktu ze światem. –parsknęła kiedy dotarło do niej co właśnie powiedziała. –Wiem, że to była twoja pierwsza miłość. –szybko zaczęła kontynuować kiedy zauważyła, że znów chciałam jej wejść w słowa. –Ale wiedz, że nie jest to twoja jedyna jak  i ostatnia taka miłość. –swój wzrok skupiła na swoich dłoniach, którymi zaczęła się bawić. –Tego kwiatu jest pół światu. –zaśmiała się, a ja tylko zmierzyłam ją wrogim spojrzeniem.
-Daj spokój. –warknęłam siadając jak normalny człowiek.
-Nie dam ci spokoju dopóki nie wcisnę ci do tego głupiego łba co powinnaś ze sobą robić. –uśmiechnęła się pogodnie nie odrywając ode mnie wzroku. –Zawsze brałam z ciebie przykład, byłaś dla mnie wzorem. Ba! –podskoczyłam z przerażenia. –Cały czas nim dla mnie jesteś. Kocham się najbardziej na świecie jako siostrę i wybaczam ci ten głupi wybryk jeśli można go tak nazwać, ale wiedz, że nie podzielam entuzjazmu za ten czyn. –westchnęła, gdyż cały czas mówiła na jednym wdechu. –Moim zdaniem powinnaś wyjść na ludzi. Wrócić do pracy, a co najważniejsze, odezwać się do Nataszy. Ona też się martwi.
-Za kilka dni jadę do Związku do Krakowa i wracam z powrotem do pracy na sezon. –mruknęłam. Ten fakt nie sprawiał mi jakiejś radości, gdyż powrót do pracy wiązał się tylko z jednym – ciągłe spotkania i pojedyncze wywiady z skoczkiem. Pokoje obok siebie, wspólne posiłki. Nie przeżyję tego.
-No i bardzo dobrze! –ucieszyła się niebieskooka. Z czego ona tak się cieszy? –Musisz tam wrócić i za wszelką cenę nie możesz dać nikomu za wygraną. Musisz pokazać, że jesteś silną kobietą i, że nie obchodzą ciebie żadne, żałosne chimery twojego byłego. Wiem, że to boli kiedy go widzisz, ale musisz być silną. Możesz mieć tam dwie twarze, ale rób to dla pracy. Wiem, że ci na tym zależy. Przecież to twoje całe życie.
-To cholernie boli, Fausta! Sama myśl o tym wbija mi sztylet w moje serce, które i tak już jest bez uczuć! –krzyknęłam, a ona jedynie pokręciła głową z niezadowoleniem. Nadal zachowywała powagę od początku rozmowy. Podziwiam ją. Karciłam się w myślach wiedząc co mnie czeka. Najgorsze było to, że tak po prostu się na to w ogóle zgodziłam. Na ten szybki powrót. Będę tego żałować.
 -Chciałabym, żeby moja starsza siostrzyczka była po prostu szczęśliwa. –pocałowała mnie w policzek po czym mnie mocno przytuliła, tak jak zrobiłaby prawdziwa siostra.
-Wiem. –odparłam krótko. Może i między nami jest te 8 lat różnicy, ale czasem mam wrażenie, że to ona jest tą rozsądniejszą. Pomimo tego, że ma dopiero te swoje 16 lat, jest doświadczoną osobą. Potrafi przemówić człowiekowi do rozsądku. Nigdy bym nie pomyślała, że wyrośnie z niej taka kobieta jaką się stała.
-Zawsze będę po twojej stronie. –szepnęła mi do ucha. Czuję, że ta rozmowa nabrała sił we mnie. Zrozumiałam, że trzeba pokonać lęk i stanąć na przekór słabością, pomimo nieodpowiedzialnych błędów z przeszłości, które są moimi słabymi stronami.
-Przepraszam. –powiedziała kiedy rozdzwonił się jej telefon. –To mama. –dodała zerkając na ekran aparatu. Wcisnęła guzik przykładając urządzenie do ucha. –Tak, jestem u niej. –zaczęła konwersacje z naszą rodzicielką. Widziałam jak marszczy brwi na słowa, które usłyszała z drugiej strony. Spojrzała się na mnie i westchnęła. –Nie wiem czy ona w ogóle, by chciała. –przepraszała mnie wzrokiem. Nie wiem o co jej mogło chodzić, ale ten wzrok mówił sam za siebie. Nieczęsto przeprasza mnie w taki sposób. –Myślę, że ty sama powinnaś z nią porozmawiać. Ona tego potrzebuje. –dodała rozłączając się. Głośno westchnęła po czym spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi tęczówkami. –Mama chce, żebyś przyjechała do domu na jakiś czas. –rozejrzała się po moim mieszkaniu. –Boi się, że sama tutaj zrobisz coś niewybaczalnego. –westchnęła z bólem. –Po za tym, myślę, że przebywanie tutaj rani cię jeszcze bardziej. –na jej twarzy pojawił się grymas. –Nie możesz wyrzucić tych zdjęć? –zapytała zerkając na komodę. Jedno zdjęcie przy drugim, a na nich ja i on. Uśmiechnięci, pełni życia. Całkowite przeciwieństwo obecnej mnie. Nie wydaje mi się, żeby on to jakoś specjalnie przeżywał…

[…]
-Dobrze wiesz, że kiedy tylko zgodziłam się byś zamieszkała bez nas to od tego czasu zasady się nie zmieniły. W dalszym ciągu tutaj jest twój dom. Nie musisz bać się tutaj przyjeżdżać. Za każdym razem jesteś tutaj mile widziana i twoi przyjaciele też.
-Nie widzisz, że ona ciebie w ogóle nie słucha? –udała zirytowaną. –Nie męcz mi proszę siostry, mamo. –dodała po chwili kręcąc głową.
-Ja jej nie męczę. –odpowiedziała spokojnie. Swój wzrok przenosiłam z jednej na drugą. –Ja tylko chcę jej wytłumaczyć kilka spraw. –zaśmiała się ironicznie.
-Pff. Już widzę te kilka spraw. Dwie godziny męczarni. Powodzenia siostra! –parsknęła sarkastycznie wstając od stołu szepcząc w moją stronę ciche „przepraszam”.
-A idź już. –mama nie okazywała wściekłości ze swojej strony do swojej młodszej córki. –Powiesz coś w końcu? –zapytała kiedy tylko upewniła się, że znajdujemy się same w pokoju dziennym.
-A co mam ci powiedzieć? –odpowiedziałam pytaniem na pytanie. –Mam ci mówić jaka to ja jestem głupia? –spytałam z nieukrywanym sarkazmem.
-Nie mów tak, proszę. –powiedziała spokojnie. –Nie chcę, żebyś tak o sobie mówiła. Córciu, spójrz na mnie. –chwyciła moją dłoń. Od razu ogarnęło mnie jej matczyne ciepło. Jeden dotyk, a już czułam się bezpiecznie. –Nie tak ciebie wychowałam. –zaśmiała się. Nie był to śmiech, który okazywał zawód czy też zawarta była w nim ironia. Po prostu był to naturalny śmiech, który miał na celu rozluźnienie tej sytuacji. –Jesteś cudowną kobietą. –swój wzrok przeniosła na moją osobę, dzięki czemu ja też na nią spojrzałam. –Wyglądasz jak ósmy cud świata, jesteś prześliczna, utalentowana i co najważniejsze, w życiu kierujesz się intuicją. Każdy chciałby taką mieć, a ty musisz dać szansę innym. –uśmiechnęła się do mnie gładząc palce u mojej ręki. Nie pamiętam, kiedy to ostatni raz moje dłonie znajdowały się w objęciu ich. Teraz czuję, że brakowało mi tego. –Wiem doskonale, że kochasz mocno i do końca, ale na swojej drodze do szczęścia są też przeszkody. Niejedna się w nim zadłużyła, ale tylko ciebie kochał bo pozwalałaś mu na to. Przyciągasz ludzi do siebie swoim charakterem. Może i w pracy nie masz najlepszych kontaktów, ale przynajmniej jesteś sobą. –westchnęła. –I za to ciebie właśnie kocham! –ścisnęła moją dłoń szeroko uśmiechając się do mojej osoby. Było brak mi słów. To wszystko co powiedziała to prawda. To są moje wartości. Od lat pracowałam na to, by ludzie mieli o mnie takie zdanie, a nie inne, lecz jest jeszcze coś. Coś co nie pozwala mi być dumną z siebie pomimo tych osiągnięć…
-Nie mów mi, że jestem idealna. –odparłam smutno. –Wszyscy dobrze wiemy, że jest rzecz, która niszczy mnie od środka. Już nie potrafię być tą samą osobą. –dodałam wstając od stołu. –Przepraszam. –szepnęłam wychodząc z salonu zostawiając swoją rodzicielkę z tymi słowami. Chciałam jej dać czas na przemyślenie. Nie chcę, żeby uważała mnie za perłę świata. Nie jestem ideałem i już nigdy nim nie będę.

[…]
Koniec schodów był już za kilka stopni, a ja w dalszym ciągu nie wiedziałam dokąd idę. Naprzeciwko mnie znajdują się dobrze mi znane drzwi. To właśnie za nimi znajduje się moje dawne „królestwo”. Nacisnęłam lekko na klamkę po czym moim oczom ukazał się obraz, który tak dobrze zapamiętałam. Weszłam powoli do środka. Włączyłam światło, a pomieszczenie się rozpromieniło. Cisza. Porządek. Tak jak zawsze tutaj było. Wszystko na swoim miejscu, tak jak zostawiłam to 6 lat temu.
Okno zasłonięte jaśminową firaną, która zwisała z drewnianego karnisza. Duże łóżko, na którym to teraz siedzę. Multum kolorowych poduszek, które dodawały mu poczucie bezpieczeństwa były wszędzie. Czasem nie było gdzie się ułożyć do snu, gdyż większą część łoża zajmowały właśnie one. Mimowolnie uśmiechnęłam się na te wspomnienie. No co jeszcze tutaj? Szafy na ubrania. Biurko z niemałą tablicą korkową, na której wieszałam karteczki z datami sprawdzianów. Obok drzwi stoi szeroka komoda w kolorze dębowym, a na niej mnóstwo zdjęć. Zawsze lubiłam w swoich czterech ścianach mieć taki mebel, a na nim miejsce na wspomnienia. Podeszłam do niej. Stałam przed nią bez czynnie wpatrując się w te wszystkie fotografie. Tak, sporo ich. Wzięłam kilka i powróciłam na łóżko.
Chwyciłam w dłoń jedne z nich. Nie żałuję, że teraz spoglądam właśnie na nie. No tak. Uśmiechnięty brunet, a u jego boku ja. Byliśmy jeszcze dziećmi. Uśmiechnięta patrzę na jego twarz. Pamiętam ten dzień. Ga-Pa. –szepnęłam kiedy w mojej głowie pojawił się obraz z tego wydarzenia. Wtedy zdobył 1 miejsce drużynowo. Było to jedno z pierwszych, większych jego osiągnięć. Swój wzrok przeniosłam w dolny, prawy róg zdjęcia. „20 marca, 2003 rok”. 12 lat temu…  jeszcze nie byliśmy razem. Dopiero 5 lat później.
Zawsze uwielbiałam ten pokój. Był to taki mój azyl. Miałam tutaj spokój. Kiedy drzwi były zamknięte każdy wiedział, że potrzebuję chwili samotności. Ceniłam to i szczerze za to dziękuję wszystkim domownikom. Cały czas pamiętam jak w wieku 18 lat opuszczałam ten dom, by zamieszkać ze swoim chłopakiem. Przeprowadziłam się do tego samego mieszkania, w którym nadal mieszkam. On się wyprowadził z powrotem do domu, a ja zostałam. Dużo serca włożyłam w jego rozwój. Teraz mieszkanie jest tym moim azylem. Moim osobistym miejscem spokoju.
Od czterech miesięcy mieszkam sama. Było mi ciężko przyjąć to do wiadomości, ale daję radę. Mam przy sobie osoby, które zawsze mi pomogą i murem staną za mną. Więc doceniam to. Nie ukrywam, że chciałabym to z nim mieszkać. Ten dom stał się taki pusty. Nie ma go tam. Nie ma kto zapełnić tej pustki. Zabić tej ciszy. Zostałam tam sama. Brakuje mi go i to cholernie. Chciałabym znów być przy nim. Czy miłość mi wszystko wybaczy?







_________________________________________

Cześć i czołem!
Jestem wraz z pierwszą szansą nowego opowiadania. Mam nadzieję, że was nieco zachęciłam do dalszego czytania. Życzę wam miłych wakacji ;)
Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam, Alutka:*

P.S. Zachęcam także do wzięcia udziału w ankiecie, która znajduje się po prawej stronie.