czwartek, 8 grudnia 2016

Szansa 4

[Skarb]
-Gratulacje! –podbiegła do nas uradowana szatynka ubrana w reprezentacyjną kurtkę. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc ją ucieszoną. Wczoraj nie prezentowała takiego wyrazu twarzy. Miała ochotę pozabijać wszystkich organizatorów za brak śniegu na skoczni. –Daliście czadu! –odparła posyłając każdemu z nas swój piękny uśmiech.
-Mogło być lepiej. –mruknął Ziobro, który to właśnie chował swój telefon do kieszeni od spodni. Spojrzałem się na niego. Za mało luzu w dupie –pomyślałem. Ciągle narzeka. Cały czas mu coś nie pasuje. A skakanie? Gdyby lepiej skakał nie musielibyśmy pewnie wysłuchiwać jego marudzenia.
-A ja powiem, że jestem z was dumny panowie. –nie wiadomo skąd pojawił się i Dawid. No fakt dzisiaj nie skakał z nami w drużynowym, ale za to czekamy na jego jutrzejszy popis w konkursie indywidualnym.
-Popieram Dawida. 6 miejsce, to bardzo dobre miejsce jak na początek sezonu. –wszyscy przytaknęli dziewczynie. –Dobra. –usłyszeliśmy jej poważny głos. –Koniec tego co dobre. –klasnęła w dłonie. Swój wzrok od razu przeniosłem na jej osobę, reszta uczyniła to samo. Grzebała w torebce. Znowu go zgubiła –śmiałem się z niej w duchu. Już byłem gotowy coś powiedzieć, ale… tak po prostu bałem się. To byłoby nie na miejscu. Jeszcze nie teraz. –No to kto pierwszy do wywiadu? –wyrwała mnie z myślenia swoją propozycją. Przenosiła swój wzrok na każdego z nas po kolei. Podniosła ręce na wysokość szyi i zaczęła dokładnie układać swój szalik. Pogoda daje w kość.
-No to faktycznie koniec dobrego. –mruknął Murańka. Szatynka zmierzyła go wzrokiem.
-A ty nadal nie lubisz ze mną wywiadów. –udała oburzoną. Jej spojrzenie zatrzymało się na dwukrotnym mistrzu olimpijskim. No to go ma. –ucieszyłem się po czym wycofałem się powoli z naszego koła. Niestety nie wyszło mi to w stylu angielskim. Masz mnie. –mruknąłem pod nosem.
-Z tobą sobie też porozmawiam. –usłyszałem zza pleców donośny, kobiecy głos. Tego nie chciałem. Wszystko, ale nie to. Doskonale widziałem, że ona również wolałaby pominąć wywiad z moją osobą. Sam na sam w jednym pomieszczeniu. Zero świadków. To zbyt niebezpieczne.
-Mhmm. –mruknąłem pod nosem nie odwracając się w jej stronę tylko ruszyłem szybko do domku.
Nie patrząc za siebie otworzyłem drzwi od budynku. Wszedłem do niego tak szybko jak uciekłem od kolegów. W środku nikogo nie było co naprawdę rzadko się zdarza. Podszedłem do ławki, na której znajdowała się moja torba. Zabrałem z wieszaków kilka swoich rzeczy po czym spakowałem je do środka. Ruszyłem w stronę wyjścia, kiedy to sobie przypomniałem o kombinezonie. Byłem zdenerwowany. Wróciłem się szybko po niego po czym opuściłem pomieszczenie z wieloma myślami w głowie.
Stojąc i rozmawiając z przyjaciółmi czułem się spięty, a kiedy tylko dołączyła do naszego grona Maryna myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Nie potrafiłem udawać, że wszystko jest w porządku. Zbyt bardzo bałem się tego co może się wydarzyć za kilka chwil.
Rozmyślając nad tym wszystkim dotarłem do kadrowego busa i zająłem miejsce na samym końcu. Z dala od wszystkich członków kadry. Ze swojej torby wyciągnąłem niezawodnego iPoda i czarne słuchawki. Ten zestaw jeździ ze mną wszędzie. Odpaliłem urządzenie i zacząłem się rozkoszować pierwszymi taktami dobrze znanego mi utworu.

And I know she'll be the death of me, at least we'll both be numb
And she'll always get the best of me, the worst is yet to come
But at least we'll both be beautiful and stay forever young
This I know, yeah, this I know
[…]
Opadłem na wygodne, hotelowe łóżko. Miękka pościel od razu otuliła moje rozpalone ciało. Nie miałem chęci pójść pod prysznic, by się nieco odświeżyć po bieganiu. Wziąłem do ręki swój telefon, który to leżał na stoliku nocnym. Wyszukałem odpowiedni numer i wystukałem krótką wiadomość tekstową.
Idę na basen. Nie wiem czy znajdę wolną chwilę na wywiad.

Rozłożyłem się na całości łoża i wcale nie miałem ochoty iść na ten basen, nigdzie nie chciałem się stąd ruszać. Wysłałem jej wiadomość dlatego, że nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem, by przeprowadzała ze mną ten wywiad. Byłbym nieobecny, rozkojarzony. Odpowiadałbym niezgodnie z prawdą. Wiem to doskonale i nie chcę tego. Skończyło by się to niekorzystnie dla mojej osoby.

[Cicha]
Stanęłam pod drzwiami pokoju, do którego teraz powinnam wejść i zrobić to co dla mnie należy. Nie miałam odwagi by zapukać. Stałam i wpatrywałam się w nie tak jakbym widziała coś takiego po raz pierwszy w swoim już niekrótkim życiu. Brązowe, polakierowane drewno odbijało światło holowych lamp. 104 –mruknęłam pod nosem patrząc na miedziany numer zawieszony na drzwiach.
Powoli podniosłam do góry rękę by zapukać. Dłoń ułożyłam w pięść i już chciałam uderzyć w drzwi, ale mi uciekły. Wystraszyłam się. Notatki, które trzymałam w drugiej ręce spadły z hukiem na podłogę. Kartki, które znajdowały się jeszcze przed chwilą w tekturowej teczce rozsypały się wokół moich butów. Przeniosłam swoje spojrzenie z rozrzuconych list do góry i zobaczyłam go stojącego w drzwiach. Spuszczając wzrok szybko schyliłam się po materiały. Zbierając kartki cała się trzęsłam. Czułam się dziwnie w tej sytuacji, ale on… od niego biła pewność siebie. Jest górą.
1:0, że tak powiem dla ciebie.
-Jestem uczulony na to gdy jakaś fanka stoi pod moimi drzwiami i na coś czeka, ale żebyś to była ty? –zaśmiał się. Natychmiast posłałam mu wrogie spojrzenie, był żałosny. Gdy tylko zauważył mój wyraz twarzy spoważniał. –Napisałem ci wiadomość. –dodał po chwili niezręcznej ciszy. Jego twarz była bez żadnego wyrazu. Żadnych emocji. Tylko obojętność.
-Jaką wiadomość? –zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.  Widziałam jak przewraca teatralnie oczami, próbowałam się nie zaśmiać, tak jak zawsze, gdyż nadal mu to nie wychodzi.
-Napisałem, że idę na basen. I że… -zatrzymał się w połowie. Swój wzrok skupił na swoich stopach. Kręcił coś. –Z resztą nie ważne. –dopowiedział szybko nadal nie obdarzając mojej osoby swoim spojrzeniem.
-Widzę, że nigdzie się nie wybierasz. –odparłam pewnie. –Mogę wejść? –zapytałam wyglądając za jego ramię. Wyglądało na to, że w pokoju nikogo nie ma.
-Jasne. –odpowiedział przepuszczając mnie w progu.
Mijając go poczułam zapach jego perfum. Jak zawsze idealne. Zawsze uwielbiałam wtulać się w jego ciało, pachniał niesamowicie. Byłam uzależniona od tego zapachu. Ba! Nadal jestem. Nie był intensywny. Był typowy dla mężczyzny. Pasował do niego.
Jego pokój na konkursach zawsze różnił się od pokoi pozostałych zawodników. U niego za każdym razem wszystko było na swoim miejscu. Żadnych porozrzucanych ubrań. Kartki z tabelkami ułożone równo jedna na drugiej. W łazience czysto, żadnej pływającej wody wokół prysznica. Nic czemu można by było się doczepić. Dbał o porządek od zawsze. Nie raz byłam u innych skoczków i stwierdzam, że tutaj sanepid nie miałby żadnych zastrzeżeń. Widywałam porozrzucane ubrania po całym pomieszczeniu, jakieś kartki, teczki, wszystko walało się pod nogami. Zdarzały się też sytuację, kiedy to przed nosem znajdywałam bieliznę. Chyba już mnie nic nie zaskoczy. No tak, chyba pokój prawdziwego sportowca powinien wyglądać nieco inaczej niż ten, w którym jestem teraz. Zawsze wydawało mi się, że nie mają na nic czasu. Tylko treningi i wykłady u trenera. Bo tak jest. Ale on potrafi znaleźć czas, by zachować tutaj porządek.
Usiadłam na idealnie pościelonym łóżku. Spojrzałam wzrokiem naprzeciw siebie. Stało tam drugie. Leżał tam zanim przyszłam –pomyślałam patrząc na zmiętoloną pościel. Obok poduszki leżał telefon. Zawsze jest blisko niego, nie potrafi się z nim rozstać.
-Możemy zacząć? –zapytał się spokojnym tonem patrząc na moją osobę.
-Tak. –odparłam szukając długopisu. Musiał mi gdzieś wypaść po drodze, gdyż nigdzie nie mogę go znaleźć. –Masz może pożyczyć długopis? –zapytałam wyciągając odpowiednią kartkę.
-Jasne. –odpowiedział podając mi dość ciężki przedmiot w srebrnym odcieniu, na którym był wyryty napis Pamukkale. Przejechałam delikatnie palcem po napisie. Przymknęłam lekko powieki, a wspomnienia same napłynęły do mojej głowy.

07.05.2014r.
Widoki zapierały dech w piersi. Były niesamowite. Bawełniany zamek okazał się strzałem w dziesiątkę dla nas wszystkich. Byłam zachwycona naturą, jak to w ogóle możliwe, że takie coś powstało.
-Podoba ci się kochanie? –chwycił mnie w tali przyciągając mocno do siebie.
-Bardzo. –pocałowałam go delikatnie w usta. –Cieszę się, że mogę tutaj być z tobą. Dziękuję. –przytuliłam się do niego.
Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie mając takiego wspaniałego chłopaka. Nigdy nie chcę go zamieniać na kogokolwiek innego.
-Kocham cię. –powiedział patrząc się prosto w moje oczy.
-Ja ciebie też. –znów nasze wargi zbliżyły się do siebie. Na początku lekko musnął moje usta, następnie zaczął pogłębiać pocałunki. Czułam się niesamowicie mając go przy sobie.
-Dobra, skończcie się już tak migdalić. –podszedł do nas Piotrek. Na twarzy nie miał uśmiechu co nie zdarzało się zwykle. On mówił poważnie. –Trochę kultury w miejscu publicznym kochani. –dodał pozostawiając nas samych. Spojrzeliśmy na siebie jednoznacznym spojrzeniem po czym obydwoje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem, przez co wzbudziliśmy zainteresowanie u turystów Pamukkale.
-Od razu wszyscy się uśmiechają. –zauważyłam oglądając się za siebie. –Tak nie wiele potrzeba by dać innym ludziom powód do uśmiechu. –kąciki jego ust uniosły się ku górze co spowodowało, że ja też nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Byłam szczęśliwa widząc uśmiechniętych ludzi. Zwiedziłam nie jedno wielkie miasto. Będąc w Nowym Jorku mijałam na ulicach tysiące osób. Ludzie w tym mieście w ogóle nie patrzą na siebie. Przechodzą obok siebie bez jakichkolwiek emocji wyrysowanych na twarzy. Najbardziej na świecie lubię uśmiech na twarzy drugiej osoby. Jest mi niezmiernie miło, widząc szczęśliwe osoby, dlatego ja sama staram się jak najczęściej zarażać innych pozytywną energią.
-Uwielbiam twój uśmiech. –powiedział chwytając mnie za dłoń. –Choć. –pociągnął mnie w stronę wody.
Tutaj to wszystko wyglądało jeszcze inaczej. Piękniej. Z wapiennych tarasów rozpościerał się cudowny widok na baseny z ciepłą wodą, gdzie było widać wielu turystów pluskających się we wodzie. Wszędzie było słychać szczęśliwe krzyki dzieci. Ludzie byli szczęśliwi.

[…]
-Dziękuję za wywiad. –dopowiedziałam wstając z łóżka.
-No cóż, chyba nie miałem innego wyboru. –rzucił ironicznie idąc za mną.
Sięgnęłam ręką do klamki, by otworzyć drzwi, lecz mi przeszkodził.
-Rozmawiałaś już z nim? –zapytał spokojnym tonem. Całkiem innym. Nie było w nim ironii.
-Nie. –odparłam krótko nadal stojąc do niego plecami.
-Słuchaj. –poczułam jego dłonie na swoich barkach. Odwrócił mnie lekko w jego stronę.
-Boję się. –powiedziałam bez żadnego zastanowienia, choć to była prawda. Bałam się jego reakcji. Bałam się go w pewnym sensie.
-Nie masz się czego bać. –odparł patrząc się głęboko w moje oczy. –To jest przeszłość. Nie ma tego konsekwencji. Nie masz czego się obawiać. –dodał nie odrywając swojego wzroku od źrenic należących do mojej osoby..
-On i tak powinien o tym wiedzieć. –nie usłyszałam żadnej odpowiedzi tylko zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Tęskniłam za nim. –Do zobaczenia. –chwyciłam klamkę.
-Jak coś to dzwoń. Masz numer. –odpowiedział nadal się uśmiechając.
-Dziękuję. –odwzajemniłam gest.
-Uwielbiam twój uśmiech. –usłyszałam jego głos za plecami. Zamarłam.

[Schlieri]
-Widzieliście tą Polkę? –Michi opadł z impetem na swoje łóżko po czym głośno westchnął.
-Podobno w końcu wolna. –dodał ucieszony Kraft.
-Gadacie tak, a sami macie kobiety. –blondyn pokręcił głową z niezadowoleniem.
-No tak, ale jest niezła, nie zaprzeczysz. –naszym oczom ukazał się rząd białych zębów pana Krafta. Niedobrze mi się robiło, kiedy tak słuchałem ich głupot.
-Tak w ogóle, to o kim wy cały czas tak nadajecie jak katarynki na straganie. –do pokoju wszedł zdezorientowany tą całą sytuacją Fettner. No pięknie, cała zgraja aparatów w komplecie.
-O byłą Kota lata. –odparł Hayboeck. –Nikt nie wie o co tak naprawdę poszło. –dodał po chwili.
Nikt nie wie o co tak naprawdę poszło. No tak, nikt nie wie. Tak naprawdę to nikt nie ma prawa wiedzieć co się stało. Ja sam nie wiem do czego pomiędzy nimi zaszło. Wiem swoje, ale pewnie to nie z powodu akcji z udziałem mojej osoby do tego doszło. Zdradę można przecież wybaczyć. Sandra… nieraz wysłuchiwałem jej kazań z morałami. Zawsze mi wybaczała. Kochała mnie i rozumiała jak nikt inny.
Związek mój i Sandry już od dłuższego czasu był wolnym związkiem. Byłem z nią z prostego przyzwyczajenia, a pomimo to i tak jej się oświadczyłem. Przy niej jest mi dobrze. Mam wszystko czego mi potrzeba. Nie ma mi za złe to co robię. Daje mi w pełni wolną rękę. Przyzwyczaiłem się do niej. Zapewne trudno, by mi było po naszym rozstaniu chociaż i tak już jej nie kocham. Nie czuję do niej tego co czułem 5 lat temu. Moja pierwsza wielka miłość. Jest nadal przy mnie. Wolę ją mieć w przy sobie niż oglądać ją z kimś innym.

15.08.2010r.
Siedzi niespełna 5 metrów ode mnie. Jej zadbane, jedwabne blond włosy delikatnie opadają na odkryte ramiona. Niebieskie oczy są pełne szczęścia i życia. Z ust ani na chwilę nie schodzi szczery uśmiech, który zaraża innych pozytywną energią. Jest wyprostowana z pełną gracją jak zawsze. Biała sukienka na ramiączkach idealnie podkreśla jej kobiece kształty. Wygląda jak prawdziwy anioł. Mogę sobie wyobrazić jak z pleców wyrastają jej bielutkie jak śnieg pierzaste skrzydła. Niesamowite. Jest pierwszym aniołem jakiego spotkałem w swoim życiu.
Na stole przed nią stoi to samo co zawsze. Karmelowe Macchiato i tarta z prażonymi jabłkami. To wszystko dopełnia biały laptop. Cały czas pracuje. Różni się od całej reszty ludzi, którzy są pochłonięci pracą. Ona spełnia swoje obowiązki z pasją, nie nudzi ją to. To właśnie różni nas od siebie. Ja jestem chory widząc stertę papierów, które dostaję przed każdym sezonem, wszystkie formalności do uregulowania… To nie jest dla mnie. Naprawdę nie wiem co bym zrobił gdybym nie miał przy sobie takiego menagera jakiego mam.
-Cześć. –usłyszałem miły kobiecy głos tuż obok mojego ucha. Odwróciłem swoją głowę w prawo i mnie zamurowało. Stoi obok mnie. To ona, nie żaden duch. Nie mogę w to uwierzyć. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstała i zmierzyła w moim kierunku. Nie odpowiadając nic uśmiechnąłem się do niej wskazując dłonią na krzesło obok mnie. Usiadła z lekkością jakiej ja nigdy nie posiadałem. –Jestem Sandra. –ukazała rząd swoich białych zębów wyciągając przed siebie rękę, na której było zawieszone mnóstwo złotych bransoletek, które rytmicznie zabrzęczały, kiedy obiły się o siebie nawzajem.
-Gregor. –uścisnąłem jej dłoń. Widziałem jak próbuje powstrzymać śmiech. No tak, siedzimy w jednej z najbardziej obleganych kawiarni w centrum Innsbrucka. Każdy tu mnie widział nie raz, już pewnie wszyscy mnie tu znają i wiedzą co zwykle zamawiam. Z resztą każdy Austriak, który choć raz obejrzał konkurs skoków narciarskich wie kim jestem.
-Nie masz nic innego do roboty, tylko przesiadujesz w tej kawiarni i ciągle wlepiasz swój wzrok w moją osobę? –nie hamowała się, mówiła to co myśli. Zapunktowała u mnie.
-Mam dużo pracy, lecz należy mi się chwila, bym mógł się oderwać od tego całego świata. –odparłem przed czym przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co tak naprawdę powinienem jej odpowiedzieć, by nie wyjść na idiotę.
-Ja jednak myślę, że masz bardzo ciekawe życie. –mrugnęła do mnie okiem co wywołało na mojej twarzy szczery uśmiech. Swoim wzrokiem obdarzyła gustowny złoty zegarek, który spoczywał na jej lewym nadgarstku. –Praca wzywa. –westchnęła pod nosem.
-Skąd ja to znam. –rzuciłem ironicznie przypominając sobie zbliżający się konkurs z cyklu Letniego Grand Prix.
-Może spotkamy się jeszcze kiedyś? –zapytała nieco nieśmiało. Biłem się w myślach, że pierwszy jej tego nie zaproponowałem. Po prostu się bałem. Cała moja pewność siebie uleciała…
-Jasne. –powiedziałem. Ale ze mnie idiota... nie potrafię się nawet zachować w towarzystwie kobiety. –Tutaj masz moją wizytówkę. –podsunąłem jej tekturowy kartonik z moim imieniem i nazwiskiem oraz danymi kontaktowymi. –Dzwoń kiedy tylko czegoś potrzebujesz. –obdarzyłem ją swoim uśmiechem, na który leciała każda dziewczyna, a fanki piszczały z wrażenie. Jednak dobrze być takim urodziwym chłopakiem –stwierdziłem.
-Dziękuję. –odwzajemniła mój gest. –No to do kolejnego spotkania. –dodała po czym wstała z krzesła. –Do zobaczenia, Gregor. –dopowiedziała i odeszła od stolika pozostawiając mnie samego z niemałym mętlikiem w głowie.

[Cicha]
-Halo. –usłyszałam cichy głos przyjaciółki. –Halo!
-Jestem, jestem. –westchnęłam. –Choć wolałabym, żeby mnie tutaj jednak nie było. –dodałam z żalem do siebie. –Chyba sobie nigdy nie wybaczę, że się w to wpakowałam…
-Nie mów tak! –warknęła obrażona przerywając mi. –Dobrze wiesz, że zazdroszczę ci tej pracy.
-Nie tylko ty. –mruknęłam. Wszystkie myśli w mojej głowie utworzyły jeden niekompletny obraz. Było tam wszystko. Złe i dobre. –Ale ja nie potrafię tak pracować! –Oburzyłam się po chwili. Spojrzałam na ekran komputera. Rudowłosa wygląda tak jak zawsze. Za każdym razem kiedy ją widzę zdaje mi się, że ma o jeden pieg więcej niż ostatnim razem.
-Daj sobie czas. –powiedziała ze stoickim spokojem, tak jak miała to w zwyczaju. –Nie możesz martwić się na zapas, to niekorzystne dla ciebie jak i innych. –dodała. Patrzę na nią i mam ją za idiotkę. Nie rozumiem dlaczego mi to mówi.
-Zawsze rozmawiamy na temat mojej osoby. –uznałam ze spokojem. –Lepiej mów co tam u ciebie, co tam słychać w redakcji? –zapytałam, by nieco oderwać się od rzeczywistości.
-Nowe zlecenia… -na jej twarzy pojawił się grymas. Razem kończyłyśmy studia dziennikarskie, lecz to mi się poszczęściło. Tak naprawdę to dzięki Maćkowi mam stałą, dobrze płatną posadę w kadrze. Niestety jej się tak nie powiodło… zatrudniono ją w brukowcu. Nigdy jej tego nie wytykałam. To jej wybór gdzie pracuje. –Szef jest ciągle niezadowolony. –wypuściła głośno powietrze. –Naprawdę nie wiem co mam zrobić, żeby w końcu był zadowolony z mojej pracy. –dodała z zniesmaczeniem.
-Nie myślałaś nigdy, żeby zmienić redakcję? –zapytałam bo doskonale wiedziałam co dzieje się w jej pracy.
-Myślałam o tym. Ba! Codziennie idąc do pracy o tym myślę. Boję się, że posunę się za daleko i będę tego żałować. Poznałam już się trochę na szefie i nie wiem…
-Jak coś to mogę zapytać się Łukasza, czy czasem nic nie znalazłoby się dla ciebie.
-Dziękuję, jesteś kochana, ale raczej nie skorzystam. –uśmiechnęła się nieśmiało.
Była inna niż zwykle. Zachowywała się podejrzanie. Ukrywa coś przede mną. Nie wiem dlaczego, ale mam złe przeczucia, że jest to związane właśnie z redakcją. Nie wiem dlaczego akurat teraz myślę o Maćku. Myślę o nim i o nas… o nas w przyszłości. Jakby to wyglądało za kilka lat, gdybyśmy nadal byli parą.  Mielibyśmy dwójkę zdrowych dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Mieszkalibyśmy w górskim drewnianym domku u podnóża Tatr. Tak by to wyglądało?
Dzisiaj jest inaczej. Nie ma nas. My byliśmy… teraz jesteśmy dwiema innymi osobami.
Jaką ja byłam idiotką, że do tego dopuściłam. Cały czas myślę co by było gdyby. Choć na co mi takie gdybanie? Nie ma nas… jestem sama, lecz czy miłość mi to wybaczy?




________________________________

Cześć i czołem!
Jestem z powrotem tylko bez bicia. Przepraszam, że przez dłuższy czas nic się tutaj, nie pojawiało, ale nauka i inne obowiązki mnie pochłonęły. Zapraszam wszystkich do udziału w ankiecie jak i do komentowania, gdyż to mnie najbardziej motywuje.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.

Pozdrawiam, Alutka ;*