[Skarb]
-Dlaczego już nie jesteście razem? –najczęstsze pytanie,
które mi zadają ludzie ostatnimi czasy. Robi się już to ewidentnie męczące. To
wygląda tak jakby nie mieli innych tematów do rozmowy, a celem ich życia jestem
ja. Jest tyle pomysłów, powodów do tego, aby konwersacja przebiegła w
przyjemnej atmosferze, a nie doprowadzała do tego, że jeden z rozmówców przez
cały czas jest spięty.
-A mam być z kimś kto zabił własne dziecko? –zapytałem z
wielkim żalem. Po chwili zdałem sobie sprawę z tego jakich słów użyłem. Jakich
mocnych słów użyłem, lecz nie żałuję tego. –Mam być z kimś kto cały czas się
bawi nie zważając na konsekwencje tego co robi? Ta osoba ma być moją drugą
połówką? –dodałem z sarkazmem. Spojrzał się na mnie i pokręcił tylko głową, a
ja tylko prychnąłem.
-Znacie się tyle lat. –bronił się blondyn, a mi nie
pozostało nic innego jak tylko głośno westchnąć.
-Znamy się od dziecka. –stwierdziłem z przekąsem. –Ale tak naprawdę nic o sobie nie wiemy.
–westchnąłem. Prawda zabolała, zresztą tak jak zawsze. –Kiedy tylko ją
poznałem była wesołą dziewczyną, która była pełna energii. –zacząłem. Nie
wiedziałem co mówić, gdyż ciężko mi było o tym pomyśleć, a co dopiero przejść
przez gardło. –Już nie jest tą samą
cichą Maryną co kilkanaście lat temu. –dodałem z wielkim bólem na sercu. Było
mi ciężko to przyznać, ale to prawda. Zmieniła się z czego nie jestem
zadowolony jak widać. Zawsze wolałem ją taką jaką była. Taką jaką pokochałem.
Nigdy nie chciałem by się zmieniała, ale tego nie można było przewidzieć.
-Nie możesz jej tak od razu skreślać ze swojego życia.
–rzucił nagle. –Byliście ze sobą dobre dziesięć lat. –znowu to samo. Bronił
siebie jak i jej. Robi się to już nudzące i żałosne.
-To aż za długo. –mruknąłem podchodząc do okna.
-Tyle wspomnień, pamiętnych chwil. Tak po prostu to
wyrzuciłeś z głowy? –prawie pisnął. On sobie tego nie mógł wyobrazić. Tak
szczerze to ja też. Przecież w moich snach od zawsze gra główną rolę. Nie
wyrzuciłem jej ze swojej głowy. Tak się nie da. To zbyt trudne.
-Owszem, dużo tego. –odparłem z powagą. Nieźle gram. –śmiałem się z własnej głupoty. Nie lubię, kiedy
wszyscy wokół widzą jak słabnę, polegam na czymś.
-Przecież między wami było wszystko okej. –swój wzrok
skupiałem na padającym za oknem deszczu. Był hipnotyzujący. Kropla za kroplą
uderzały o szybę powodując zmartwienie na mojej twarzy. Zmartwienie? Tylko
czym? Tym, że woda rozbija się o szkło? No nie. Byłbym chyba jakimś idiotą tak
myśląc. Te cząsteczki wody ilustrowały mi coś. To ja i moje życie, które
rozpada się na inne części spotykając się na drodze z przeszkodą, w tym
przypadku jest to szyba.
-No właśnie, było…
-To co się stało, że już tak nie jest? –kolejny raz zadał mi
to pytanie. Odwróciłem się w jego stronę. Głośno wypuściłem powietrze z płuc i
spojrzałem się na niego z powagą.
-Zdradziła mnie z innym. –wyrzuciłem z siebie. Nigdy bym nie
pomyślał, że kiedykolwiek w życiu takie coś przytrafi się akurat mi. Czym ja
sobie na to zasłużyłem? Kochałem ją tak bardzo jak tylko mogłem. Byłem w stanie
zrobić dla niej wszystko, a ona odwdzięczyła mi się w taki oto sposób.
-Musiała mieć powód. –nie dawał za wygraną co mnie coraz
bardziej irytowało.
-Pewnie tak. –rzuciłem krótko. Chciałem, żeby jak
najszybciej dał mi święty spokój.
-Nie tylko ona jest temu winna. –odparł brnąc dalej.
Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem. –Z tego co słyszałem to ostatnimi czasy
między wami nie było najlepiej, a mianowicie olewałeś ją, delikatnie mówiąc.
–myślałem, że się przesłyszałem. Zaczęła się we mnie zbierać złość, która była
spowodowana jego brakiem niewiedzy w tej sprawie jak i tym, że wiedział nawet
nieco za dużo niż powinien.
-Dwa pokoje obok przespała się z nim, a mogła wtedy spędzić
czas ze mną. –powiedziałem ze wściekłością. –Jeszcze do tego to dziecko.
–dodałem z niezadowoleniem. Pokręciłem głową opierając się o drewniany parapet
wyglądając ponownie za okno.
-Wszyscy wiemy, że to prędzej czy później, by się tak
skończyło.
-Mogła pomyśleć też o tym co się w niej znajduje, to co ma
pod sercem, a nie tylko myśleć o tym, by się dobrze zabawić i wypić.
–prychnąłem. –Sama doprowadziła do tego swoją wygodą i zachowaniem. –dodałem z
lekkim sarkazmem.
-Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało. –odparł kręcąc przy
tym głową z niezadowoleniem.
-A ty co, jakiś wywiad ze mną robisz? Na mój temat?
–warknąłem rozzłoszczony. Nie wytrzymałem dłużej. –Jeszcze powiedz, że jakaś
gazeta cię wynajęła, by sprowadzić Kota na dno? –parsknąłem sarkastycznie.
-Ale ona się zmieniła. –powiedział z lekkim smutkiem w
głosie. –Ona dobrze o tym wie, że źle postąpiła zdradzając cię i doprowadzając
do tego no… sam wiesz. –dodał. Spojrzałem na niego z niedowierzeniem. Od kiedy
oni się tak przyjaźnią? O ile w ogóle ich relacje można określić w taki sposób. –Mam nadzieję, że to przemyślisz. –wstał
ruszając w stronę drzwi. Po chwili się
zatrzymał obracając się w moją stronę. –Ty też się zmieniłeś stary. Nie poznaję
cię. –wyszedł z mojego pokoju
zostawiając mnie samego z tymi myślami.
Nie panując nad swoimi emocjami zacisnąłem dłoń w pięść.
Kostki zaczęły bladnąć, nie zważając na to z całej siły uderzyłem w ścianę.
Pisnąłem z bólu. W ułamku sekundy swój wzrok przeniosłem na piekącą rękę. Nigdy
dotąd nie czułem w niej takiego bólu, nawet po jakimkolwiek upadku na skoczni,
czy poza nią. Nigdy. Do tego ten widok. Cała była spuchnięta i sina, krwawiła,
a ja myślałem, że zaraz nie wytrzymam. Ból nie chciał mi odstąpić ani na
chwilę. Nie dawał za wygraną, a ja nawet nie miałem ochoty z nim walczyć. Nie
zamierzałem gdziekolwiek dzwonić po pomoc. Nawet wyjść z pokoju i udać się do
pomieszczenia obok, do naszego kadrowego medyka. Nic z tym nie zrobiłem.
Przysiadłem tylko na łóżku i skupiłem swój wzrok na bladej ścianie. Stała się
ona niesamowicie interesująca dla mnie w tej chwili.
W tym momencie czułem się okropnie jak nigdy dotąd. Nie
chodzi mi tutaj o tą „szkodę” jaką sam sobie wyrządziłem, ale o moje życie.
Tak, moje życie. Nigdy bym nie pomyślał, że mój przyjaciel mógłby stanąć po jej
stronie i to jeszcze będzie ją tak zawzięcie bronić. Kto, by pomyślał. –parsknąłem. A kto tutaj jest najbardziej tego
winny? Tego, że nasz związek się rozpadł
i nie było już ratunku z jakiejkolwiek strony? Wydaje mi się, że to jej zdrada
spowodowała, że tak się stało. To sprawiło, że moje życie się zaprzepaściło i w
jednej chwili obróciło się o 180 stopni. Jedna rzecz i od razu w niczym ci nie
idzie. Skoki już nie były zadowalające. Nie czułem tego co dotąd dawało mi chęć
do skakania. Nic. Kompletnie nic.
Dokładnie pamiętam tamto wydarzenie. Nie raz mi się ono
przyśniło, a zawsze było dokładnie tak samo. Po pewnym czasie przeobraziło się
w koszmar. Ta sama wymiana zdań, ten sam wyraz twarzy. Za pomocą snu mogłem
zobaczyć jak to naprawdę wyglądało. Byłem świadkiem, narratorem? Naprawdę kiedy
tylko przyznała mi się do tego co zrobiła miałem ochotę się na nią wydrzeć i
byłem w stanie wydobyć z siebie o kilka słów za dużo, lecz coś mnie
powstrzymało w tamtym momencie i zachowałem nieunikniony spokój mimo tego, że
tak naprawdę w środku cały się gotowałem.
Przez kilka dni miałem chęć pojechania do tego gnoja i zbić
mu tą śliczną mordkę. Tak, żeby się nie mógł pozbierać. Wszyscy wokół, by się
nimi brzydzili. Byłby wstrętny. Tylko po co mi to? Przecież jak usłyszałem te
słowa wyczułem, że między nami jest już koniec. Wszystko jest skończone, że nie
potrafiłbym jej tego wybaczyć i tak myślę do dziś. Sama mi to uświadomiła
podczas tego spotkania.
Co wtedy czułem, że już byłem gotowy tam pojechać?
Pewnie bałem się, że będę tego żałować do dziś, że znienawidziłaby
mnie jeszcze bardziej. Nie, to nie jest jeszcze to… Trudno jest mi teraz o tym
myśleć, gdyż miało to miejsce dobre cztery miesiące temu. Może tak naprawdę
nadal coś do niej czułem, a te słowa wypowiedziane przez nią nie zaprzepaściły
wszystkiego. No tak, pierwsza miłość nie rdzewieje, ale to dopiero teraz mogę
użyć takiego określenia. A wtedy? Wciąż czułem, że da się coś z tym zrobić, że
to nie może tak być. Po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że tu już nie ma
czego ratować. Nie ma to najmniejszego sensu. Zdradziła mnie i to wystarczyło,
by się to wszystko potoczyło w taki sposób.
[Cicha]
Kolejny dzień z rzędu spędzony w domu. Zero kontaktu ze
światem. Telefon wyłączony. Drzwi zamknięte na cztery spusty. Cisza. Nie
potrafię sobie poradzić. Nie znoszę samotności, ale tak mi teraz jest dobrze.
Cisza i spokój, to mi w zupełności wystarcza. Nigdy nie lubiłam być sama.
Zawsze wolałam być w centrum uwagi, blisko innych ludzi, którzy darzą mnie
sympatią. Od najmłodszych lat potrafiłam dostrzegać w ludziach dobro i ich
atuty. Dzięki temu zadawałam się z osobami, które znałam bez słów. Potrafiłam z
nich czytać jak z książek. Pomagało mi to w wielu sytuacjach. Były też takie
kiedy kuło mnie serce wiedząc co ta druga osoba może myśleć. Czasem nawet bałam
się zapytać co ona tak naprawdę o tym sądzi. Po prostu nie chciałam tego
wiedzieć.
08.03.2013r.
-Jestem! –usłyszałam
utęskniony mi głos dochodzący z korytarza co spowodowało, że zerwałam się z
kanapy.
-Tęskniłam! –wpadłam
mu w ramiona. Był zaskoczony moją reakcją, lecz nie ukrywał radości, która była
wywołana moją obecnością. –Nawet nie wiesz jak bardzo. –dodałam chwytając jego
twarz w dłonie. Tak jak zawsze kiedy wracał do domu. –Nie lubię jak mi to
robisz. –udałam obrażoną wyswobadzając się z jego objęć.
-Takie życie.
–uśmiechnął się łobuzersko po czym skradł pocałunek z moich ust.
-Kiedy kolejny wyjazd?
–zapytałam niechętnie kierując się w stronę salonu. –Wiesz, że za tydzień
urodziny mojej mamy. –dodałam siadając na swoim ulubionym fotelu znajdującym
się w kącie tego pomieszczenia nieopodal wielkiego, białego regału zapełnionego
książkami.
-Wiem o tym doskonale.
–odparł podchodząc do mnie. –Ale teraz się o to nie martwmy. Dziś jest twój
dzień. 8 marca jeśli dobrze pamiętasz. –ukucnął przede mną. –To dla ciebie.
–wręczył mi duży bukiet czerwonych róż i niemieckie praliny. Każda kobieta
pewnie w tym momencie, by mi zazdrościła czemu się nie dziwię.
-Dziękuję.
–odpowiedziałam z uśmiechem wtulając się w niego kolejny raz tego dnia. –Jesteś
wspaniały. –spojrzałam mu prosto w oczy po czym połączyłam nasze usta w
pocałunek. Był on pełen pasji jak i tęsknoty, której żaden z nas nie ukrywał.
Za każdym razem robiąc to czułam, że daje mi to szczęście i tym razem nie było
inaczej.
-A co tam u ciebie
słychać? –zapytał po chwili wpatrywania się w moje oczy kiedy zakończyliśmy
naszą rozkosz.
-Wszystko po staremu.
–odpowiedziałam wtulając się w niego jeszcze bardziej. Bije od niego to samo
ciepło co zawsze. Do tego jeszcze jego zapach perfum. Są idealne. W jego
ramionach zawsze czułam to samo. Bezpieczeństwo. Miłość. Troskę. Nigdy nie
czułam się przy nim obco, od dziecka między nami było coś więcej niż tylko
przyjaźń. Dopiero po kilku latach odważyliśmy się na takie uczucia. No i tak
zostało do dziś. Nie żałuję tej decyzji, ani przez chwilę jej nie żałowałam.
–Dziękuję, że jesteś. –wyszeptałam w jego szyję.
Najchętniej bym o tym wszystkim zapomniała, wymazała to ze
swojej pamięci. Ile bym dała, żeby zapomnieć. Ale tak się nie da. Dużo rzeczy
wciąż za dużo mi o nim przypomina. A te kilkanaście lat znajomości…
zaprzepaściłam wszystko jedną głupotą. Nienawidzi mnie. Nigdy nie będę w stanie
sobie tego wybaczyć. To za wiele. Tak, to wszystko się skończyło. Jedna głupota
zniszczyła 18 lat przyjaźni, a 7 lat związku. Moja pierwsza, wielka miłość nie
chce mnie znać. Tak, nie chce.
[…]
-Wszystko w porządku? –były to pierwsze słowa jakie
usłyszałam z ust swojej siostry. Wpuściłam ją do środka i zamknęłam za nią
drzwi. Spojrzałam jeszcze chwilę na nią kręcąc głową.
-Nic nie jest w porządku, Faustyna. –odpowiedziałam wracając
do salonu. –Nie daję sobie z tym rady. –dodałam siadając na ten przeklęty
fotel. –To mnie przerasta. –skuliłam się jak pies.
-Mów co się dzieje. –poczułam jej dłoń na moim ramieniu.
Drgnęłam lekko. Uniosłam nieśmiało głowę do góry łapiąc przy tym jej wzrok.
Martwiła się o mnie. Tak jak zawsze. Moja, mała Faustynka. Już zawsze będzie
dla mnie taką „małą” siostrzyczką.
-5 dni temu był u mnie. –zaczęłam. W gardle pojawiła się
gula, która uniemożliwiała mi dalsze kontynuowanie. To bolało. –To wszystko
jest skończone, rozumiesz? –moje oczy momentalnie się zaszkliły. –On już nie
chce mnie znać. –wydukałam z siebie. Blondynka wyciągnęła przed siebie ręce
przytulając mnie do swojego ciała. –Jaką ja jestem idiotką. –zaczęłam kręcić
energicznie głową. –Jestem skończoną egoistką. –dodałam przez zaciśnięte zęby.
–Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nawet sobie na to nie pozwolę!
-Maryna! –usłyszawszy jej donośny głos od razu spojrzałam na
nią. –Nie możesz tylko i wyłącznie siebie za to obwiniać. To nie twoja wina.
-Moja! –krzyknęłam wyswobadzając się z jej objęć.
-Nie twoja. –powiedziała uspokajając mnie. Znów tkwiłam w
jej objęciach.
-To dla mnie za dużo. –mruknęłam nieco uspokojona. Otarłam
samotną łzę spływającą po moim policzku i swój wzrok przeniosłam na nią.
-Posłuchaj mnie. –odchyliła mnie od siebie. Niechętnie na
nią spojrzałam czekając aż zacznie mówić. –Po pierwsze to nie będę prawić ci od
razu morałów. Na to przyjdzie jeszcze czas. –uśmiechnęła się lekko, dzięki
czemu napięcie pomiędzy nami nie było już takie uciążliwe. –Nie chcę ci też
gratulować błędu jaki popełniłaś. Nikt nie będzie ci bić za to brawa, gdyż to
było okrutne…
-Nie pomagasz. –wtrąciłam. Nigdy nie lubiłam gdy ktoś
poruszał ten temat. Nienawidzę siebie za to i sama wiem, że źle postąpiłam.
-Nie ukrywam, że zapewne znalazłby się jakiś idiota, który
zostałby twoim fanem, kiedy tylko, by poznał twoją biografię. –udała poważną.
-Faustyna. –warknęłam niezadowolona jej słowami.
-Chłopak ciebie rzucił, ale nie jest to powód, żeby zamykać
się w domu i nie mieć żadnego kontaktu ze światem. –parsknęła kiedy dotarło do
niej co właśnie powiedziała. –Wiem, że to była twoja pierwsza miłość. –szybko
zaczęła kontynuować kiedy zauważyła, że znów chciałam jej wejść w słowa. –Ale
wiedz, że nie jest to twoja jedyna jak i
ostatnia taka miłość. –swój wzrok skupiła na swoich dłoniach, którymi zaczęła
się bawić. –Tego kwiatu jest pół światu. –zaśmiała się, a ja tylko zmierzyłam
ją wrogim spojrzeniem.
-Daj spokój. –warknęłam siadając jak normalny człowiek.
-Nie dam ci spokoju dopóki nie wcisnę ci do tego głupiego
łba co powinnaś ze sobą robić. –uśmiechnęła się pogodnie nie odrywając ode mnie
wzroku. –Zawsze brałam z ciebie przykład, byłaś dla mnie wzorem. Ba!
–podskoczyłam z przerażenia. –Cały czas nim dla mnie jesteś. Kocham się
najbardziej na świecie jako siostrę i wybaczam ci ten głupi wybryk jeśli można
go tak nazwać, ale wiedz, że nie podzielam entuzjazmu za ten czyn. –westchnęła,
gdyż cały czas mówiła na jednym wdechu. –Moim zdaniem powinnaś wyjść na ludzi.
Wrócić do pracy, a co najważniejsze, odezwać się do Nataszy. Ona też się
martwi.
-Za kilka dni jadę do Związku do Krakowa i wracam z powrotem
do pracy na sezon. –mruknęłam. Ten fakt nie sprawiał mi jakiejś radości, gdyż
powrót do pracy wiązał się tylko z jednym – ciągłe spotkania i pojedyncze
wywiady z skoczkiem. Pokoje obok siebie, wspólne posiłki. Nie przeżyję tego.
-No i bardzo dobrze! –ucieszyła się niebieskooka. Z czego
ona tak się cieszy? –Musisz tam wrócić i za wszelką cenę nie możesz dać nikomu
za wygraną. Musisz pokazać, że jesteś silną kobietą i, że nie obchodzą ciebie
żadne, żałosne chimery twojego byłego. Wiem, że to boli kiedy go widzisz, ale
musisz być silną. Możesz mieć tam dwie twarze, ale rób to dla pracy. Wiem, że
ci na tym zależy. Przecież to twoje całe życie.
-To cholernie boli, Fausta! Sama myśl o tym wbija mi sztylet
w moje serce, które i tak już jest bez uczuć! –krzyknęłam, a ona jedynie
pokręciła głową z niezadowoleniem. Nadal zachowywała powagę od początku
rozmowy. Podziwiam ją. Karciłam się w myślach wiedząc co mnie czeka. Najgorsze
było to, że tak po prostu się na to w ogóle zgodziłam. Na ten szybki powrót.
Będę tego żałować.
-Chciałabym, żeby
moja starsza siostrzyczka była po prostu szczęśliwa. –pocałowała mnie w
policzek po czym mnie mocno przytuliła, tak jak zrobiłaby prawdziwa siostra.
-Wiem. –odparłam krótko. Może i między nami jest te 8 lat
różnicy, ale czasem mam wrażenie, że to ona jest tą rozsądniejszą. Pomimo tego,
że ma dopiero te swoje 16 lat, jest doświadczoną osobą. Potrafi przemówić
człowiekowi do rozsądku. Nigdy bym nie pomyślała, że wyrośnie z niej taka
kobieta jaką się stała.
-Zawsze będę po twojej stronie. –szepnęła mi do ucha. Czuję,
że ta rozmowa nabrała sił we mnie. Zrozumiałam, że trzeba pokonać lęk i stanąć
na przekór słabością, pomimo nieodpowiedzialnych błędów z przeszłości, które są
moimi słabymi stronami.
-Przepraszam. –powiedziała kiedy rozdzwonił się jej telefon.
–To mama. –dodała zerkając na ekran aparatu. Wcisnęła guzik przykładając
urządzenie do ucha. –Tak, jestem u niej. –zaczęła konwersacje z naszą
rodzicielką. Widziałam jak marszczy brwi na słowa, które usłyszała z drugiej
strony. Spojrzała się na mnie i westchnęła. –Nie wiem czy ona w ogóle, by
chciała. –przepraszała mnie wzrokiem. Nie wiem o co jej mogło chodzić, ale ten
wzrok mówił sam za siebie. Nieczęsto przeprasza mnie w taki sposób. –Myślę, że
ty sama powinnaś z nią porozmawiać. Ona tego potrzebuje. –dodała rozłączając
się. Głośno westchnęła po czym spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi tęczówkami.
–Mama chce, żebyś przyjechała do domu na jakiś czas. –rozejrzała się po moim
mieszkaniu. –Boi się, że sama tutaj zrobisz coś niewybaczalnego. –westchnęła z
bólem. –Po za tym, myślę, że przebywanie tutaj rani cię jeszcze bardziej. –na
jej twarzy pojawił się grymas. –Nie możesz wyrzucić tych zdjęć? –zapytała
zerkając na komodę. Jedno zdjęcie przy drugim, a na nich ja i on. Uśmiechnięci,
pełni życia. Całkowite przeciwieństwo obecnej mnie. Nie wydaje mi się, żeby on
to jakoś specjalnie przeżywał…
[…]
-Dobrze wiesz, że kiedy tylko zgodziłam się byś zamieszkała
bez nas to od tego czasu zasady się nie zmieniły. W dalszym ciągu tutaj jest
twój dom. Nie musisz bać się tutaj przyjeżdżać. Za każdym razem jesteś tutaj
mile widziana i twoi przyjaciele też.
-Nie widzisz, że ona ciebie w ogóle nie słucha? –udała
zirytowaną. –Nie męcz mi proszę siostry, mamo. –dodała po chwili kręcąc głową.
-Ja jej nie męczę. –odpowiedziała spokojnie. Swój wzrok
przenosiłam z jednej na drugą. –Ja tylko chcę jej wytłumaczyć kilka spraw.
–zaśmiała się ironicznie.
-Pff. Już widzę te kilka spraw. Dwie godziny męczarni.
Powodzenia siostra! –parsknęła sarkastycznie wstając od stołu szepcząc w moją
stronę ciche „przepraszam”.
-A idź już. –mama nie okazywała wściekłości ze swojej strony
do swojej młodszej córki. –Powiesz coś w końcu? –zapytała kiedy tylko upewniła
się, że znajdujemy się same w pokoju dziennym.
-A co mam ci powiedzieć? –odpowiedziałam pytaniem na
pytanie. –Mam ci mówić jaka to ja jestem głupia? –spytałam z nieukrywanym
sarkazmem.
-Nie mów tak, proszę. –powiedziała spokojnie. –Nie chcę,
żebyś tak o sobie mówiła. Córciu, spójrz na mnie. –chwyciła moją dłoń. Od razu
ogarnęło mnie jej matczyne ciepło. Jeden dotyk, a już czułam się bezpiecznie.
–Nie tak ciebie wychowałam. –zaśmiała się. Nie był to śmiech, który okazywał
zawód czy też zawarta była w nim ironia. Po prostu był to naturalny śmiech, który
miał na celu rozluźnienie tej sytuacji. –Jesteś cudowną kobietą. –swój wzrok
przeniosła na moją osobę, dzięki czemu ja też na nią spojrzałam. –Wyglądasz jak
ósmy cud świata, jesteś prześliczna, utalentowana i co najważniejsze, w życiu
kierujesz się intuicją. Każdy chciałby taką mieć, a ty musisz dać szansę innym.
–uśmiechnęła się do mnie gładząc palce u mojej ręki. Nie pamiętam, kiedy to
ostatni raz moje dłonie znajdowały się w objęciu ich. Teraz czuję, że brakowało
mi tego. –Wiem doskonale, że kochasz mocno i do końca, ale na swojej drodze do
szczęścia są też przeszkody. Niejedna się w nim zadłużyła, ale tylko ciebie
kochał bo pozwalałaś mu na to. Przyciągasz ludzi do siebie swoim charakterem.
Może i w pracy nie masz najlepszych kontaktów, ale przynajmniej jesteś sobą.
–westchnęła. –I za to ciebie właśnie kocham! –ścisnęła moją dłoń szeroko
uśmiechając się do mojej osoby. Było brak mi słów. To wszystko co powiedziała
to prawda. To są moje wartości. Od lat pracowałam na to, by ludzie mieli o mnie
takie zdanie, a nie inne, lecz jest jeszcze coś. Coś co nie pozwala mi być
dumną z siebie pomimo tych osiągnięć…
-Nie mów mi, że jestem idealna. –odparłam smutno. –Wszyscy
dobrze wiemy, że jest rzecz, która niszczy mnie od środka. Już nie potrafię być
tą samą osobą. –dodałam wstając od stołu. –Przepraszam. –szepnęłam wychodząc z
salonu zostawiając swoją rodzicielkę z tymi słowami. Chciałam jej dać czas na
przemyślenie. Nie chcę, żeby uważała mnie za perłę świata. Nie jestem ideałem i
już nigdy nim nie będę.
[…]
Koniec schodów był już za kilka stopni, a ja w dalszym ciągu
nie wiedziałam dokąd idę. Naprzeciwko mnie znajdują się dobrze mi znane drzwi.
To właśnie za nimi znajduje się moje dawne „królestwo”. Nacisnęłam lekko na
klamkę po czym moim oczom ukazał się obraz, który tak dobrze zapamiętałam.
Weszłam powoli do środka. Włączyłam światło, a pomieszczenie się rozpromieniło.
Cisza. Porządek. Tak jak zawsze tutaj było. Wszystko na swoim miejscu, tak jak
zostawiłam to 6 lat temu.
Okno zasłonięte jaśminową firaną, która zwisała z
drewnianego karnisza. Duże łóżko, na którym to teraz siedzę. Multum kolorowych
poduszek, które dodawały mu poczucie bezpieczeństwa były wszędzie. Czasem nie
było gdzie się ułożyć do snu, gdyż większą część łoża zajmowały właśnie one.
Mimowolnie uśmiechnęłam się na te wspomnienie. No co jeszcze tutaj? Szafy na
ubrania. Biurko z niemałą tablicą korkową, na której wieszałam karteczki z
datami sprawdzianów. Obok drzwi stoi szeroka komoda w kolorze dębowym, a na
niej mnóstwo zdjęć. Zawsze lubiłam w swoich czterech ścianach mieć taki mebel,
a na nim miejsce na wspomnienia. Podeszłam do niej. Stałam przed nią bez
czynnie wpatrując się w te wszystkie fotografie. Tak, sporo ich. Wzięłam kilka
i powróciłam na łóżko.
Chwyciłam w dłoń jedne z nich. Nie żałuję, że teraz
spoglądam właśnie na nie. No tak. Uśmiechnięty brunet, a u jego boku ja.
Byliśmy jeszcze dziećmi. Uśmiechnięta patrzę na jego twarz. Pamiętam ten dzień.
Ga-Pa. –szepnęłam kiedy w mojej
głowie pojawił się obraz z tego wydarzenia. Wtedy zdobył 1 miejsce drużynowo.
Było to jedno z pierwszych, większych jego osiągnięć. Swój wzrok przeniosłam w
dolny, prawy róg zdjęcia. „20 marca, 2003 rok”. 12 lat temu… jeszcze nie byliśmy razem. Dopiero 5 lat
później.
Zawsze uwielbiałam ten pokój. Był to taki mój azyl. Miałam
tutaj spokój. Kiedy drzwi były zamknięte każdy wiedział, że potrzebuję chwili
samotności. Ceniłam to i szczerze za to dziękuję wszystkim domownikom. Cały
czas pamiętam jak w wieku 18 lat opuszczałam ten dom, by zamieszkać ze swoim
chłopakiem. Przeprowadziłam się do tego samego mieszkania, w którym nadal
mieszkam. On się wyprowadził z powrotem do domu, a ja zostałam. Dużo serca
włożyłam w jego rozwój. Teraz mieszkanie jest tym moim azylem. Moim osobistym
miejscem spokoju.
Od czterech miesięcy mieszkam sama. Było mi ciężko przyjąć
to do wiadomości, ale daję radę. Mam przy sobie osoby, które zawsze mi pomogą i
murem staną za mną. Więc doceniam to. Nie ukrywam, że chciałabym to z nim
mieszkać. Ten dom stał się taki pusty. Nie ma go tam. Nie ma kto zapełnić tej
pustki. Zabić tej ciszy. Zostałam tam sama. Brakuje mi go i to cholernie.
Chciałabym znów być przy nim. Czy miłość mi wszystko wybaczy?
_________________________________________
Cześć i czołem!
Jestem wraz z pierwszą szansą nowego opowiadania. Mam nadzieję, że was nieco zachęciłam do dalszego czytania. Życzę wam miłych wakacji ;)
Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam, Alutka:*
P.S. Zachęcam także do wzięcia udziału w ankiecie, która znajduje się po prawej stronie.