[Cicha]
-Cieszę się, że postanowiłaś wrócić do naszej załogi.
Brakowało nam ciebie. –uśmiechnął się do mnie pracodawca. –Apollo już nie dawał
mi spokoju, cały czas mnie wypytywał kiedy wrócisz. Chyba jesteś jego
ulubienicą. –zaskoczył mnie tymi słowami. –No nie ukrywam, że bez ciebie nie
było tak jak zawsze. Naprawdę ci dziękuję, że znów jesteś z nami. –kąciki jego
ust uniosły się ku górze.
-Kocham to co robię, dlatego tutaj jestem. –odwzajemniłam
gest. –Trzeba spełniać swoje marzenia. –spojrzałam się w stronę trenera.
Wygląda tak jak zawsze. Sportowa bluza, dżinsy. Włosy, które nie każdy ma
„okazję” widzieć, gdyż zazwyczaj jest on przedstawiany widzom przed
telewizorami w gnieździe trenerskim, kiedy ma na głowie sponsorską czapkę.
Wracając do tych włosów, są czarne, ale ze względu na wiek są skazane na
pojedyncze siwe pasma. Mina zawsze ta sama. Mówi wszystko, ale też i nic.
Trudno rozgryźć co czuje ten mężczyzna. Podczas wywiadu często miałam z tym
problem, kiedy udzielał mi odpowiedzi na pytania zastanawiałam się czy on mówi
naprawdę czy ściemnia. Pomimo tego jest to wspaniały, wyrozumiały i pomocny
człowiek. Nie dziwię się chłopakom, że trudno będzie im się z nim rozstać po
zakończeniu tego sezonu.
-Właśnie takich ludzi szukaliśmy. –zaśmiał się. Zaczął
szukać w biurku jakiś papierów. Co chwilę przekładał jakieś z jednej sterty na
drugą, dalej szukając tego co potrzebne. –O! –odezwał się rozentuzjazmowany na
co podskoczyłam z przerażenia. Odwróciłam się w jego stronę, lecz zastałam
tylko wystającą głowę zza biurka na co zmarszczyłam brew. –Poszukałem to co
teraz jest najbardziej istotne. –wyłonił się zza meblu i zwrócił się w moją
stronę. –Tutaj jest plan pracy na najbliższy sezon, a co dalej będzie to już
nie mój interes. –rozłożył przede mną zestaw „informacyjny”. –Tutaj wszystkie
daty konkursów. –otworzył na kolejnej stronie. –No i tutaj najważniejsze dla
ciebie. –przed moimi oczami ukazało się kilka tabel, które już nie pierwszy raz
widzę na oczy. –W tym roku twoja praca będzie wyglądać nieco inaczej. –przewrócił
kartkę. –Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe, a to wszystko za sprawą
profesora związku. Jak coś to go bić, nie mnie. –zaśmiał się.
-Muszę jakoś to przeżyć. –uśmiechnęłam się. –To czym będę
się teraz zajmować? –zapytałam po chwili. Swój wzrok znów zatopił w literach
znajdujących się na kartach.
-A mianowicie cały czas jesteś na stanowisku dziennikarki
kadrowej. Tak jak to robiłaś, będziesz zamieszczać posty i zdjęcia na naszej stronie.
Do tego będziesz przeprowadzać więcej wywiadów i zajmiesz się co nieco
fotografią. –westchnął. –Myślę, że będzie ci to odpowiadać.
-Wywiady? –zapytałam z niemałym zdziwieniem. Właśnie tego chciałam najbardziej uniknąć. –w
mojej głowie zabrzmiało to dość bardziej koszmarnie.
-Tak. –odpowiedział stanowczo. –Nie musisz ganiać za
skoczkami z innych reprezentacji. Możesz ich zostawić dla innych. –zaśmiał się.
–Wystarczą naszym czytelnikom nasi chłopcy. –uśmiechnął się szeroko, a mi
momentalnie zrobiło się słabo. –Wydaje mi się, że stać cię na dużo więcej, a
wywiady w twoim wykonaniu zawsze były najlepsze. –dodał rozentuzjazmowany.
-Będę się starać robić to co w mojej mocy. –odparłam
spokojnie. Na zewnątrz próbowałam nic nie okazywać, a tak naprawdę wewnątrz
mnie wszystko zaczynało się gotować. Chyba nie mogłam inaczej wyobrazić sobie
tego sezonu.
-Cieszę się bardzo. –uśmiechnął się pogodnie znów
przeglądając jakieś papierki. –Jakieś pytania może? –zapytał zwracając swój
wzrok na moją osobę.
-Myślę, że nie. –odwzajemniłam jego poprzedni gest.
-No to w takim razie witam ponownie w pracy. –wyciągnął
swoją dłoń przed siebie po czym ja zrobiłam to samo i uścisnął ją mocno.
-Dziękuję, że to miejsce zostało wolne dla mnie, że
czekaliście. –uśmiechnęłam się wstając od stołu. –Dziękuję panie Łukaszu.
-Łukasz jestem. –zaśmiał się ponownie ściskając moją dłoń.
-Maryna. –znów się uśmiechnęłam.
-To w takim razie do zobaczenia na lotnisku do Klingenthal.
–odparł podając mi wszystkie zbędne papiery do pracy.
-Dziękuję. –odpowiedziałam zabierając ze sobą to co
potrzebne. –Do zobaczenia. –dodałam wychodząc z jego biura zamykając za sobą
masywne drzwi.
Idąc długim korytarzem wracały dawne wspomnienia. Na tym
holu znajdują się wszystkie niezbędne pomieszczenia w tym budynku. Między
innymi biura trenerów PZN, gabinet psychologiczny, fizjoterapeutyczny,
dietetyczny czy też nawet kawiarnia, w której cały czas ktoś jest. Nigdy nie
spotkałam się z tym, by wszystkie stoliki były puste. Zawsze ktoś jej
„pilnował”. Na końcu przejścia stoją duże, szklane drzwi dzięki, którym można
wyjść na piękny ogród siedziby PZN w Krakowie. Oglądając się na boki czytałam
kolejne tabliczki, które widniały na wejściach. Dębowe, dość ciężkie wrota
znajdowały się w równych odstępach od siebie, a na każdych marmurowe wizytówki,
które się nie zmieniły od ostatnich moich odwiedzin w tym miejscu. W mojej
torebce rozbrzmiał dźwięk telefonu. Usłyszałam magiczny głos Adele, który
spowodował, że na chwilę zapomniałam o całym istniejącym świecie. Po co ustawiam takie dzwonki? –skarciłam
się w myślach za tę głupotę.
“Everybody loves the
things you do, From the way you talk, To the way you move”
Muzyka, która dotarła do moich uszów wskazywała na to, że
ktoś próbuje się ze mną skontaktować. Odpięłam swoją torbę i zaczęłam w niej
grzebać w celu poszukania urządzenia, które cały czas wydawało z siebie
melodię. Znalazłszy „zgubę” odebrałam go od razu nie patrząc na wyświetlacz, na
którym wyświetlono numer osoby dzwoniącej.
-Maryna! –usłyszałam głos swojej siostrzyczki. –Możesz teraz
rozmawiać? –zapytała bez dłuższej przerwy na jakiekolwiek zastanowienie się.
-Słucham, Fausta. –odparłam wychodząc z budynku, z którym
żegnam się nie na długo.
-Gdzie jesteś? –zadała kolejne pytanie.
-Właśnie idę do samochodu. –odpowiedziałam schodząc po
nierównych schodach. Przed oczami pojawił mi się obraz sprzed roku, kiedy to
wywinęłam na nich orła. Wszystko to było spowodowane tym, że służba, która
powinna zająć się odśnieżeniem schodów tego nie zrobiła i w efekcie mój upadek.
Noga ześlizgnęła się ze stopnia. Bum! Leżę. Po drugiej stronie zapanowała
cisza. Zawsze gadała przez telefon jak najęta, niepodobne to do niej. –Mów co
się dzieje. –westchnęłam ciężko zatrzymując się w okolicy swojego pojazdu.
-Natasza przyjechała. –mruknęła. No tak, moja siostra nigdy
nie przepadała za moją najlepszą przyjaciółką. Według niej jest to wredna, ruda
osoba, dla której liczy się tylko sława i cyferki na koncie. Multum cyferek w
banku.
-Nata? –spytałam upewniając się.
-Tak, siedzi na dole w kuchni i rozmawia o czymś z mamą.
–odpowiedziała zniesmaczona. –Weź do niej zadzwoń, że wrócisz późno, albo coś.
Denerwuje mnie ta baba.
-Faustyna! –warknęłam. –Nie mów tak o niej. Poza tym jest
starsza od ciebie o dobre 8 lat. Trochę szacunku. –dodałam po chwili wsiadając
do auta.
-Ta, respekt. –mruknęła niezadowolona.
-Powinnam być za 2 godziny w domu. –westchnęłam opierając
głowę o fotel.
-Nie da się szybciej? –zapytała nerwowo.
-Ja nie Formuła1. –odparłam. Po chwili usłyszałam ironiczny
śmiech dochodzący z drugiej strony.
-Dobrze. –powiedziała po dłuższej chwili ciszy. –Jedź
bezpiecznie. –dodała z troską w głosie.
-Tylko jej nie zabij, proszę.
-Postaram się. –wyczułam to jak zaciska zęby.
-Do zobaczenia w domu. –dodałam zakańczając rozmowę. Po
rozłączeniu się mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą.
Odłożyłam telefon na bok po czym zapięłam pas. Przekręciłam
kluczyk w stacyjce i po chwili ruszyłam z parkingu. Odświeżacz w moim aucie
zawsze wydawał mi się być innym. Za każdym razem, kiedy wsiadałam do pojazdu
czułam inny zapach, lecz w dalszym ciągu był to ten sam pojemnik z olejkiem.
Tym razem było tak samo. Nie wiem jak to możliwe. Od kilku tygodni jest to dla
mnie wielką zagadką.
Przejeżdżając obok
tablicy z przekreślonym napisem Kraków
poczułam ulgę. Koniec z denerwującymi odgłosami klaksonów niecierpliwych
kierowców, pisku opon, ciągłego zatrzymywania się na światłach i wielu innych
rzeczy, których nie lubię na drodze w miastach. Nienawidzę tego. Wjeżdżając na
Zakopiankę postanowiłam włączyć radio. Nie ukrywam, że z muzyką samochód
prowadzi się o niebo lepiej, a gdy do tego dojdzie jeszcze śpiew, droga minie
szybciej niż się tylko to wydaje.
Wybrałam swoją ulubioną stację muzyczną – RMF.FM. Już po chwili do moich uszów
dotarł jeden z największych przebojów lat 60, który zaliczał się do mojej
„listy przebojów”. Another Day in Paradise.
Oh, think twice, 'cause it's just another day for
You and me in paradise
Oh, think twice, 'cause it's just another day for you,
You and me in paradise.
[Skarb]
-Ty idioto! –ze snu wyrwał mnie donośny głos. Niechętnie
otworzyłem oczy. Od razu swój wzrok uniosłem do góry. Przed oczami miałem
mozaiki. Ta, niespodziewana pobudka robi swoje. Obejrzałem się na tylnie
siedzenie. Kubacki wrogo spoglądał na niewinnego Bieguna, który patrzył na
niego błagalnym wzrokiem.
-Gdybyś trochę pomyślał to, by nic się nie stało cwelu. –nie
ograniczali się w słowach. Mówili to co na język wpadnie.
-Oni tak cały czas czy dopiero zaczęli? –zapytałem kierowcy
wracając wzrokiem do przodu. Na autostradzie ruch, nic nowego.
-Zazdroszczę ci, że spałeś. –odparł Kuba. –Naprawdę nie wiem
jak ty z nimi wytrzymujesz na wyjazdach. –pokręcił głową z niezadowoleniem nie
odrywając wzroku od drogi.
W końcu chwila spokoju. W samochodzie można było usłyszeć
muzykę, która leciała z radia. Znów odwróciłem się do tyłu, by się dowiedzieć
co spowodowało ciszę w aucie. Spali. Kiedy ich zobaczyłem po prostu chciało mi
się śmiać. Jak małe dzieci. Nie tylko ich zachowanie dawało do myślenia, ale
też ten widok. Dawidowa głowa spoczywała na biodrze Krzyśka. Na biodrze?! Tak,
można powiedzieć, że ten starszy z nich spał na młodszym. Gdzie nogi Bieguna?
Nigdzie indziej jak na kolanach tego drugiego. Nie wnikam jak oni to zrobili.
Wiedząc, że „dzieci” śpią, w spokoju mogłem przyglądać się widokom
za szybą pojazdu. Jeszcze raz spojrzałem w stronę kierowcy. Cały mój brat –
pilny kierowca. Słońce, które dziś zaszczyciło nas swoją obecnością odbijało
się w jego okularach przeciw słonecznych, które spoczywały na jego nosie.
Odwróciłem się, by oglądać coś bardziej ciekawego niż widok
Kuby, który prowadzi auto. Jeszcze mam
podziwiać jego koszulkę? –karciłem się w głowie, ironia mi nie odstępowała
na krok gdy o czymś dziś tylko pomyślałem. Na
dzisiejszą przyjaciółkę mianuję – Ironie! –wygłosiłem mowę po czym biłem
się w myślach. Debil –pomyślałem
wyglądając za szybę pojazdu.
Góry. Jak ja kocham ten widok. Mimo tego, że codziennie
budząc się mam taki widok za oknem. No może prawie zawsze. Kraków i podróże mi
to odbierają. Za to właśnie jestem czasem zły, na te ciągłe przemieszczanie
się, z miasta do miasta. Ciągłe odwiedzanie znanych mi już miejsc z poprzednich
sezonów. Męczarnia. Masakra. Porażka. Nie ukrywam, że istnieją także plusy tych
wyjazdów. Można czasem się oderwać od rzeczywistości. Wyjść gdzieś. Iść nie
wiadomo gdzie. Odnaleźć cudowne miejsce. Mieć je tylko dla siebie. Choć co z
tego, że i tak za kilka dni stąd wyjadę i znów zrobię to samo co tu w innym
miejscu, w innym kraju, gdzieś na drugim końcu świata.
Mamy dobrą połowę listopada. Śniegu brak. Słońce. Chociaż coś. –westchnąłem wypatrując za
auto. Od małego dziecka miałem do czynienia z takim otoczeniem, krajobrazem
jakim są góry, doliny i hale naszych, polskich tatr. Doskonale wiem, że do Alp
jest im daleko, ale dla mnie są one wszystkim. Tutaj się wychowałem. Może i nie
jestem prawdziwym góralem, gdyż nie urodziłem się tutaj w Zakopanem, tylko w
Limanowej. Nie potrafię używać tutejszej gwary, nie posiadam prawdziwego stroju
góralskiego. To co ze mnie za góral? No żaden! Mimo tego ten region jest moją
małą ojczyzną.
Poznałem tutaj wiele przyjaciół. Wykształciłem się tutaj. No
i… znalazłem tą miłość swojego życia. No tak, miłość swojego życia… Tak,
poznałem ją. Rozkochała mnie w sobie, ale też i zdradziła co doprowadziło do
tego, że dziś nie jesteśmy już parą. Pomimo tego wciąż kocham to miasto.
Wciąż się śmieję wspominając sobie nasze pierwsze spotkanie.
Tak, kopa lat temu, ale nadal je pamiętam. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Ja
pod górkę, a ona na początku. Miałem wtedy 6 lat, ona także, byliśmy z tego
samego rocznika. Dzieliło nas tylko 5 miesięcy.
Było to lato. Tak jak każde dziecko korzystałem z tej
pięknej pogody. Nigdy nie lubiłem siedzieć w domu. Zawsze wolałem spędzać ten
swój wolny czas aktywnie, na dworze. Zostało mi to do dziś. Nie potrafię
usiedzieć w miejscu. Muszę iść pobiegać, albo na rower. Nie lubię siedzieć
bezczynnie w fotelu i wpatrywać się w jakieś seriale, które ukazują „mydlany
świat”.
15.07.1997r.
Razem z bratem
jeździłem rowerem niedaleko rodzinnego domu. Naciskałem na pedały ile sił w
nogach, byleby wyprzedzić Kubę. Wiatr we włosach, w uszach szum. Nic się nie
liczyło. Wygrałem to starcie.
-Patrz jak jeździsz.
–usłyszałem obolały głos jakiejś
dziewczyny. Nic nie widziałem. Przed oczami miałem tylko ciemność. Czułem tylko
ból i coś jeszcze… leżałem na kimś. Dotarło do mnie, że zgniatam tą osobę.
-Matko! Nic ci nie
jest?! –wstałem na równe nogi jak głupi. Chciałem się dowiedzieć czy jest cała.
Nigdy nie leżałem na kimś po wypadku, dlatego też nie wiem jakie są tego
skutki, a w te filmy to ja nie chcę wierzyć. Bo co takie „science fiction” da
mi w życiu? No nic, tylko będę sobie wyobrażał jak to wyglądałoby w takim filmie,
a nie w realistycznym świecie.
-Gdybyś jechał nieco
ostrożniej pewnie nie miałabym tylu zbędnych siniaków. –wskazała na swoje nogi,
na których faktycznie znajdowały się świeże sińce. –O patrz! –krzyknęła tak
głośno i niespodziewanie, że aż podskoczyłem. –Krew też mi leci. –patrząc na
nią chciało mi się śmiać. Miny, które pojawiały się na jej buzi były bezcenne.
Choć mama mnie uczyła, że z cudzego nieszczęścia nie wolno się śmiać. Po prostu
nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. –Co rżysz?! –warknęła niezadowolona.
Wstała po woli i ruszyła w moim kierunku. Cała pewność siebie zniknęła tak szybko
jak przyszła. Bałem się jej. Wzrok, który mnie mierzył nie wskazywał na nic
dobrego. Była wściekła na mnie. Może nie za to co jej zrobiłem tylko za moje
zachowanie. No tak, zachowałem się dość niestosownie.
-Dobrze, przepraszam.
–powiedziałem najszybciej jak potrafiłem. Wtedy się zatrzymała i zaczęła się
śmiać. –Co tobie? –zapytałem nieco przerażony tą sytuacją.
-Wystraszyłeś się
mnie. –zobaczyłem na jej twarzy szczery uśmiech. Nabrała mnie. Słusznie. Sam
postąpiłem o wiele gorzej. –Przepraszam, że tak ciebie nastraszyłam. –zaśmiała
się. Dopiero teraz zobaczyłem jej całą twarz. Czekoladowe oczy, tak jak moje.
Białe zęby, które dodawały uroku jej uśmiechowi. Włosy co chwilę rozwiewał
wiatr. Były niczym krucza czerń. Jej cera była zadziwiająca w takim młodym
wieku. Delikatna, nawet nie trzeba było jej dotykać, by to stwierdzić. Jasna
jak i piękna. Nie ukrywam, że jej widok robił niezłe wrażenie, pomimo tego, że
oboje byliśmy w bardzo młodym wieku.
Poznaliśmy się w dość nietypowy sposób. To właśnie od tamtego
dnia zostaliśmy przyjaciółmi. Nie ukrywam, że te 11 lat przyjaźni dużo mnie
nauczyło. To ona mnie nauczyła. Była całkiem inna ode mnie co dawało nam wiele,
ciekawych możliwości. Niby ludzie mówią, że powinno się mieć przyjaciół, którzy
lubią to samo co my, a jednak. Mówią też, że to przeciwieństwa się przyciągają.
No tak, zgadzam się. Byliśmy jak dwie krople wody. Z biegiem czasu doszło do
tego, że mieliśmy wspólne pasje. Ja poszedłem w skoki narciarskie, a ona
zainteresowała się dziennikarstwem co dało nam dużo czasu razem. Na wyjazdach
była razem ze mną, od kiedy rozpoczęła pracę w redakcji i zajęła się tą
dyscypliną sportu.
Nadal obydwoje kochamy sport. Doskonale pamiętam nasze
wspólne przygody z aktywnością fizyczną. Miewaliśmy tak zwane „wzloty i
upadki”. Tak, każdy z nich nas hartował jeszcze bardziej. „Co cię nie zabije,
to cię wzmocni” –prawdziwe słowa. 100% prawdy. Żadnej fikcji.
Nie ukrywam, że uwielbiam wracać do wspomnień, a szczególnie
do tych. Wspaniałych. Niesamowitych. Zadziwiających. Określeń jest wiele… Ale
to boli. Cholernie boli. Choć nadal myślę, że wspominając te chwile mogę być
szczęśliwym chociaż przez te ułamki sekundy. To czasem potrafi zrekompensować
mi ten cały ból. Warto jest to robić nawet, kiedy to rani.
Nie mogę uwierzyć, że przez jedną głupotę nie jesteśmy już razem.
Nie ukrywam, że chciałbym do niej wrócić, ale zdradziła mnie. Mógłbym jej to
wybaczyć, na pewno, ale cały czas coś mnie powstrzymuje. Coś co nie pozwala mi
się do niej zbliżyć na „niebezpieczną” odległość.
[Cicha]
-Nata! –krzyknęłam uradowana widząc swoją przyjaciółkę.
Siedziała na wysokim stołku kuchennym przy blacie nieopodal okna prowadząc żywą
rozmowę z moją mamą. Jak zawsze wyglądała nienagannie. Jej włosy pachniały na
kilka, dobrych kilometrów, zapach jej perfum tak samo. Wysoka pieguska, kiedy
tylko mnie zobaczyła poderwała się z miejsca zostawiając moją rodzicielkę samą
podążyła w moim kierunku.
-Ty żyjesz. –buchnęła śmiechem przytulając się do mnie.
–Dlaczego nie dzwoniłaś? –zapytała patrząc mi prosto w oczy. Z tym pytaniem
poczułam się niekomfortowo. Nie odzywałam się, po prosto potrzeba mi było
spokoju. Nie odpowiedziałem jej nic, tylko smutno spojrzałam na nią. Po chwili
jej oczy się zaszkliły. –Martwiłam się. –wypowiedziała z trudem.
-Ale żyję. –próbowałam rozluźnić tą sytuację suchym żartem,
ale na nic. Rozpłakała się. –Nata, nic się nie stało. Zostałam tylko rzucona
przez chłopaka. –zaśmiałam się krótko, lecz po chwili dotarł do mnie sens
wypowiedzianych wcześniej przeze mnie słów. Zabolało. Przytuliłam się mocno do
niej po czym uwolniłam łzy.
-Ale to był on, nie jakiś inny facet. Maryna! –potrząsnęła
mną. Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem i tylko przytaknęłam. Tylko tyle. Nie
stać było mnie nic więcej. Miała racje. Stało się dużo. To było on… nie jakiś
inny facet. W środku boli mnie jak cholera jak tylko sobie o tym przypomnę.
Wszystkie wspomnienia wracają. Od tego nie da się uciec.
[…]
-Boże, jak ty cierpisz. –usłyszałam jej obolały głos. Odwróciłam
się o 90 stopni i ujrzałam jej smutną twarz. Już sam głos mówił wiele. Jest
moją przyjaciółką, znam ją nie od dziś. Starała się zawsze być przy mnie, kiedy
było coś nie tak. Kiedy on nie mógł, to była ona. –Dlaczego to wszystko tutaj jeszcze
trzymasz? –zapytała zerkając na drewnianą komodę po czym ślimaczym ruchem do
niej podeszła, tak jakby się jej bała. –Ja bym tak nie potrafiła. –powiedziała
smutno stojąc plecami do mnie. Mimo tego, że stała tyłem do mnie miałam pełną
świadomość tego jaka mimika twarzy jest teraz wyrysowana na jej buzi. W ręku
trzymała jedną z wielu ramek ze zdjęciem. Akurat temu jednemu. Przyglądała się
jemu uważnie. Analizowała je. –Wyglądaliście tak uroczo. –odezwała się po
dłuższej ciszy. Pozwoliłam jej, by kontynuowała, gdyż lubiłam słuchać jak mi
opowiada. Jej głos był przyjazny uszom, dlatego też nie miałam nic przeciwko
temu. Ułożyłam się wygodnie na swoim łożu poprawiając kilka poduszek i
wytężyłam słuch. –Wyglądacie jak jedna kropla wody. Te same uśmiechy, te same
spojrzenie. To spojrzenie, którym się obdarzaliście. To było magiczne. Zawsze
wam siebie zazdrościłam. –zaczęła się zagłębiać. Zawsze lubiła to robić. Jest
ona osobą, która szybko popada fascynacji. Nigdy nie ma momentu, żeby coś ją
nudziło. Nawet najnudniejsze wykłady na dziennikarstwie, a to była największa
męczarnia, tak jakbyśmy musieli tam siedzieć za karę i słuchać gawędzenia
profesora w podeszłym wieku, który już dawno powinien przejść na emeryturę.
–Nigdy nie mogłam się napatrzeć na to zdjęcie. –od razu domyśliłam się, o które
ze zdjęć może jej chodzi. Zawsze temu zdjęciu podzielała najwięcej swojej uwagi
jak i podziw. Nie ważne, że to tylko kawałek papieru fotograficznego. Na pozór – zwykłe zdjęcie. Kiedy się jemu
przyjrzymy uważnie zrozumiemy o co tutaj chodzi. Tak zawsze Natasza mówiła
o tym zdjęciu. –Od najmłodszych lat już
można było stwierdzić, że będziecie razem. –tak, to prawda. Sama mama mi
mówiła, że za kilka lat otrzyma zaproszenie na nasz ślub. Znów zabolało. –Nadal do siebie pasujecie. –westchnęła po
chwili w końcu odwracając się w moją stronę. Spojrzała mi w oczy po czym
wypuściła z siebie głośno powietrze. –A gdzie ten ślub? –próbowała się
uśmiechnąć. Tak się nie da. Nie z tego powodu, nie tych słów.
[…]
Swoim wzrokiem zmierzyłam okno, które jest zasłonięte
jaśminową firaną. Puszystą poduszkę leżącą niedaleko mnie niepewnie
przyciągnęłam do siebie, po czym tuliłam się do niej nie odrywając wzroku od
szyby. Padał deszcz. Uspokajający widok. Dla większości ludzi widok
odbijających się kropli wody o szybę jest dość nie sympatyczny. Dla mnie też
zależnie od jego stopnia. Taki mnie uspokaja. Wolno opadająca ciecz nie robi
takiego hałasu, kiedy burza trwa w najlepsze.
Wpatrując się w cienie czułam się niezwykle spokojna.
Wszystkie złości odeszły na bok. Złości na wszystko. Czułam się inaczej. Byłam
w pewnym sensie czysta… choć nadal coś mi przeszkadzało. Powrót do pracy. Tak,
bałam się pierwszego dnia w pracy. Boję się jak to będzie wszystko wyglądać.
Jak będą wyglądać moje relacje z resztą kadry. Wiem, że mogę polegać na
trenerze. Wiem, że po tym sezonie władzę nad chłopakami przejmie ktoś inny. Nie
ukrywam, że będę tęsknić za Łukaszem. Przez te dwa lata współpracy znaleźliśmy
wspólny język. Zawsze mogę mu zaufać, a w razie jakiegoś problemu mogę się
zwrócić do niego. Niestety nie wie jeszcze jednej rzeczy… na pewno nie chcę,
żeby to się odbiło o drużynę.
Nie tylko to zajmowało moją głowę. Nie tylko tym się
przejęłam. Wszystkie żale do samej siebie odeszły w dal z czego jestem
niesamowicie zadowolona. Chęć nienawiści do innych opuściła już mnie dawno,
choć nadal coś mi pozostało. Może i już nie mam żalu do niego, to nadal mam żal
do siebie. Nie wielki, ale jest jeszcze jakiś żal.
Po rozmowie z moją przyjaciółką zrozumiałam, że przeszłość
nie powinna mieć wpływu na przyszłość. Powinnam odżyć. Zająć się sobą. Zabolało
coś, ale przemówiło mi do rozsądku. Nie ukrywam, że sama czasem nie potrafię
sobie poradzić. Gubię się w tym wszystkim. Przychodzi taki czas, kiedy robię to
co inni mi karzą, gdyż sama nie wiem co ze sobą zrobić. Pomimo tego, że
pokazała mi jak powinnam postąpić ja dalej nie wiem czy powinnam to zrobić. Czy
powinnam zapominać o przeszłości. Poznawałam się na nowo dzięki niemu. Pokazał
mi kim jestem naprawdę. Takich rzeczy nie da się wymazać z pamięci. Stara miłość nie rdzewieje. No tak,
nadal go kocham. Nadal mam wielki żal do siebie. Samej siebie nie oszukam! Taka
jest prawda. Oszukuję siebie na każdym kroku mówiąc sobie, że jest dobrze, że
dam sobie radę. Tak naprawdę jestem słaba. Już nie jestem tą samą pewną
dziewczyną co kilka lat temu. Nie wiem nawet, która twarz była prawdziwa… czy
pewna siebie, niezależna kobieta czy, ta która czegoś doświadczyła w życiu i
stała się całkiem inną osobą.
Tak, chciałabym wrócić do tamtych dni. Tamtych, w których
uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Byłam szczęśliwa bo miałam go przy sobie.
Nie da się o tym zapomnieć mając te słowa w głowie:
„Wyglądacie jak jedna kropla wody. Te same uśmiechy, te same
spojrzenie. To spojrzenie, którym się obdarzaliście. To było magiczne. Zawsze
wam siebie zazdrościłam.”
„Od najmłodszych lat już można było stwierdzić, że będziecie
razem.”
„Nadal do siebie pasujecie.”
„A gdzie ten ślub?”, kiedy zapytała mnie tymi słowami
najbardziej zabolała mnie jej mina. Słowa te słyszałam już wcześniej od innych…
ale to ten wyraz twarzy mnie okaleczył. Smutek. Rozpacz. Zawód. Było tam
wszystko co jest bliskie płaczu i załamania.
Byłam głupia. Cholernie głupia. Nie wiem kim trzeba być,
żeby zrobić takie świństwo. Nie tylko sobie, ale innym ludziom, którzy ciebie
otaczają. Tym, którzy w ciebie wierzą. Wiedzą, że mogą na tobie polegać. Za
wszelką cenę chcę się odzyskać tych, których się straciło. Zapłacilibyśmy nawet
największą cenę, by cofnąć czas, by móc być z powrotem u boku tamtych osób.
Tylko czy miłość nam to wybaczy?
_______________________
Cześć i czołem!
Jestem wraz z kolejną szansą. Mam nadzieję, że się podoba i się nie zawiodłyście na mnie ;)
A jak tam mijają Wam wakacje? Ja dopiero wróciłam z gór. Zwiedziłam Beskidy i nieco okolicy. A mianowicie Szczyrk i Wisła zostały przeze mnie zwiedzone! Pogoda dopisała choć nic na to z początku nie wskazywało.
Wiem, że dużo tych wakacji Nam już nie pozostało, ale życzę Wam aby te ostatnie dni były spędzone jak najlepiej, by ten powrót do szkoły nie był bolesny!
Pozdrawiam, Alutka ;*
P.S. Zostawiam Wam kilka zdjęć z mojej wyprawy. Jako zapalony łazik górski powiem Wam, że warto chodzić po tych górach. Widoki niesamowite!
"Słońce gór szybciej zbliża niż rozrywki miasta." |
"Góry dają człowiekowi, poprzez zdobywanie wzniesień nieograniczony kontakt z przyrodą – poczucie wewnętrznego wyzwolenia, oczyszczenia, niezależności." |
"...wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie,a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność..." |