-Spotkamy się jeszcze na kawie, jak przyjaciele? –zapytałam
go patrząc na niego smutnym wzrokiem.
-Nie. –rzucił krótko wstając z fotela. Zakryłam swoje oczy
dłonią. Nie znałam powodu na taką odpowiedź z jego strony. Otrząsnęłam się i
ponownie na nim skupiłam swój wzrok.
–Nie jesteśmy przyjaciółmi. –spojrzałam na niego z zakłopotaniem.
–Zdradziłaś mnie! –warknął wychodząc z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły schowałam twarz w dłoniach i
uwolniłam łzy. W głowie rozpoczęłam toczyć ogromną bitwę ze samą sobą. Kochałam
go… kiedyś, ale nie dziś, a to robi dużą różnicę. Zmienił się, już nie był tym
samym człowiekiem, którego poznałam, w którym się zakochałam. Zauroczyłam. –westchnęłam cicho łkając.
Już od dłuższego czasu między nami nie było tak jak powinno być, tak jak było
na początku naszego związku, stąd ta zdrada. Potrzebowałam kogoś, ale tylko na
chwilę, nie na stałe. Nadarzyła się lepsza, pierwsza okazja i tak wyszło. Jeden
wieczór i koniec, ani jednego słowa podziękowania, nic. Później jedynie
docieranie do siebie poprzez informacje od innych. Zawsze pytałam o jedno: „Czy
oni są nadal razem?”. Nie obchodził mnie on, to tylko „krótka przygoda” –tak
sobie wmawiałam. Aż za krótka…
–mruknęłam, gdyż w głębi serca coś po nim zostało, jakiś ślad… jeszcze coś się
tam „pali”, nie zgasło. Wmawiałam tak sobie przez okrągły jeden rok, że nic dla
mnie znaczy, a teraz brakuje mi jego uśmiechu. Nie zawsze musiał się do mnie
uśmiechać. Ważne, że potrafiłam odczytać z jego twarzy to co chce mi przekazać.
To mi wystarczało.
Przez pewien czas po tym całym zajściu kiedy tylko mnie
widział śmiał się jak głupi do sera. Chciał więcej, a ja nic od niego już nie
oczekiwałam. Miałam innego, kochałam go cały czas, a teraz nie chce mnie znać. Nie
mam siły o niego walczyć, jasno mi to pokazał. Zdrada jest rzeczą niewybaczalną
od tak. Zapewne nie potrafiłabym teraz spojrzeć prosto w oczy żadnemu z nich,
nie po tym wszystkim co się wydarzyło. Nie po tym co zrobiłam. Gdybym miała
teraz do niego wrócić zastanawiałabym się poważnie nad tym, gdyż go cały czas
kochałam, a później było tylko gorzej i gorzej, aż w końcu koniec. Męczyłam już
się przy nim. Mówię tak pomimo tego, że nie mogę o nim zapomnieć. Był moją
pierwszą, wielką miłością. To przeszłość, nie ma już nas i wiem, że nie ma już
żadnych szans na to, żebyśmy znów byli razem. Nie ma. Po prostu to już koniec.
On zawiódł mnie, a ja go…
Wiem, że byłam głupia, że nie powinnam tego błędu popełniać,
choć nie jest to jedyny błąd jaki popełniłam w swoim życiu. Prawda jest taka,
że gdyby się mną bardziej interesował nie byłoby tego wszystkiego. Tak, teraz
całą winę zrzucam na niego. Prawda, tak najlepiej. Jest kilku winnych. Nasza
„święta trójca”. Cały czas wmawiam sobie, że gdyby on nie poszedłby na ten układ
nie doszłoby do niczego. Nie byłabym teraz wściekła na siebie samą. Muszę
przyznać, że jeszcze dobre cztery miesiące temu byłam osobą, która nie widziała
świata poza dobrą zabawą. Nie przejmowałam się niczym… a teraz? Sama nie
potrafię sobie tego wybaczyć. Tego co zrobiłam. Jak mogłam się tak zachować, co
mnie do tego namówiło? Czyżby to jakże idiotyczne hasło „nie bawisz się, nie
żyjesz”? Ono? Tak właściwie to możliwe…
Przeszłość przez jaką przeszłam dała mi dużo do głowy.
Między innymi wiem, że trzeba szanować drugą osobę i trzeba patrzeć nie tylko
na siebie, ale zwracać uwagę na innych. Nadal sądzę, że będąc z nim w związku
byłam dobrą partnerką. Wspierałam go po każdym wzlocie i upadku. Byłam przy nim
kiedy tylko mnie potrzebował. Można powiedzieć, że byłam jak na kiwnięcie ręki.
Na zawołanie. Nigdy go nie opuszczałam w takich chwilach kiedy było jemu
ciężko, gdy nie dawał sobie rady sam ze sobą. Pamiętam, że jedno słowo z mojej
strony zawsze wywoływało uśmiech na jego twarzy. Nieważne kiedy je wypowiedziałam,
a zawsze ta sama reakcja z jego strony. Brakuje mi tego… brakuje mi go. Nie on
jedyny mnie zachwycił. Jest dwóch. Ten, z którym popełniłam największy błąd
swojego życia i ten przez którego to zrobiłam.
Spojrzałam na niewielki stolik stojący tuż obok wypoczynku,
na którym to właśnie leżałam. Szklanka napełniona wodą, a obok rozsypane
tabletki, laptop i wyłączony od kilku godzin telefon. Kiedy tylko wyszedł
pozbawiłam go „życia”. Swój wzrok skupiłam na białej, okrągłej pigułce. W
głowie niejedna myśl. Gwałtownie wstałam i zbliżyłam się do stoliczka. Ręką
zgarnęłam wszystkie kapsułki do drugiej dłoni. Już po chwili leżały w koszu na
śmieci. Tak będzie lepiej.
–westchnęłam zamykając szafkę.
Wciąż żyję z tą jedną nadzieją. Cały czas wierzę w cud. Czekam
aż w końcu, w moim życiu przytrafi mi się coś godnego pochwały. Wierzę, że los
obdarzy mnie jeszcze niejednym „cudem”. Wiem, że za to co zrobiłam cały świat
może mnie znienawidzić choć ja tego nie chcę. Nikt, by takiego czegoś nie
chciał. To jest okropne… ale czy miłość mi wszystko wybaczy?
_________________________________________
Cześć i czołem!
Oto prolog nowego opowiadania. Chciałabym, żeby ono różniło się od innych, poprzednich mojego autorstwa. Mam nadzieję, że wam się podoba początek tej historii.
Kolejny rozdział pojawi się za miesiąc. Tak, dopiero. W środę wyjeżdżam na obóz. 3 tygodnie w lesie. Przygoda życia. Jak wrócę od razu biorę się za kontynuowanie pisania.
Kolejny rozdział pojawi się za miesiąc. Tak, dopiero. W środę wyjeżdżam na obóz. 3 tygodnie w lesie. Przygoda życia. Jak wrócę od razu biorę się za kontynuowanie pisania.
Pozdrawiam, Alutka ;*