sobota, 11 marca 2017

Szansa 6

[Schlieri]
-Gdzie jest Stefan?! –do sali wszedł zdenerwowany trener. Stanął na środku pomieszczenia po czym rozejrzał się uważnie po nim w celu odszukania jednego ze swoich podopiecznych. Ale na nic…
-Jeszcze nie przyszedł. –odezwał się Fettner stojący przy oknie. Wyjrzał za nie i pokręcił głową z niezadowoleniem. –Gdzie on jest? –westchnął niemal niesłyszalnie.
-Mówił, że się spóźni. –usprawiedliwił go niezawodny przyjaciel. No tak, Michael zawsze uratuje tyłek przyjacielowi. –wywróciłem oczami. Jego plecy przylegały do chłodnej ściany. Wzdrygnąłem na ten widok. Po chwili blondyn wyciągnął z kieszeni spodni swój telefon. Odblokował go i wszedł w wiadomości z nadzieją, że przyjaciel pozostawił mu jakąkolwiek informację na temat jego nieobecności na spotkaniu. –Cholera. –mruknął pod nosem.
-Od kiedy to pół godziny nazywa się spóźnieniem, o którym nikt nie wie, Michi? –zapytał wściekły Heinz. –Chyba z takim czymś dzwoni się najpierw do trenera. –dodał wychodząc z pomieszczenia zostawiając nas z emocjami, które przed chwilą w nas wzbudził.
Siedziałem na ławce przy ścianie obok Hayboecka. „Moje centrum obserwacyjne”. Z tego miejsca widzę wszystko. To co chcę, a zarazem to co niekoniecznie chciałbym widzieć. Na przykład zdesperowany Michael, który od dłuższego czasu usiłuje dodzwonić się do swojego najlepszego przyjaciela, który najwyraźniej nie ma czasu by odebrać choć jedno z przychodzących połączeń. Naprawdę przeżywam takie chwile, w których zastanawiam się nad sensem ich przyjaźni. Kiedy jeden z nich ma problem, wpakował się w jakieś bagno wtedy drugi go wyciąga... i nawzajem. Tak jest praktycznie cały czas. Jeden drugiemu ratuje tyłek. Nie chcę już nawet wiedzieć od ilu lat tak robią i ile takich sytuacji im się już zdarzyło. Czasem im zazdroszczę, że mają takiego przyjaciela, który pójdzie za tobą w największy ogień, ale to nie zawsze popłaca.
Tak samo jest z tym w miłości. „Ja… biorę Ciebie… za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.” Nigdy nie wypowiedziałem tych słów jedynie we śnie (czyli tak naprawdę nigdy). Ba! W ogóle nie chcę nawet tego nikomu deklarować. Brzydziłbym się samego siebie. Ponieważ nie wiem i nie rozumiem uczciwości małżeńskiej oraz wierności… w moim związku z Sandrą już od kilku lat nie ma takiego czegoś jak wierności. Nie jestem takiego czegoś nauczony. Nasz związek jest w pewnym sensie wolnym od wszystkich zobowiązań. Cały czas żyjemy w kłamstwach. Ja żyję w kłamstwach ciągle ją okłamując i zdradzając. Nie raz podczas imprezy usłyszałem od jakiejś dziewczyny, którą próbowałem poderwać te słowa: „…przecież ty masz narzeczoną.” Wtedy tłumaczyłem każdej z nich, że Sandry tutaj nie ma i tego nie widzi. Tak było co tydzień… kiedy tylko nadarzyła się do tego okazja. Ale jestem z nią bo mi dobrze. Mam wszystko czego pragnę, nic mi nie brakuje.
Wydaje mi się, że ona nie ma nic przeciwko moich „odskoków”. Myślę, że tak naprawdę ona już nie ma to sił. To ciągnie się latami. Pięć lat temu byliśmy idealną parą. To się zmieniło. To ja się zmieniłem. Od zawsze jestem zapatrzony w siebie, chcę wszystkiego dla siebie. Bawię się kosztem innych… tak było w marcu. Zrobiłem coś paskudnego. Ale nie czuję się za to winny. Z chęcią bym to powtórzył. Było niesamowicie. Tak, jestem zimnym dupkiem, który nie ma uczuć. Pomimo tego szaleje za mną pół świata i ma mnie za człowieka idealnego.

[Cicha]
-I jak tam pierwsze dni pracy? –na fotelu obok mnie usiadła Fausta. Jak zawsze na jej twarzy gości szeroki uśmiech. Często się zastanawiam jak to jest możliwe, że taka śliczna dziewczyna jest sama.
-Powiem ci siostro, że przebolałam. –uśmiechnęłam się widząc jej pogodną twarz.
-Jak Maciek? –moja siostra od zawsze go lubiła. 8 lat różnicy, które są pomiędzy nimi dały jej starszego brata. Nigdy się go nie wstydziła. Kiedy mnie nie było, wyżalała się Maćkowi jak starszej siostrze bądź przyjaciółce.
-Zaskoczę ciebie. –powiedziałam. Nie zawiodłam się –szesnastolatka otworzyła usta ze zdziwienia. Doskonale wiedziała co mam jej do powiedzenia. –Co ja ci mam mówić. Ty pewnie się domyślasz. –zaśmiałam się nie odrywając od niej wzroku.
-Wiem! –klasnęła w dłonie wstając z mebla. Uśmiechnęła się szeroko i rzekła: –Dlatego też zrobię kawę i zaraz mi wszystko opowiesz. –ta dziewczyna zaraża pozytywną energią. Podśpiewując pod nosem ruszyła do kuchni, aby przygotować nam gorące napoje.
-Z mlekiem sojowym! –krzyknęłam.
-Tym razem mnie nie zamordujesz bo pamiętam. Chyba już się przyzwyczaiłam do twoich dziwnych nawyków żywieniowych. –przyznała stawiając na ławie dwa kubki z parującą cieczą. Zapach kawy dotarł do moich nozdrzy. Tego mi brakowało. –wzięłam do dłoni naczynie.
-Dawno tak razem nie siedziałyśmy pijąc kawę i plotkując. –zauważyłam upijając łyk napoju. –Nawet nie pamiętam, kiedy takie coś miało ostatnio miejsce.
-Uwierz, że dawno temu. –zgodnie wybuchłyśmy śmiechem. –Lepiej mów jak tam u pana Kota. –dawno nie usłyszałam takiego określenia na Maćka z jej strony.
-Wydaje mi się, że u niego coraz lepiej. –powiedziałam zanurzając swoje usta w kofeinowej cieczy. –Między nami również jest dobrze. Wyjaśniliśmy sobie to co mieliśmy…
-To super. –ucieszyła się przerywając mi.
-Niby tak, choć nadal czuję, że jestem mu coś winna. Rozmawiamy normalnie, ale czegoś brakuje. –dodałam wbijając wzrok w swoje ręce spoczywające na kubku.
-Zaufania. –stwierdziła po dłuższej chwili ciszy. Po przyjemnej ciszy, nie była ona uciążliwa. –Pamiętaj, że to można odbudować, ale potrzeba trochę czasu.
-Jak tak czasem z tobą rozmawiam to się zastanawiam dlaczego ty nie masz chłopaka. –blondynka wywróciła oczami.
-W sumie nie było okazji…
-Fausta! –zdziwiona wykrzyknęłam jej imię. –Czyżby ja o czymś nie wiem? –zapytałam patrząc na nią uważnie. –Lepiej mi mów szybko kto to.
-Znasz, ale pewnie ci się to za bardzo nie spodoba. –odpowiedziała po chwili wbijając swój wzrok w naczynie, które trzymała w dłoniach.

[Skarb]
W ręce dobra książka. Kawa na stoliku obok kanapy, a w domu cisza i spokój. Tylko ja Jeremy Clarkson. Takie coś to ja lubię. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tutaj leżałem i w ciszy czytałem książkę. Moim ulubionym miejscem do czytania jest fotel w naszym mieszkaniu. Zazwyczaj to wyglądało tak, że ja zajmowałem swój fotel będąc pochłonięty czytaniem książki, a ona siedziała przy stole robiąc jakieś notatki z zawodów. Oddawała się cała swojej pracy. Robiła to najlepiej jak tylko potrafiła. Każdy z nas „pracował” tak około dwóch godzin. Tak było dobrze. Cisza nam nie przeszkadzała, a służyła.
-Cześć! –usłyszałem wesoły głos brata, który właśnie wszedł do domu.
-Jak tam w pracy? –zapytałem wstając z kanapy. Wziąłem do ręki kubek i ruszyłem w stronę kuchni.
-Sezon coraz bliżej. –uśmiechnął się lekko siadając na kuchennym krześle. –Mamy nie ma? –spytał po chwili wyłączając czajnik z gotującą się wodą.
-Pojechała z tatą do babci. Jutro wrócą. –odparłem kończąc myć kubek po kawie. Wytarłem go dokładnie ręcznikiem i odłożyłem do drewnianej szafki nad blatem. Stanąłem obok parapetu i swój wzrok wbiłem w sąsiedni dom. Na piętrze znajdowało się podwójne okno tarasowe, zasłonięte długą, jaśminową firaną. Doskonale wiem co znajduje się za nią. Przeżyłem w tamtym pokoju wiele niesamowitych chwil. Jak dawno mnie tam nie było…
-Po jutrze Kuusamo? –z myślenia wyrwało mnie zadane przez niego pytanie.
-Jakoś mnie to nie cieszy. –westchnąłem patrząc nadal za okno.
-Widzę, że coś się dzieje. Mów. –nie spojrzałem na niego. Wpatrywałem się w góry. Pojedyncze szczyty były już pokryte białym puchem. Widok ten zawsze mnie uspokajał, ale nie tym razem. Byłem jakoś dziwnie nerwowy.
-Ostatnio skakanie nie idzie mi za dobrze. –przyznałem. –Podczas konkursu indywidualnego nawet nie awansowałem do serii finałowej. Zająłem odległe 46. miejsce. –przyjąłem już tą porażkę na swoje barki. –Po konkursie nie mam siły, by rozmawiać z fanami i brać udział w wywiadach. To mnie męczy. –odwróciłem się w stronę Kuby. –Naprawdę nie wiem co się dzieje. –spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
-Czujesz pustkę. –stwierdził, w geście niezrozumienia uniosłem brew w górę. –Czujesz pustkę bo nie ma jej przy tobie. –podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu. –Po każdym konkursie była razem z tobą. Dodawała ci otuchy, a teraz patrzysz na nią z daleka i pewnie marzysz o tym, aby wróciła. –czytał mi w myślach. Cały mój starszy braciszek.
-Miałbyś tak samo na moim miejscu. –na moją twarz wkradł się grymas.
-Musicie ze sobą porozmawiać  i to na spokojnie. Wyciągnijcie z tej rozmowy wszystkie wnioski i zdecydujcie co dalej, bo tak na pewno nie może być. –doradził mi. –Jesteś całkiem innym człowiekiem. Zaczynasz zamykać się w sobie. Czuję, że tracę brata, Maciek. –zauważył po chwili ciszy. Jak zawsze miał rację. Tą cholerną rację. Sam siebie nie poznaję. Czuję się sam.
-Nie bój się już tak o mnie. –uśmiechnąłem się lekko do bruneta. –Nie ma to jak mieć starszego brata.
-No tak. –przytuliłem się do niego tak jak on kiedyś do mnie, po czym on poklepał mnie po plecach. Role się odwróciły.
Brakowało mi takiej rozmowy z moim bratem. Kiedy to chodziliśmy do gimnazjum wszystko się zaczęło. To zawsze ja mu doradzałem w sprawach z dziewczynami. Pakował się w jakieś związki bez przyszłości. On miał zawsze z tym problemy, a ja byłem w idealnym związku z Maryną. Teraz to Kuba jest szczęśliwy, a ja nie wiem co powinienem tak właściwie zrobić.

[…]
Zakopiański klub na Krupówkach. Dawno tutaj mnie nie było. Ostatnio może byłem tutaj jakieś pół roku temu. Więcej już nie chciałem tutaj przychodzić. Nie po tym co się stało.
Dawniej bywałem tutaj w każdą wolną sobotę, a nawet czasem w tygodniu. Bawiliśmy się dobrze razem jak tylko potrafiliśmy. Za każdym razem musiałem ją prowadzić do mieszkania. Upijała się do tego stopnia, że uginał jej się grunt pod nogami. Nie miałem jej tego za złe. Była taka i taką ją zaakceptowałem. Może to dlatego, że kochałem ją całym sercem. Nie potrafiłem na nią nakrzyczeć, żeby zaprzestała to robić.
Choć nie… pamiętam jedną sytuację.

28.06.2014r.
-Gdzie jest Maryna? –zapytałem siedzącego przy naszym stoliku Kubę. Kiedy wychodziłem do łazienki siedziała tutaj jeszcze oprócz Kuby i Dawida.
-Poszła zamówić kolejne drinki. –odpowiedział wskazując na bar. Rzeczywiście, siedziała tam i czekała na zamówienie. Postanowiłem pójść i pomóc jej przynieść trunki.
-Daj spokój. –usłyszałem jej roześmiany głos.
-Naprawdę, jesteś piękna. –odezwał się barman. –Co taka ślicznotka robi tutaj sama? –zadał jej pytanie wyciągając w jej kierunku rękę. Podszedłem nieco bliżej. Byłem ciekaw jej reakcji.
-Nie. –rzuciła stanowczo odsuwając się od tego faceta.
-No daj się pocałować. –kiedy to usłyszałem myślałem, że przywalę temu gościowi. Widziałem w jej oczach zmieszanie. Alkohol. –pomyślałem ruszając w ich stronę.
-Weź się od niej odczep. –warknąłem podchodząc do lady. Blondyn spojrzał na mnie z cwaniackim uśmiechem.
-O cześć Maciek. –uśmiechnęła się szeroko w moją stronę, a po chwili poczułem jak mnie obejmuje w pasie. Była kompletnie pijana, a zapach alkoholu było czuć od niej z odległości dwóch metrów. Znowu przesadziła…
-My tutaj rozmawialiśmy. –wtrącił zielonooki.
-Dobra, dobra. –posłałem mu sztuczny uśmiech po czym zwróciłem się do dziewczyny: -Chodź, idziemy stąd. –wyciągnąłem w jej stronę rękę. Od razu ją uścisnęła, ale czułem jak z chwilą on słabnie, lecz po chwili wstała z krzesła.
-Hej! –krzyknął oburzony mężczyzna, kiedy zaczęliśmy oddalać się od niego. Nie odwróciłem się nadal szedłem prowadząc Cichą. Po chwili poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię. Odwróciłem się w stronę napastnika i w ogóle się nie zawiodłem. Przede mną stał wściekły barman. Naprawdę nie wiem czego on jeszcze chciał.
-Coś ci nie pasuje? –próbowałem być opanowany.
-Tak. –powiedział stanowczo. –Nie dokończyliśmy rozmowy. –wskazał na moją dziewczynę. Prychnąłem. Moim zdaniem to co miało miejsce chwilę temu nie należało do rozmowy.
-I już nie dokończycie…
-Dasz mi swój numer telefonu, mała? –myślałem, że zaraz nie wytrzymam. Tego było już za wiele.
-Nie. –odpowiedziałem za nią i pociągnąłem ją w stronę wyjścia. Nie miałem ochoty dłużej tutaj przebywać, a na pewno nie zostawiłbym jej tutaj samej.
-Dlaczego decydujesz za nią? –uśmiechnął się cwaniacko.
-Bo zachowujesz się jak idiota, a nie chcę, żeby ona miała z takim kimś coś wspólnego. –nie wytrzymałem i wymierzyłem mu nos. Blondyn ugiął się z bólu i odruchowo chwycił się za miejsce, w które przed chwilą oberwał. Krwawił, a ja czułem głupią satysfakcję. Obdarzył mnie wściekłym spojrzeniem po czym odszedł bez słowa.
-Co ty zrobiłeś? –zapytała zszokowana.
-Należało mu się. –sam nie dowierzałem swojej odwadze. Jeszcze nikomu w życiu nie zmasakrowałem nosa. –On mógł cię zgwałcić. –przyznałem z bólem. Dopiero teraz zrozumiałem jak mogło to się potoczyć.
-Co ty mówisz. –jak widać nie podzielała mojego bohaterskiego czynu.
-Gdybyś tyle nie wypiła nie musiałbym łamać nosa tamtemu kolesiowi. –stwierdziłem.
-Nie odzywaj się do mnie. –warknęła i pobiegła w stronę wyjścia.
-Ja się o ciebie boję! –zawołałem za nią, ale na marne. Zniknęła z mojego pola widzenia.

[…]
Znów siedzimy przy naszym ulubionym stoliku. Nie jesteśmy w czwórkę tak jak dawniej, ale jest nas o dwóch więcej. Właśnie Fausta przyprowadziła ze sobą swojego chłopaka.
-Cześć Krzysiek. –przywitałem się z nim. Przyznam, że dawno go nie widziałem. Kątem oka zauważyłem zdziwioną twarz Maryny.
-Wiedziałeś o tym, że oni są razem? –zapytała się mnie dyskretnie po chwili.
-Tak. –przyznałem.
-Aha. Czyli tylko ja żyłam przez cały czas w kłamstwie. –westchnęła. –Dlaczego nie mogła znaleźć sobie kogoś innego? –spytała sama siebie opierając się o ścianę.
-Wyglądają na szczęśliwych, zobacz. –poprosiłem ją. Niechętnie na nich spojrzała. Po chwili na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
-Jak długo są ze sobą? –jej pytaniom nie było końca.
-Jakieś dwa miesiące.
-Ale ze mnie słaba siostra. –osunęła się na dół.
-Nie mów tak. –próbowałem ją pocieszyć, ale sam nie do końca to potrafiłem.
Zamknęła się w sobie na jakiś czas. Nie pozwalała nikomu do siebie dotrzeć. Nawet Faustynie, a przecież ich relacje były niesamowite, mówiły sobie o wszystkim. Ale… ona musiała odpocząć. Pobyć sama. Teraz widzę ją tutaj w klubie i wiem, że to pomogło. Dawna Maryna wraca. No powiedzmy. Zauważyłem, że się zmienia. Pewnie sama nie chce, by tamta Maryna wróciła. Chce coś zmienić. Na stoliku przed nią nie ma już kolorowego drinka, za to stoi tam czysta woda mineralna. To już jest dobry początek. Wierzę w nią, że odnajdzie wiarę w siebie.

[Cicha]
Do moich uszu dotarły słowa piosenki autorstwa Bryana Adamsa. W tym momencie czuję się tak jak kiedyś. Tak jak siedem lat temu podczas wesela mojego kuzyna, kiedy to mieliśmy po 17 lat. Wszystko teraz jest tak samo. Znów bujam się w ramionach Maćkach do słów tej piosenki. Znów czuję się cudownie w jego objęciu. Wejściu na parkiet wytańczyliśmy ostatni refren szybszej piosenki, a zaraz po niej ta ballada. Na początku nie wiedziałam co robić. Pomimo tego, iż od 11 lat był moim przyjacielem bałam się tej bliskości podczas tańca. Tak jak teraz…

Look into my eyes, you will see
What you mean to me

Bez mniejszego zastanowienia spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam to co powinnam, to czego oczekiwałam. To co kiedyś. W jego czekoladowych oczach zobaczyłam to ile dla niego znaczę. Zrozumiałam, że jestem dla niego bardzo ważną osobą w jego życiu. Nadal mnie kocha i mnie pragnie.  A je jego…

Search your heart, search your soul
And when you find me there, you will search no more

Jest tam. Znalazłam go. Jest w moim sercu i duszy. Kocham go i to się nie zmieniło. Mam go tam i tak naprawdę nie potrzebuję żadnego innego. Jedyne czego teraz pragnę to go odzyskać i cieszyć się, że znów go mam przy sobie.

Don't tell me it's not worth tryin' for
Can't tell me it's not worth dyin' for
You know it's true
Everything I do, I do it for you

Wiem to. Może i ostatnimi czasy mieliśmy mały kryzys to i tak wiem, że musimy się poświęcić dla tego związku. Trzeba włożyć w niego wiele trudu, by to odbudować. Ja jestem na to gotowa i w głębi duszy czuję, że pomimo tego co się wydarzyło on również będzie się starać.

Look into your heart, you will find
There's nothin' there to hide
Take me as I am, take my life
I would give it all, I would sacrifice

„Weź mnie takiego, jakim jestem...” Tak naprawdę to on wielu rzeczy dla mnie się wyrzekł. Tak, wziął mnie taką jaką byłam. Głupią, szaloną dziewczynę, która cały czas szalała w klubach i upijała się do upadłego. Później było jej głupio, kiedy reszta przyjaciół nadal się bawiła, a ciebie zawsze ktoś prowadził do domu. Nie ktoś tylko Maciek. Ten, który pokochał mnie taką jaką byłam. Nigdy mu nie podziękowałam za to co dla mnie wtedy robił. Ratował mnie, kiedy robiłam z siebie totalną idiotkę. Chyba to jest właśnie miłość.  

Don't tell me it's not worth fightin' for
I can't help it, there's nothin' I want more
You know it's true
Everything I do, I do it for you

Nie mam odwagi się teraz odezwać, aby chociaż mu podziękować za to wszystko. Nigdy to do mnie nie docierało. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego ile straciłam. Straciłam tego wspaniałego mężczyznę. Już nie chłopaka. Wyrósł na wspaniałego człowieka. Aż się dziwię jak to jest możliwe, że to przy moim boku ukształtował się na taką osobę. Na osobę, która nigdy nie ma przed tobą tajemnic, wspiera cię i nigdy nie zawodzi. Idealny partner, a tylko ja taka głupia.

There's no love like your love
And no other could give more love
There's nowhere unless you're there
All the time, all the way

Przez cały czas darzył mnie wspaniałym uczuciem. Darzył mnie prawdziwą miłością. Robił wszystko, by tylko mnie przy sobie zatrzymać. Ale nie był nierozsądnym człowiekiem. Miał także swoje zdanie i silnie go bronił. Zawsze był sobą, nie próbował nikogo udawać. Znam go lepiej niż kto inny. Ale jednak to on wie wszystko lepiej o sobie. Wie co jest dla niego najlepsze, a co mu nie pasuje.

Look into your heart, babe

Jego twarz przebyła drogę kilkunastu centymetrów i zatrzymała się tuż przy mojej. Znów byliśmy blisko siebie. Stanowczo za blisko. Prawie stykaliśmy się nosami.

Oh, you can't tell me it's not worth tryin' for
I can't help it, there's nothin' I want more
Yeah, I would fight for you, I'd lie for you
Walk the wire for you – yeah, I'd die for you

Poczułam jak lekko muska moje usta. Dawno tego nie czułam. Tej bliskości między nami. Jego wargi na początku niepewnie błądziły po moich. Odwzajemniłam pocałunek dając mu przy tym znać, że nie mam nic przeciwko. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Wyswobodziłam się z jego objęć. Spojrzałam mu w oczy. Błyszczały tak jak po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Wszystko było prawie tak samo. Prawie… odwróciłam wzrok od jego oczu i ruszyłam biegiem w stronę wyjścia z klubu. Chyba tak będzie najlepiej.

You know it's true
Everything I do, oh, I do it for you


Tak, wiem. Jestem idiotką. Zatrzymałam się przed drzwiami i odetchnęłam z ulgą wiedząc, że mnie nie goni. Chcę do niego wrócić, lecz czy miłość mi wszystko wybaczy?




____________________________________
Cześć i czołem!
Wracam do was po prawie 2 miesięcznej przerwie z kolejną, już szóstą szansą. Mam nadzieję, że przypadła ona wam do gustu i nie będziecie mnie za nią bić. 
Przez dłuższy czas nie potrafiłam niczego napisać. Brak weny i pomysłów. W czwartek usiadłam z laptopem, włączyłam ulubioną playlistę i oto powstał ten rozdział! 
Zaraz startuje konkurs drużynowy Raw Air w Oslo na Holmenkollen. Trzymajmy kciuki za naszych! 
Pozdrawiam, Alutka ;*