[Cicha]
Spojrzałam na kalendarz wiszący obok zegara. 19 listopada. –westchnęłam głośno
marszcząc przy tym brew. To już dziś.
–mruknęłam biorąc swoją torbę. No tak, dziś powracam do tak zwanej „szarej
rzeczywistości”. Tak naprawdę nie widzę żadnego powodu, by ta praca przynosiła
mi jakiekolwiek powody do radości. Już nie. Nie jest już tak samo jak dawniej.
Trochę się pozmieniało… A na samą myśl o tym, że będę musiała przeprowadzać
wywiad z jednym i drugim, sam na sam, w jednym pomieszczeniu, w cztery oczy…
robi mi się po prostu nie dobrze. Zmieniłabym tą pracę, ale przypominając sobie
to, ile radości mi ona sprawiała, ilu cudownych ludzi poznałam… to mnie właśnie
zatrzymuje. To dodaje mi chęci. Jest to moją motywacją do tej pracy. Doskonale
wiem, że gdyby tylko moja działka została zwolniona, chętnych znajdzie się
wielu. Oni tylko czyhają na ten odpowiedni moment. Doskonale wiem, że wielu mi
tego zazdrości. Wiem, bo sama kilkanaście lat temu zazdrościłam tego innym.
Byłam na ich miejscu.
Usłyszałam samochodowy klakson, który dobiegał sprzed domu.
Szybko zerknęłam przez okno, kiedy tylko zauważyłam pojazd na podjeździe
mimowolnie się uśmiechnęłam. Wiem, że ta droga minie mi szybko i w miłym
towarzystwie, nie będę się nudzić. Założyłam na swoją rękę zegarek, na który to
jeszcze szybko rzuciłam okiem. Jak
zawsze. Punktualny. –znów kąciki moich ust uniosły się ku górze. Wzięłam ze
sobą potrzebne bagaże i ruszyłam w kierunku korytarzu. Po ubraniu się w
sztabową kurtkę i inne gadżety od sponsora udałam się do auta zamykając za sobą
drzwi za pomocą klucza.
Wsiadając do auta westchnęłam co nie uszło uwadze mojego
towarzysza. Wlepiłam wzrok w przednią szybę oczekując na odjazd pojazdu. Ale nic.
Żadnego ruchu, czułam jedynie na sobie jego uciążliwe spojrzenie. Nie podobało
mi się to. Nigdy zresztą nie lubiłam tego jak ktoś mi się przygląda bez mojej
niewiedzy.
-Mam ochotę ci przywalić. –warknęłam nadal nie patrząc na
niego. Zaśmiał się krótko.
-Nadal taka sama. –uśmiechnął się szeroko. –Choć niektórzy
myślą, że jesteś całkiem inną osobą. –zrozumiałam o co mu chodzi. Od razu w
mojej głowie pojawił się jego obraz. Chciałam się go jak najszybciej pozbyć z
głowy. Myśląc o nim w czyimś towarzystwie czuję się dość nieswojo.
-Ty im wierzysz? –zapytałam. Wiedziałam, że trafiłam w
sedno. Nie chcę nawet wiedzieć jakich głupot na mój temat musiał się nasłuchać
blondyn.
-Nie oszukuj się. –odpowiedział natychmiast. Zdałam sobie
sprawę z tego, że on także potrafi ze mnie czytać jak z książki. Nie odbijaj piłeczki bo do szału mnie
doprowadzasz. –nigdy nie lubiłam jak ktoś wiedział co czuję. Zawsze czułam
się głupio.
-Wiem. –spuściłam głowę w dół. –Rzuciłam to wszystko.
–uniósł moją głowę do góry. W jego oczach tkwiła nadzieja. Ja miałam tą
nadzieję w sercu. Bo nadzieja umiera ostatnia.
-Rozmawiałem z nim. –powiedział po chwili ciszy. Nie chcę
słuchać o nim.
-Nie, proszę nie mów mi o tym. –wiedziałam, że gdyby tylko
zaczął uległabym. Za dużo wspomnień.
-Dobrze. –kąciki jego ust nieśmiało uniosły się do góry.
-Chcę żyć w spokoju. –dodałam udając silną, gdyż fakt, że
prowadził z nim rozmowę trafił we mnie znacząco. Poczułam ciepło na mojej
dłoni. Od razu przeniosłam swój wzrok na kończynę. Mimowolnie się uśmiechnęłam
widząc jego rękę na mojej. –Dziękuję Dawid. –spojrzałam się na niego.
Pojazd ruszył spod domu w stronę naszego celu, a mi od razu ulżyło.
Nie chcę, by droga do Krakowa ubiegła nam na temacie jego osoby. Nie chcę o nim
z nikim rozmawiać, już wolę sama w domu, do poduszki się wypłakać i krzyczeć
jaka to ja jestem głupia. Po drugie jest on chłopakiem. Zapewne w ogóle ta
rozmowa nie miałaby składu. On myślałby całkiem o czymś innym niż ja. Nie ma
przyjaźni pomiędzy kobietą, a mężczyzną. Sama się o tym przekonałam…
[…]
-Nadal mi nie
powiedziałaś gdzie wtedy byłaś. –usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Nie był
zły. Nie na długo –pomyślałam. Nie
wiem jak mu to powiedzieć. Nie raz układałam sobie w głowie to jak mam mu o tym
opowiedzieć. Wiem jedno – to się nie skończy za dobrze.
-Maciek…
-Wiem, że od jakiegoś
czasu między nami nie było kolorowo. Chciałbym ciebie przeprosić. –poczułam jak
bierze moje dłonie. Ciepło. Zawsze lubiłam to ciepło. Znałam je nie od dziś.
Ale coś mnie pokierowało do tego, aby wyswobodzić się z jego uścisku. Coś już
mi nie pasuje. Nie jest tak jak kiedyś. Coś się zmieniło. Coś się we mnie
zmieniło. Kiedy tylko się dowiedziałam, że zabiłam własne dziecko poczułam wstręt
do siebie jak i do naszego związku. Choć to co razem tworzyliśmy od pewnego
czasu nie można było już tak nazwać.
-Byłam w ciąży.
–wielka gula w gardle uniemożliwiała mi wydobycie z siebie więcej. Spojrzałam
na niego pewnie. Obiecałam sobie, że będę teraz silna. Nie dam mu po sobie
pokazać.
-Jak to byłaś?
–zapytał spokojnie. Nie krzyczał. Naprawdę jestem mu za to wdzięczna. Czuję w
nim wsparcie. Ale nie na długo.
–znowu tak pomyślałam. Tak prawda…
-Zabiłam je. –powiedziałam
z wielkim smutkiem. Trudno mi przychodzi o tym mówić.
-Cicha, jak to?
–spojrzał się na mnie ze smutkiem w oczach. On jeszcze nie wie co tak naprawdę
za tym stoi. –Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Pomógłbym ci we wszystkim.
Nie pozwoliłbym ci na te wszystkie imprezy. Gdybym tylko wiedział. Gdybyś mi
powiedziała byłoby inaczej.
-Przez własną głupotę
je straciłam. –poczułam jak po moim policzku spływa łez. Od razu ją otarł.
Wspiera mnie. Zabolało mnie to. Myślałam, że mogę być silna. Ale to za wiele…
Takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień.
-Mogliśmy być
szczęśliwą rodziną… -nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Musiałam to jak
najszybciej wyprostować.
-Nie Maciek.
–przerwałam mu. –Ty mnie nie rozumiesz. –uśmiechnęłam się lekko, na ile to w
ogóle było możliwe.
-Co ty mówisz?
–zapytał niemal od razu. Strach minął. Czułam, że kiedy mu to powiem nie będę
czuć bólu. Między nami się pozmieniało. „Ograniczone” kontakty. Nie
dogadywaliśmy się od pewnego czasu. To co było kiedyś, zniknęło. Tak po prostu
przygasło to uczucie. Nie było tematów do rozmów, a w jego towarzystwie czułam
się nieswojo. Stąd ten cały mój „wybryk”. Wiem, że to nie było jedynym powodem
do mojej zdrady. Coś innego mnie podkusiło. Nadal zadaję sobie to jedno
pytanie: Co mnie sprowadziło na to?
-Nie moglibyśmy być
szczęśliwą rodziną. –spojrzałam w jego oczy. Nie mogłam ich rozszyfrować. Była
to jedna wielka zagadka nie do rozwiązania na tę chwilę.
-Maryna. Powiedz mi
proszę co się stało. –znów wziął moje dłonie w swoje. Szybko je odrzuciłam
chowając swoje pod stół. Czułam się speszona. Pewność siebie jaką miałam w
sobie jeszcze przed chwilą uciekła. –Przecież byłbym z tobą. Wychowalibyśmy je
razem. –pokręciłam energicznie głową powstrzymując łzy. Nie mogłam uwierzyć w
to co słyszę, w jego słowa. To nie może być prawda…
-To nie było nawet
twoje dziecko. –przełknęłam głośno ślinę. Jego oczy zrobiły się wielkie jak
pięciozłotówki. –Przepraszam. –szepnęłam. Łzy, które wstrzymywałam wypłynęły z
oczu wielką falą. Z jednej strony cieszę się, że mu to powiedziałam, lecz z
drugiej strony jest mi go żal. Oszukiwałam go przez dobry miesiąc... a on cały
czas myślał, że jestem czysta.
-Naprawdę tak było,
czy po prostu wymyśliłaś to, by się tylko mnie pozbyć? –spytał z wielkim bólem.
Inaczej sobie wyobrażałam jego reakcje. W mojej głowie poskładałam inny
przebieg rozmowy. Powinien na mnie krzyczeć. Prawić mi morały, o tym jak mogłam
to zrobić, dlaczego posunęłam się do takiej rzeczy. –Jestem w stanie wybaczyć
ci wiele rzeczy, lecz teraz nie wiem co tak naprawdę powinienem ci wybaczyć.
–nie ukrywał tego co czuje. Mówił to co czuje. Nie oszukiwał mnie. Grał w
czyste karty, a ja? Nie wiedziałam co zrobić, żeby jak najmniej go zranić.
Czuję się teraz z tym wszystkim jak
idiotka. Jak bezmyślna idiotka.
-Myślę, że cokolwiek
teraz powiem na ten temat, będzie wskazywać tylko na jedno. –nie chciałam się
tylko spotkać z jego spojrzeniem. Zamordowałoby mnie od razu. –Nawet nie
zdajesz sobie sprawy z tego co teraz czuję. Jak mnie to cholernie boli, ale nie
ma sensu na ciągnięcie tego związku. –podniosłam wzrok do góry spotykając się z
jego spojrzeniem. Bałam się tego. Przez moje ciało przeszedł jeden wielki
dreszcz. Trudno mi tak na niego patrzeć.
-A mógłbym chociaż
wiedzieć z kim mnie zdradziłaś? –zapytał nieśmiało. Jak mu teraz powiem to mnie
zabije. Nie tylko mnie. Jego też. On również miał w tym wszystkim swój udział. –Powiesz
mi z kim? –powtórzył swoje pytanie nieco groźniejszym tonem. Widział jak się
wahałam nad odpowiedzią.
-Znasz go. –wydusiłam
z siebie. Uniósł brew w górę w geście niezrozumienia. –Ze Schlierenzauerem, ale
czy to ma jakiś większy sens teraz? –teraz to ja zadałam mu pytanie. Tak po
prostu wstał od stolika. Wziął z krzesła kurtkę i wyszedł zostawiając mnie samą
z niemałym mętlikiem w głowie. A czego mogłam się spodziewać? Nie krzyczał, ale
za to wyszedł bez słowa. Czuję, że to już jest koniec. Nie da się nic uratować.
Zdradziłam go. Nosiłam nie jego dziecko. A później je zabiłam. Nienawidzi mnie
za to. Nie dziwię się jemu… To koniec, uświadomił mi to sam, a ja jemu.
-Maryna. –poczułam szturchnięcie w ramię. Ciemność.
Niechętnie otworzyłam oczy. Czułam to jak boli mnie głowa. –Wstawaj jesteśmy na
miejscu. –odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechnięty blondyn właśnie gasił
auto.
-Znowu to samo. –westchnęłam ciężko przypominając sobie sen,
który ostatnimi czasy mnie prześladował.
-Ciebie też to męczy? –zapytał nie odrywając wzroku ode
mnie. Doskonale zrozumiałam sens tych słów.
-Ten sen jest taki rzeczywisty. –oparłam się o oparcie siedzenia.
–Czasem wydaje mi się, że przeżywam to jeszcze raz. Budzę się w środku nocy z
płaczem, tak jakby był to największy koszmar jaki mi się kiedykolwiek przyśnił.
–wlepiłam swój wzrok w przednią szybę. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego
gdzie tak naprawdę jesteśmy. –Dobra, nie skupiajmy się na moich bezsensownych
dramatach. –dodałam chwytając torebkę. Nacisnęłam klamkę od drzwi i szybko
wydostałam się z samochodu.
-Cicha! –krzyknął wychodząc z pojazdu zaraz za mną. –Jak
tylko będziesz chciała możesz do mnie przyjść. Możesz mi powiedzieć co tylko
chcesz, ja zawsze ciebie wysłucham. –powiedział podchodząc do mnie.
-Dziękuję. –przytuliłam się od niego jak do prawdziwego
przyjaciela. Tak właściwie kim on dla mnie jest? On jako pierwszy dowiedział
się o naszym zerwaniu. Wspierał mnie jak i jego. –Ale zechcę ci przypomnieć
drogi Dawidzie, że kobietą to ty nie jesteś. Więc nie da się z tobą porozmawiać
jak z prawdziwą przyjaciółką. –wytknęłam mu język, a on uderzył mnie w lewy
bark.
-Włosy mam dość odpowiednie jak na płeć piękną. –pokazał
rząd swoich białych zębów. Swój wzrok uniósł do góry próbując zobaczyć swoje
blond pasma włosów. Nie wyszło mu to, gdyż zobaczyłam tylko zeza.
-Oj roszpunka. –poczochrałam go po jego bujnej, złotowłosej
czuprynie. –Pewnie każda ci zazdrości tych włosków, ale ja nie. –puściłam mu
oko udając się w stronę auta.
[Skarb]
Siedzi tam. Siedzi razem ze wszystkimi. Jest uśmiechnięta.
Nie wygląda już tak samo jak dobry tydzień temu, kiedy to ostatni raz ją
widziałem. Była taka niewinna. Bezbronna. Nie była taka jak kiedyś. Na imprezie
potrafiła skopać komuś tyłek, kiedy tylko ją zdenerwował. Zawsze była pewna
siebie. Wesoła. Była w stanie przenosić góry. Była pełna energii. Może i teraz
też się uśmiecha, ale to już nie jest ta Cicha, w której się tak zakochałem.
Widać, że to wszystko co się stało wywarło na niej dużo emocji.
Prowadzi żywą rozmowę z moimi kolegami z kadry. Z naszymi
wspólnymi kolegami. Cieszę się, że ma w nich wsparcie. Choć tak naprawdę nikt z
nich nie ma zielonego pojęcia co było powodem naszego rozstania. Znają jedną
wersję. Wersję, którą zna także telewizja. Oboje nie chcieliśmy tego, by cały
świat huczał o tym co miało miejsce 8 miesięcy temu. Minęło tyle czasu, a ja
nadal nie mogę o tym zapomnieć. Ufałem jej bezgranicznie. Nadal mnie coś
powstrzymuje, by przełamać to co nas dzieli. Cały czas coś mnie hamuje.
Doskonale wiem, że jestem w stanie jej wybaczyć, ale coś mi na to nie pozwala.
Kiedy na nią patrzę widzę jak bardzo ją kocham i jak jest mi jej brak w moim
życiu. Nie raz wypowiedziałem za dużo słów w jej stronę. Kocham ją, ale też
czuję niesmak do jej osoby. To, że mnie zdradziła boli najbardziej. Najchętniej
bym wyrzucił ze swojego domu wszystkie zdjęcia, pamiątki, by tylko o niej
zapomnieć. Ja ją kocham, ale ona mnie nie. Sama mi to powiedziała. Nadal w
mojej głowie brzmią jej słowa. Bardzo bolą. Jak
mnie to cholernie boli, ale nie ma sensu na ciągnięcie tego związku.
Po odprawie ruszyłem w stronę pozostałych uczestników
wyjazdu. Wszyscy siedzą w jednym miejscu, bez wyjątku, a razem z nimi ona.
Otoczona kilkunastoma facetami. Usiadłem na krześle obok Dawida. Jakim idiotom
bym był gdybym usiadł z dala od nich. Nie wtrącałem się w ich rozmowy. Jedynie
się przysłuchiwałem o czym tak zawzięcie dyskutują od dłuższego czasu.
Zauważyłem, że kiedy tylko się dosiadłem przestała się odzywać. Na zadawane w
jej stronę pytania jedynie przytakiwała głową. Nie uśmiecha się. No i dobrze. –pomyślałem wpatrując się w
jej twarz. To boli, kiedy widzę, że się uśmiecha. Boli, bo zakochałem się w jej
uśmiechu… A jej oczy? Są puste. Straciły
ten blask, który kiedyś mnie oczarował. Jej oczy były pełne radości, a zarazem
były tajemnicze. Były dla mnie jednym wielkim sekretem. Tak, od zawsze lubiłem
zagadki. Ona też była dla mnie pewnego rodzaju tajemnicą, zagadką. Rozwiązałem
ją. Pozwoliłem jej odejść…
Jestem z niej cholernie dumny, a zarazem zawiedziony. Te dwa
jakże przeciwne uczucia są we mnie, kiedy ją tylko teraz widzę. Tydzień temu
było mi jej żal. Była cała zapłakana. Żyła z nadzieją. Dawała pozór zależnej od
kogoś. Wyglądała na cierpiącą. A teraz? Uwierzyła w siebie. Tak naprawdę ona
przez ten cały czas była silna. Nie dawała już sobie rady. Chwila słabości.
Wiem komu mam zawdzięczać jej nagłą zmianę. Nie myślałem, że moja ingerencja
przyniesie jakieś skutki, pozytywne skutki.
Nadal skupiam swój wzrok na jej osobie i myślę tylko i
wyłącznie o niej. Wiem, że ten temat powinien być już zamknięty, ale ja się
boję. Na pozór wygląda normalnie, ale to nie to samo co czuje w środku.
Doskonale wiem z czym się ubolewa. Nikt nie musi mi mówić co z nią jest nie
tak, czy też dobrze. Ja to widzę. Znam ją zbyt dobrze. Nie jest mnie w stanie
nawet oszukać.
Lustruję każdą rysę na jej twarzy, aż w końcu zatrzymuję się
na oczach. Znowu przystaję na nich. Chcę je rozszyfrować. Wiem, że to będzie
trudne, ale się nie poddam. Są pozbawione życia. Tak jak u narkomanów. Ale
przecież to niemożliwe. Ona nie bierze. Już
nie bierze. –pomyślałem z wielkim bólem. Nie, to przecież nie możliwe.
Rzuciła to raz na zawsze. Obiecała mi to. Zostawiła to bo ja jej kazałem. Nie,
to nie może tak być.
-Maciej, co się z tobą dzieje? –zapytał szturchając mnie
łokciem blondyn siedzący obok. Spojrzałem w jego oczy. Przecież on o tym wie…
Jako jedyny ze wszystkich tutaj.
-Źle się czuję. –odparłem wstając z krzesła. Rozprostowałem
się. Czułem na sobie jego uciążliwy wzrok. On doskonale wie co się ze mną
dzieje. –Nigdy nie widziałeś cierpiącego Macieja Kota? –zapytałem opryskliwie.
-To tylko kilka dni. –ściszył swój głos. Pokręciłem
przecząco głową. On tego nie może pojąć. Nie może zrozumieć o co tak naprawdę
mi chodzi. Przez co ja cierpię.
-To tylko kilka dni. –przedrzeźniałem go chodząc z miejsca w
miejsce. –To tylko cały sezon. –dodałem sarkastycznie stając naprzeciwko jego.
-Dawid, widziałeś gdzieś mój telefon? –podeszła do nas jak
gdyby nic i zadała mu pytanie. Czułem pustkę, a w głowie się z niej śmiałem.
-Pewnie leży na dnie twojej torby. –odpowiedziałem normalnie.
-Dziękuję. –podziękowała nieśmiało i posłała mi lekki
uśmiech.
-Stary, co to było? –usiadłem obok blondasa.
-Próbuję przyswoić wszystko w głowie. –odparłem spokojnie.
Co to w ogóle było. Podeszła do niego, a nie do mnie. Zapytała się tylko o swój
telefon. A ja tak po prostu jej odpowiedziałem na pytanie. Normalnie. Bez
żadnych emocji. Nie wiedziałem co się w ogóle działo. –Nie no, powiedz mi co się stało przed
chwilą. –odwróciłem się w jego stronę.
-Powiedziałeś do niej spokojnie. –uśmiechnął się lekko.
-Co mnie naszło? –opadłem bezsilnie na oparcie. –Nadal gubi
swój telefon. –westchnąłem patrząc przed siebie.
-Czy ty się uśmiechnąłeś? –nie mógł uwierzyć w to co
widział.
-Nadal to robi. Mogę się założyć, że on naprawdę leży na
dnie jej torby pod wszystkimi dokumentami. –zaśmiałem się. Blondyn kręcił głową
z niedowierzaniem.
-Jeszcze pięć minut temu byłeś w stanie kogoś zabić.
–parsknął śmiechem. To ona. Tylko ona
potrafi tak na mnie działać. –uśmiechnąłem się pod nosem.
[…]
Siedzi tam. Siedzi znowu obok niego. Obok tego, który o
wszystkim wie. Od pewnego czasu nie odzywają się. Uśmiechnęła się do niego
lekko i zwróciła swoją głowę w moją stronę. Śpi. Dokładnie widzę jej twarz.
Jest kilka metrów ode mnie. Mam ją jak na wyciągnięcie ręki, ale nie robię nic
oprócz przypatrywania się jej. Wygląda tak słodko. Tak jak zawsze.
Jeszcze niedawno spotykałem się z takim widokiem codziennie.
Zawsze zasypiała pierwsza i to ja mogłem jej się uważnie przyglądać. Zawsze na
jej ustach gościł lekki uśmiech. Tak jakby wiedziała, że właśnie się w nią
wpatruję, lecz nigdy jej oto nie zapytałem. Teraz też się lekko uśmiecha. Tak
jakby w moją stronę. Wspomnienia wracają. Nie zatrzymuję ich. Uwielbiam to.
Widok śpiącej brunetki zawsze nie uspokajał. Wracając z
konkursu do domu. Po nieudanym starcie w zawodach. Często miałem ochotę się
zapaść pod ziemię. Nie poszło po mojej myśli. Nigdy tego nie lubiłem. Zawsze
wolałem być na prowadzeniu, na górze, w czołówce. Chciałem coraz więcej. Kiedy
mi nie wychodziło wściekałem się. Próbowałem być spokojny, lecz nie zawsze się
tak dało. Kładąc się późno spać widziałem jej twarz. Kąciki jej ust były
uniesione lekko do góry. Patrząc na nią mimowolnie się uśmiechnąłem. Byłem już
spokojny. Widok śpiącej dziewczyny potrafił mnie uspokoić.
-Znowu to robisz. –nawet nie zauważyłem, kiedy się obudziła.
Poczułem jak moje policzki robią się gorące. Przyłapała mnie. Pierwszy raz…
-Nie tylko ja robię to co dawniej. –uśmiechnąłem się lekko
do niej. Na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Czyli jednak… -Nie musisz
mi dziękować. –kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Ale muszę. –odwzajemniła mój gest. Powrócił uśmiech na jej
twarz. Uśmiecha się dzięki mnie. Już nie tylko płacze. –Chyba muszą stworzyć
jakiś system, który by sprawdzał aktualne położenie mojego telefonu, gdy go
tylko zgubię. –uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Bywa i tak. –parsknąłem.
Rozmawiamy normalnie. Jak gdyby nic się nigdy nie wydarzyło.
Jak starzy, dobrzy przyjaciele. Jakby nasza poprzednia, a zarazem ostatnia
rozmowa nie miała w ogóle miejsca. Jednak tak dużo się wydarzyło. Więc dlaczego
tak jest na mnie nastawiona? Odezwała się do mnie. Po raz pierwszy od dłuższego
czasu szczerze uśmiechnęła się do mnie. Patrzę teraz w jej oczy i wiem… nadal
ma do nas żal.
-Przepraszam za tamto co powiedziałem u ciebie w domu. –usiadłem
wygodniej w fotelu, a może i leżałem. Obok mnie było jedno wolne miejsce,
dzięki czemu mogłem się rozłożyć. –Nie chciałem tego mówić. Żałuję tych słów.
–spojrzałem jej w oczy. Nie uśmiechnęła się. Patrzyła na mnie uważnie tymi
swoimi ciemnymi tęczówkami.
-Dotarło to do ciebie jak mnie dzisiaj zobaczyłeś, prawda?
–nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. Swój wzrok spuściłem na
poduszkę, którą to nerwowo uciskałem w swoich dłoniach. Wiem, że przed nią nie
da się nic ukryć. Jej nie trzeba dużo mówić. Ona sama wie. –To nie ma sensu.
–powiedziała spokojnie. –Czasem trudno jest coś naprawić. –dodała pewnie lekko
się uśmiechając. Przez chwilę pozwoliła mi się popatrzeć na jej uśmiech po czym
odwróciła się w drugą stronę. Zasnęła.
Jeszcze długo patrzyłem na nią. Jej sylwetka nie uniknęła
zmianie. Nadal taka sama. Kolejna rzecz,
która nie zmieniła się w niej. –uśmiechnąłem się pod nosem nakładając
czarne słuchawki na uszy. Za pomocą telefonu uruchomiłem odtwarzacz muzyki. Do
moich uszów dobiegły pierwsze takty utworu. Od razu go rozpoznałem. Major Lazer
– Powerful. Muzyka. Dobra muzyka. Taka jak ta. Działa na mnie kojąco.
Oh my my my what you do to me
Like lightning when I’m swimming in the sea
From the very first time we loved
From the very first time we touched
Walking on wires and power lines
You put your body on top of mine
Everytime that you lift me up
To the heaven and stars above
Wsłuchiwałem się w tekst tej piosenki. Niby to tylko zwykłe
słowa, a poruszyły mnie. One o czymś mi mówią. Opowiadają. Momentalnie
przeniosłem swój wzrok na nią. Na szatynkę. Śpiącą szatynkę niedaleko mnie.
Patrzę na nią. Już nie uśmiecham się obserwując ją. Myślę o nas. Wspominam to
co było. Nie, nie żałuję tego co było. Nigdy tego nie żałowałem. I nie będę
żałować. To zbyt wiele pięknych chwil, które mnie czegoś nauczyły. Które
wypełniły moją pustkę w środku. Nie
żałuję.
Oh lord of mercy
I’m begging you please
I’m feelin' drained I need love
You charge me up like electricity
Jumpstart my heart with your love
Przyglądam się jej. Obok niej jest on. Przyjaciel? Chyba mój przyjaciel –pomyślałem nie
rozumiejąc ich stosunków do siebie. Jak ja mam go nazwać w tej ich relacji? Kim
on dla niej jest? Jak ona go traktuje? Jak go nazywa? Tego nie wiem… ale wiem,
że jej jeszcze nie straciłem. On kogoś ma. A ona… czuję, że to nie jest koniec,
lecz czy miłość nam to wybaczy?
______________________________
Cześć i czołem!
Nie bójcie się, nie zostawiłam tego opowiadania, po prostu brak weny i czasu. W końcu mamy już październik, miesiąc szkoły za nami, a ja już mam całe tygodnie zawalone sprawdzianami i różnymi sprawami tego typu.
Rozdziały piszę rzadko, bo naprawdę nie mam kiedy. Mam nadzieję, że znajdę na to czas. Dlatego też kolejne rozdziały będą rzadko. Naprawdę nie wiem co jaki czas będą się ona pojawiać.
Życzę wam miłej nauki jak i powodzenia w szkole.
Pozdrawiam, Alutka :*
PS. Zapraszam do udziału w ankiecie ;)